Patron proboszczów
Jan urodził się w rodzinie ubogich wieśniaków w Dardilly koło
Lyonu 8 maja 1786 r. Do I Komunii przystąpił potajemnie podczas Rewolucji
Francuskiej w 1799 r. Po raz pierwszy przyjął Chrystusa do swego serca w szopie,
zamienionej na prowizoryczną kaplicę, do której wejście dla ostrożności
zasłonięto furą siana. Ponieważ szkoły parafialne były zamknięte, nauczył się
czytać i pisać, kiedy miał 17 lat.
Po ukończeniu szkoły podstawowej,
otwartej w Dardilly dopiero w 1803 roku, Jan uczęszczał do szkoły w Ecully (od
roku 1806). Miejscowy, świątobliwy proboszcz udzielał młodzieńcowi nauki łaciny.
Od służby wojskowej wybawiła go ciężka choroba, na którą zapadł. Wstąpił do
niższego seminarium duchownego w 1812 r. Przy tak słabym przygotowaniu i późnym
wieku nauka szła mu bardzo ciężko. W roku 1813 przeszedł jednak do wyższego
seminarium w Lyonie. Przełożeni, litując się nad nim, radzili mu, by opuścił
seminarium. Zamierzał faktycznie tak uczynić i wstąpić do Braci Szkół
Chrześcijańskich, ale odradził mu to proboszcz z Ecully. On też interweniował za
Janem w seminarium. Dopuszczono go do święceń kapłańskich właśnie ze względu na
tę opinię oraz dlatego, że diecezja odczuwała dotkliwie brak kapłanów. 13
sierpnia 1815 roku otrzymał święcenia kapłańskie. Miał wówczas 29
lat.
Pierwsze trzy lata spędził jako wikariusz w Ecully. Na progu swego
kapłaństwa natrafił na kapłana, męża pełnego cnoty i duszpasterskiej gorliwości.
Po jego śmierci biskup wysłał Jana na wikariusza-kapelana do Ars-sur-Formans.
Młody kapłan zastał kościółek zaniedbany i opustoszały. Obojętność religijna
była tak wielka, że na Mszy świętej niedzielnej było kilka osób. Wiernych było
zaledwie 230; dlatego też nie otwierano parafii, gdyż żaden proboszcz by na niej
nie wyżył. O wiernych Ars mówiono pogardliwie, że tylko chrzest różni ich od
bydląt. Ks. Jan przybył tu jednak z dużą ochotą. Nie wiedział, że przyjdzie mu
tu pozostać przez 41 lat (1818-1859).
Całe godziny przebywał na modlitwie
przed Najświętszym Sakramentem. Sypiał zaledwie po parę godzin na gołych
deskach. Kiedy w 1824 r. otwarto w wiosce szkółkę, uczył w niej prawd wiary.
Jadł nędznie i mało, można mówić o wiecznym poście. Dla wszystkich był uprzejmy.
Odwiedzał swoich parafian i rozmawiał z nimi przyjacielsko. Powoli wierni
przyzwyczaili się do swojego pasterza. Kiedy biskup spostrzegł, że ks. Jan daje
sobie jakoś radę, otworzył w 1823 r. formalną parafię w Ars. Dobroć pasterza i
surowość jego życia, kazania proste i płynące z serca - powoli nawracały dotąd
zaniedbane i zobojętniałe dusze. Kościółek zaczął się z wolna zapełniać w
niedziele i święta, a nawet w dni powszednie. Z każdym rokiem wzrastała liczba
przystępujących do sakramentów.
Pomimo tylu zabiegów nie wszyscy jeszcze zostali pozyskani dla
Chrystusa. Ks. Jan wyrzucał sobie, że to z jego winy. Za mało się za nich modlił
i za mało pokutował. Wyrzucał także sobie własną nieudolność. Błagał więc
biskupa, by go zwolnił z obowiązków proboszcza. Kiedy jego błagania nie pomogły,
postanowił uciec i skryć się w jakimś klasztorze, by nie odpowiadać za dusze
innych. Biskup jednak nakazał mu powrócić. Posłuszny, uczynił to. Nie wszyscy
kapłani rozumieli niezwykły tryb życia proboszcza z Ars. Jedni czynili mu
gorzkie wymówki, inni podśmiewali się z dziwaka. Większość wszakże rozpoznała w
nim świętość i otoczyła go wielką czcią. Sława proboszcza zaczęła rozchodzić
się daleko poza parafię Ars. Napływały nawet z odległych stron tłumy ciekawych.
Kiedy zaś zaczęły rozchodzić się pogłoski o nadprzyrodzonych charyzmatach
księdza Jana (dar czytania w sumieniach ludzkich i dar proroctwa), ciekawość
wzrastała. Ks. Jan spowiadał długimi godzinami. Miał różnych penitentów: od
prostych wieśniaków po elitę Paryża. Bywało, że zmordowany jęczał w
konfesjonale: "Grzesznicy zabiją grzesznika"! W dziesiątym roku pasterzowania
przybyło do Ars ok. 20 000 ludzi. W ostatnim roku swojego życia miał przy
konfesjonale ich ok. 80 000. Łącznie przez 41 lat przesunęło się przez Ars około
miliona ludzi.
Nadmierne pokuty osłabiły już i tak wyczerpany organizm.
Pojawiły się bóle głowy, dolegliwości żołądka, reumatyzm. Do cierpień fizycznych
dołączyły duchowe: oschłość, skrupuły, lęk o zbawienie, obawa przed
odpowiedzialnością za powierzone sobie dusze i lęk przed sądem Bożym. Jakby tego
było za mało, szatan przez 35 lat pokazywał się ks. Janowi i nękał go nocami,
nie pozwalając nawet na kilka godzin wypoczynku. Inni kapłani myśleli
początkowo, że są to gorączkowe przywidzenia, że proboszcz z głodu i nadmiaru
pokut był na granicy obłędu. Kiedy jednak sami stali się świadkami wybryków
złego ducha, uciekli w popłochu. Jan Vianney przyjmował to wszystko jako
zadośćuczynienie Bożej sprawiedliwości za przewiny własne, jak też grzeszników,
których rozgrzeszał.
Jako męczennik cierpiący za grzeszników i ofiara konfesjonału,
zmarł 4 sierpnia 1859 r., przeżywszy 73 lata. W pogrzebie skromnego proboszcza z
Ars wzięło udział ok. 300 kapłanów i ok. 6000 wiernych. Nabożeństwu żałobnemu
przewodniczył biskup ordynariusz. Śmiertelne szczątki złożono nie na cmentarzu,
ale w kościele parafialnym. W 1865 r. rozpoczęto budowę obecnej bazyliki. Papież
św. Pius X dokonał beatyfikacji sługi Bożego w 1905 roku, a do chwały świętych
wyniósł go w roku jubileuszowym 1925 Pius XI. Ten sam papież ogłosił św. Jana
Vianneya patronem wszystkich proboszczów Kościoła rzymskiego w roku 1929. W
stulecie śmierci proboszcza z Ars Jan XXIII wystosował osobną encyklikę
Sacerdoti nostri primordia, w której przypomniał tę piękną
postać.
W ikonografii Święty przedstawiany jest w stroju duchownym ze stułą na szyi,
często w otoczeniu dzieci.
Zobacz:
List
Benedykta XVI na rozpoczęcie Roku Kapłaństkiego 2009-2010
List
Jana Pawła II do kapłanów na Wielki Czwartek
1986:
"Św. Jan Maria Vianney - wzór dla wszystkich kapłanów"
|