Wywiad z ks. prof. Maciejem Zacharą |
|
Wywiad z ks. prof. Maciejem
Zacharą, marianinem, dr liturgiki, wykładowcą w seminariach duchownych,
odprawiającym Mszę św. w dwóch rytach: zwyczajnej i nadzwyczajnej formie
rytu rzymskiego oraz w rycie bizantyjsko-słowiańskim, autorem komentarzy w
„Oremus” oraz prowadzącym blog liturgiczny „Zasypywanie przepaści” na portalu
liturgia.pl.
1. Odprawia ksiądz Mszę św. w nowym rycie, ale w swojej
posłudze kapłańskiej celebruje także ksiądz świętą liturgię w starym rycie i
rycie bizantyjsko-słowiańskim. Czy celebracja w rycie trydenckim[nadzwyczajna
forma rytu rzymskiego - przypis red.] jest tylko powrotem do muzeum, czy -
zgodnie ze słowami papieża Benedykta XVI - może prowadzić do wzajemnego
ubogacania obu form rytu rzymskiego i liturgii?
Ani przez moment nie traktowałem celebrowania w dawnym rycie
rzymskim, czy też w rycie wschodnim, w kategorii muzealnictwa. Jeżeli ktokolwiek
tak by to traktował, byłoby to niezgodne z naturą liturgii i w ogóle z
Ewangelią. Liturgii bizantyjsko-słowiańskiej nauczyłem się ze względu na
konieczność duszpasterskiej pomocy w neounickiej parafii w Kostomłotach n.
Bugiem, kiedy proboszczem był tam nieodżałowanej pamięci o. Roman Piętka MIC,
mający wówczas poważne problemy zdrowotne. Natomiast dawnego rytu rzymskiego
nauczyłem się z dwóch powodów. Motywem bezpośrednim było spotkanie z osobami z
lubelskiego środowiska liturgii tradycyjnej, co zaowocowało decyzją o włączeniu
się w posługę duszpasterską. Ale był drugi powód, bardziej podstawowy. Bardzo
serio potraktowałem papieski list apostolski „Summorum
Pontificum” z 2007 r., znacznie rozszerzający możliwość
celebrowania tradycyjnej liturgii. Tego listu naprawdę nie można sprowadzać do
taktycznego posunięcia dla pozyskania Bractwa św. Piusa X ani też do jakiejś
wielkodusznej koncesji na rzecz przywiązanych do dawnej liturgii katolików.
Nazwanie dawnej liturgii „formą nadzwyczajną rytu rzymskiego” jest przyznaniem,
że ta liturgia cały czas pozostaje wyrazem wiary Kościoła i częścią jego żywej
tradycji.
2. Jakie doświadczenia wniosła ta forma rytu rzymskiego
w Księdza przeżywanie Najświętszej Ofiary?
Mam bardzo mocne poczucie, że to nie ja prowadzę liturgię, ale
że ja sam jestem przez nią prowadzony. Chcę też wyraźnie zaznaczyć, że nie mam
poczucia zniewolenia rubrykami Mszału. Niektórzy starsi księża mówią, że mieli
takie poczucie, jak również lęk przed jakąś pomyłką, w efekcie czego wracali po
Mszy do zakrystii wyczerpani psychicznie. Ja niczego takiego nie odczuwam. To
doświadczenie bycia prowadzonym przez liturgię wpływa również na styl
sprawowania liturgii w formie zwyczajnej, posoborowej, pomaga mi unikać pokusy
postawienia się w pozycji prowadzącego czy też kreatora liturgii, co kiedyś mi
się dość często zdarzało (krótko po święceniach miałem za punkt honoru być
kreatywnym, zmienić zawsze jakiś szczegół w obrzędach mszalnych). Poza tym
bardzo sobie cenię modlitwy Mszału Piusa V, dla których nie znalazło się miejsce
w Mszale posoborowym: np. cudowny Psalm 43 (42) u stopni ołtarza albo modlitwy
ofiarowania darów, które mocno podkreślają, że Msza święta jest ofiarą
przebłagalną czy też wspaniałe wersety biblijne towarzyszące Komunii
świętej.
3.Wiele osób nie wie czym jest ryt trydencki
[nadzwyczajna forma rytu rzymskiego - przypis red.], gdyż od ponad 40 lat nie
jest on używany w kościołach w Polsce, ich szczególną obawę budzi łacina oraz
inne formy udziału wiernych w czasie takiej Mszy. Jak ksiądz scharakteryzowałby
główne różnice między Mszą św. wg Mszału Pawła VI (posoborową) a Mszą św. wg
Mszału bł. Jana XXIII (przedsoborową)?
Może nie będę mówił o szczegółowych różnicach. Zamiast tego
przywołam słowa mojego profesora z rzymskiego „Anselmianum”, o. Cassiana Folsoma
OSB, amerykańskiego liturgisty, który mniej więcej tak ujął różnicę między
obiema formami liturgii: Liturgia posoborowa kładzie nacisk na prostotę,
zrozumiałość, czynny udział wszystkich, co jest jakby mówieniem prozą. Z kolei
dawniejsza liturgia, posługująca się w większym stopniu milczeniem, symboliką,
akcją rytualną bez słów, jest jakby mówieniem poezją. Człowiek poznaje zarówno
racjonalnie, jak też intuicyjnie; potrzebuje zarówno prozy jak i
poezji.
4. Jakie widzi Ksiądz praktyczne konsekwencje wezwania papieża
Benedykta XVI o hojne otworzenie serc na przyjęcie starej, wielowiekowej
tradycji celebrowania Mszy św.? Jaki oddźwięk znajduje to wezwanie w
Polsce?
Trudność polega na tym, że dominują dzisiaj dwie czarno-białe
wizje najnowszej historii liturgii, bazujące na radykalnej opozycji liturgii
przed- i posoborowej oraz na czarnych stereotypach dotyczących jednej bądź
drugiej formy liturgii. Dla jednych wszystko co było przed reformą, było
idealne, a reforma liturgii to samo zło i przyczyna całego kryzysu w Kościele.
Dla drugich, odwrotnie, wszystko co było przed reformą jest samym złem, a
reforma oznacza szczęśliwe zerwanie z przeszłością i stworzenie nowej idealnej
liturgii. Obie wizje są nieprawdziwe. Liturgia posoborowa, choć mająca znaczące
elementy nowe, to jednak, jako całość, nie jest kreacją z niczego, tylko dość
radykalną reformą liturgii wcześniejszej. Sobór wzywał do dokonania odnowy
liturgicznej i ten impuls niewątpliwie pochodził od Ducha Bożego, gdyż praktyka
liturgiczna oraz liturgiczna pobożność były na niskim poziomie. Natomiast
gruntowna reforma obrzędów po Soborze była już konkretnym sposobem realizacji
tej odnowy, wcale nie jedynym możliwym. Jako akt kościelny, potwierdzony
autorytetem papieża Pawła VI, reforma była prawomocna i ortodoksyjna. Natomiast
będąc dziełem ludzkim może jednocześnie podlegać krytycznej ocenie. Osobiście
jestem przekonany, że obok decyzji bardzo dobrych, podjęto także inne, mniej
szczęśliwe, zwłaszcza nie wystarczająco brano pod uwagę wezwanie Soboru, by
nowości wprowadzać tylko w razie konieczności i tak, by formy nowe niejako
organicznie wyrastały z już istniejących (KL 23). Niewątpliwie liturgiczna
działalność Ojca Świętego zmierza do przezwyciężenia tej szkodliwej opozycji:
liturgia przedsoborowa / liturgia posoborowa oraz, w dalszej perspektywie, do
dokonania jakiejś korekty posoborowej reformy liturgii. Wyraźnie o tym mówił w
maju na kongresie w Rzymie kard. Kurt Koch, przewodniczący Papieskiej Rady ds.
Popierania Jedności Chrześcijan. Jeszcze raz przywołam słowa ojca Folsoma, który
powiedział, że obie formy liturgii to jak dwie osoby, które dotąd były sobie
obce, a teraz mają szansę zamieszkać blisko siebie i się ze sobą zaprzyjaźnić.
Ja bym dodał, że obie formy liturgii są jak dwie bliskie krewne, które żyły
dotąd daleko od siebie i nie chciały się znać, a teraz mają szansę poznać się i
odkryć swe pokrewieństwo.
5. Jak "zreformować
reformę" czyli jak wydobyć piękno i godność celebracji nowego rytu szukając w
nim organicznej ciągłości z wielowiekową celebracją liturgii a nie szukaniem
TYLKO adaptacji do współczesnego świata? Czy można celebrować Novus Ordo ku
wschodowi czy też będzie to odwracanie się tyłem do ludu wiernego - pytanie
ważne w naszym kościele, który - być może przypadkowo - jest orientowany (na
wschód).
Posłużę się
tytułem jednego z dokumentów Stolicy Apostolskiej nt. odnowy życia zakonnego:
„Rozpocząć na nowo od Chrystusa”. To Chrystus i Jego paschalna Ofiara jest
ośrodkiem celebracji. On jest Gospodarzem, On jest celebransem liturgii. To jest
fundament zarówno soborowego myślenia o liturgii jak też teologii liturgicznej
obecnego papieża. A nam się często wydaje, że liturgia po Soborze to
nasza własność, którą możemy dostosowywać do swoich doraźnych potrzeb,
także religijnych, byle nas zadowalała. Tymczasem liturgia, tak jak i całe
orędzie Ewangelii, wcale nie ma nas zadowalać, ona wyzwala nas z nas samych i
orientuje całe nasze życie na Chrystusa. To musi być podstawa naszego
przeżywania liturgii. A skoro wspomina Pan o ustawieniu kapłana przy ołtarzu, to
wspólne zwrócenie się kapłana i wiernych ku wschodowi, czyli ku Chrystusowi
(Chrystus – wschodzące słońce: Łk 1, 78) to nic innego jak rytualny wyraz tej
rzeczywistości, o której mówimy i nie ma to nic wspólnego z odwracaniem się
kapłana plecami do wiernych, taka interpretacja to całkowite nieporozumienie.
Praktyka by kapłan stał za ołtarzem twarzą do wiernych narodziła się w
XX w. jako próba podkreślenia wspólnotowego charakteru celebracji, ale to weszło
jako zwyczaj, nie zostało nigdzie nakazane. Dlatego jak najbardziej
można celebrować ku wschodowi i nie jest to żadne łamanie obecnych norm
liturgicznych, a stoi za tym wielowiekowa tradycja, wiernie przechowywana w
rytach wschodnich, oraz naprawdę głęboka teologia.
Źródło: mszawbrwinowie.blogspot.com
|