Książka kard. Josepha Ratzingera "Duch Liturgii" |
|
Przedmowa
- Część
I - Część II
- Część III
- Część
IV
Część Druga - Czas i przestrzeń w
liturgii (fragmenty)
Wreszcie to skierowanie na Wschód oznacza również, że kosmos i
historia zbawienia wzajemnie do siebie przynależą. Kosmos włącza się w modlitwę,
także on czeka na odkupienie. Właśnie ten kosmiczny wymiar jest zasadniczą cechą
liturgii chrześcijańskiej. Liturgia nigdy nie dokonuje się jedynie w świecie
wytworzonym przez człowieka. Jest zawsze liturgią kosmiczną - problematyka
stworzenia należy do samego rdzenia modlitwy chrześcijańskiej. Modlitwa ta
straci swą wielkość, jeśli zapomni o tym związku. Dlatego też wszędzie tam,
gdzie to tylko jest możliwe, należy podejmować apostolską tradycję kierowania
się na Wschód zarówno w budowie kościołów, jak i w realizowaniu
liturgii. (..) Relacje te zarówno w budowie kościoła, jak i w realizacji
liturgii, stały się w czasach nowożytnych niejasne, a nawet zupełnie przestano
je sobie uświadamiać. Tak tylko daje się wytłumaczyć fakt, że wspólny kierunek
modlitwy kapłana i ludu zaczął być nazywany "celebrowaniem do ściany" lub
"odwracaniem się plecami do ludu", sprawiając tym samym wrażenie czegoś
absurdalnego i całkowicie nie do przyjęcia. Tylko w ten sposób wyjaśnić można
fakt, że uczta - do tego wyobrażana w nowożytnych obrazach - stała się w tym
momencie normatywną ideą dla liturgicznej celebracji chrześcijan. Tak naprawdę
doszło tutaj do klerykalizacji, nigdy wcześniej w tym miejscu nieobecnej. Kapłan
- jako przewodniczący liturgii (jak się go teraz chętnie nazywa) - staje się
teraz właściwym punktem odniesienia dla całości. Wszystko zależy od niego. To
jego trzeba widzieć, to w jego działaniu brać udział, jemu odpowiadać - to jego
kreatywność podtrzymuje całość. W sposób uzasadniony podejmowana jest próba
zredukowania tej dopiero co powołanej do życia roli poprzez rozdzielenie
różnorodnych czynności i powierzenie "twórczego" opracowania liturgii grupom
wiernych przygotowujących nabożeństwo, które powinny, a przede wszystkim chcą
"włączyć siebie" w przebieg mszy. Coraz mniej widać tu Boga, coraz ważniejsze
staje się to, co czynią ludzie, którzy spotykają się tutaj i którzy wcale nie
chcą się już poddać "danemu z góry schematowi". Zwrócenie się kapłana do ludu
czyni ze wspólnoty zamknięty krąg. Wspólnota w swoim kształcie nie jest już
otwarta ani do przodu ani do góry, lecz zamyka się w sobie samej. Wspólne
zwrócenie się na Wschód nie oznaczało ani tego, że "celebruje się do ściany",
ani tego, że kapłan "odwraca się plecami do ludu" (nie był on po prostu uważany
za aż tak ważnego). Albowiem tak, jak w synagodze wspólnie patrzono w stronę
Jerozolimy, tak i tutaj wspólnie patrzy się "na Pana". Jak wyraził to J.A.
Jungmann, jeden z Ojców Konstytucji Liturgicznej Soboru Watykańskiego II,
chodziło raczej o ten sam kierunek zwrócenia się kapłana i ludu, którzy
wiedzieli, iż wspólnie zmierzają do Pana. Nie zamykają się w kręgu, nie
przyglądają się sobie wzajemnie, lecz jako wędrujący lud Boży kierują się na
Wschód, w stronę Chrystusa, który wychodzi nam naprzeciw. (...) Istotną
kwestią jest jednak wspólne zwrócenie się na Wschód w czasie Modlitwy
eucharystycznej. Nie chodzi tu o coś przypadkowego, lecz o rzecz zasadniczą. To
nie spojrzenie na kapłana jest ważne, lecz wspólne spojrzenie na Chrystusa. Nie
chodzi tutaj o dialog, lecz o wspólną adorację, o wyjście naprzeciw Temu, który
nadchodzi. To nie zamknięty krąg odpowiada istocie wydarzenia, lecz wspólne
wyruszenie w drogę, wyrażające się we wspólnym kierunku.
Przedmowa - Część
I - Część II
- Część III
- Część
IV
|