z Polski
Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych" |
|
2012-03-01
Po raz drugi
w historii obchodzimy dziś nowe święto państwowe, które przywraca Polakom pamięć
bohaterów narodowych, żołnierzy antykomunistycznego podziemia, którzy w obronie
najwyższych wartości rzucili wyzwanie sowietyzacji Polski i komunistycznej
dyktaturze. Szli "wyprostowani wśród tych, co na kolanach, wśród odwróconych
plecami i obalonych w proch" (Zbigniew Herbert). Za walkę z sowietyzacją kraju
nie odebrali nigdy żadnej nagrody - przez dziesiątki lat napiętnowani mianem
"bandytów" i otoczeni pogardą, żyli tylko w pamięci najbliższych i wiernych
towarzyszy broni. Ale tak jak dobro nie może nigdy przegrać ze złem, tak
szlachetna walka żołnierzy powstania antykomunistycznego odnosi zwycięstwo.
Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych" jest skromnym zadośćuczynieniem i
spłatą moralnego długu wobec najbardziej niezłomnych.
Zakatowani w
więzieniu na Mokotowie, tropieni jak łowna zwierzyna przez oddziały sowieckiego
NKWD i pozostającego na ich służbie KBW i UB, wydawani przez rodzimych
konfidentów - wracają na karty historii, choć ich imiona, nazwiska, pseudonimy
miały zostać na zawsze wymazane. Jako "bandyci" i "faszyści" nie dostali szansy
na żaden sprawiedliwy osąd, a partyjni propagandyści i "literaci" w ubeckich
mundurach zadbali o spreparowanie wyłącznie czarnego obrazu żołnierzy powstania
antykomunistycznego. Pamięć o toczonej przez nich heroicznej walce, o
wartościach, jakie były jej motywem, miała zejść do grobu razem z ostatnimi
"leśnymi". A że zadano im śmierć haniebną, skrytobójczą, pozbawiono też mogił,
by nie stali się wzorami dla młodzieży, punktem odniesienia dla następców,
którzy powinni ponieść sztandar "świętej Sprawy".
Długie szeregi bohaterów podziemia niepodległościowego symbolizuje major
Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka", po wojnie dowódca odtworzonej 5. Brygady
Wileńskiej Armii Krajowej. Obok niego: porucznik Józef Kuraś "Ogień",
najsłynniejszy partyzant Podhala; major Hieronim Dekutowski "Zapora", dowódca
zgrupowania na Lubelszczyźnie; kapitan Kazimierz Kamieński "Huzar", bracia Leon
i Edward Taraszkiewiczowie, Zdzisław Broński "Uskok", major Ludwik Bernaciak
"Orlik", kapitan Jan Borysewicz "Krysia", kresowy zagończyk na Nowogródczyźnie;
Danuta Siedzikówna "Inka", sanitariuszka w brygadzie "Łupaszki"... I ci, którym
udało się wytrwać najdłużej, jak poległy w marcu 1957 r. ppor. Stanisław
Marchewka "Ryba", ostatni "leśny" na Białostocczyźnie, czy Józef Franczak
"Laluś", który jako ostatni żołnierz Polski Podziemnej zginął w obławie pod
Piaskami na Lubelszczyźnie w październiku 1963 r. - prawie 20 lat po
wojnie. To tylko niektórzy z blisko 20 tysięcy żołnierzy podziemia
niepodległościowego, którzy z bronią w ręku, po zamianie okupacji niemieckiej na
sowiecką, podjęli wbrew nadziei walkę o nadzieję - o Polskę wolną, suwerenną,
sprawiedliwą i przeciwstawili się komunistycznej dyktaturze.
"Nie jesteśmy żadną bandą, tak jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie
naszej Ojczyzny. My jesteśmy z miast i wiosek polskich" - pisał w konspiracyjnej
ulotce major "Łupaszka", dodając: "Sumienie Narodu to my!". Jednoznacznie
antykomunistyczne było przesłanie, z jakim "żołnierze wyklęci" stanęli do walki
z narzuconym reżimem. Chcieli walczyć zarówno o granice wschodnie, jak i
zachodnie, o całość ziem Rzeczypospolitej, nie uznając dyktatu jałtańskiego ani
zaborczej polityki Związku Sowieckiego. "Komunizm, który pragnie opanować
Polskę, musi zostać zniszczony" - deklarował "Ogień". "Nie obchodzą nas partie,
te czy owe programy. My chcemy Polski suwerennej, Polski chrześcijańskiej,
Polski - polskiej!" - zapewniał kapitan Władysław Łukasiuk "Młot", dowódca 6.
Brygady Wileńskiej. Wiedzieli, że za życia nie odniosą zwycięstwa - ich udziałem
było rzucenie ziarna, z którego owoców miało czerpać następne
pokolenie. Wydawało się jednak, że powiedzie się zamysł definitywnego
pogrzebania pamięci o nich, bo dobrego klimatu dla żołnierzy podziemia
niepodległościowego nie było również w latach 90. - okrągłostołowy sojusz
komunistów i części opozycji, z ojcami i dziadkami z UB i KBW w tle, stał na
przeszkodzie wyjściu z cienia "wyklętych". Dopiero dzięki działalności Ligi
Republikańskiej, której zawdzięczamy termin "żołnierze wyklęci" i znakomitą o
nich wystawę, Fundacji "Pamiętamy", pojedynczym historykom wiedza o powstaniu
antykomunistycznym powoli przebijała się do świadomości społecznej. Sytuację
diametralnie zmieniło powstanie Instytutu Pamięci Narodowej i dostęp do archiwów
peerelowskich.
W wymiarze publicznym przełom stanowiła prezydentura tragicznie zmarłego w
zamachu smoleńskim Lecha Kaczyńskiego i prowadzona przez niego polityka
historyczna przywracania pamięci ludziom i formacjom wyrzuconym poza obszar
wspólnoty narodowej. Wyróżniając wysokimi odznaczeniami, najczęściej
pośmiertnie, "żołnierzy wyklętych", członków ich rodzin prześladowanych przez
bezpiekę prezydent przywracał elementarną sprawiedliwość w spojrzeniu na
najnowszą historię. Na prośbę kombatantów skierował też do Sejmu projekt ustawy
ustanawiającej Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych", uchwalony - po
ciężkiej batalii - w lutym 2011 roku. Epigoni profesora Longina Pastusiaka,
który w 2001 r. z sejmowej trybuny zarzucił członkom Zrzeszenia "Wolność i
Niezawisłość" dokonywanie "aktów terroru", znaleźli się w mniejszości. Święto
"wyklętych" daje nadzieję, że rozliczenie z PRL, moralna delegalizacja systemu
komunistycznego wreszcie zostanie dokonana.
1 marca został wybrany nieprzypadkowo jako data uczczenia "żołnierzy
wyklętych" - 60 lat temu, 1 marca 1951 roku, w więzieniu na Mokotowie straceni
zostali członkowie IV Zarządu Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość" z ppłk.
Łukaszem Cieplińskim "Pługiem" na czele. W ten sposób zakończyła formalnie
działalność największa organizacja powojennego podziemia niepodległościowego,
oprócz WiN tworzyły ją różne struktury poakowskie, Narodowe Zjednoczenie
Wojskowe, Konspiracyjne Wojsko Polskie czy lokalne grupy oporu, działające pod
koniec swej działalności często kilkuosobowo.
Dzięki Fundacji "Pamiętamy" i lokalnym społecznościom udało się upamiętnić
wielu z "żołnierzy wyklętych", ale wciąż bohaterowie powstania
antykomunistycznego nie mają swojego pomnika - czytelnego symbolu dla wspólnoty.
Andrzej Przewoźnik, tragicznie zmarły w drodze do Katynia sekretarz generalny
Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, pragnął, by taki monument powstał w
Warszawie, a na Grobie Nieznanego Żołnierza zawisły tablice z nazwami
miejscowości związanymi z podziemiem niepodległościowym.
(na podstawie Naszego Dziennika)
Spis wydarzeń organizowanych w Polsce z
okazji Dnia Pamięci "Żołnierzy Wyklętych"
|