Wywiad z ks. Robertem kardynałem Sarah o sile ciszy |
|
Poniżej wywiad z ks. Robertem kardynałem Sarah na temat "Siły ciszy" i dyktatury
hałasu, który ukazał się w październiku 2016 r. w numerze francuskiej gazety La
Nef. Wywiad został przeprowadzony przy okazji publikacji nowej książki
kardynała pt. „La Force du silence” (Moc milczenia: przeciw dyktaturze hałasu).
La Nef: Ta książka, którą
oferuje ksiądz kardynał swoim czytelnikom to prawdziwa, duchowa medytacja
ciszy. Z czego wynika taka głęboka refleksja, jaka zazwyczaj nie jest
oczekiwana od prefekta Kongregacji Kultu Bożego, odpowiedzialnego za dokumenty,
które wpływają bardzo konkretnie na życie Kościoła?
Robert kardynał Sarah: „Pierwszym językiem
Boga jest cisza”. Komentując tę piękną, bogatą myśl świętego Jana od Krzyża,
Thomas Keating, w swojej pracy „Zaproszenie do miłości”, pisze: "Wszystko inne
jest nieudolnym tłumaczeniem. Aby zrozumieć ten język, musimy nauczyć się
milczeć i spocząć w Bogu."
Nadszedł czas, aby odkryć prawdziwą hierarchię
ważności. Nadszedł czas, by postawić Boga z powrotem w centrum naszego
zainteresowania, w centrum naszych działań i naszego życia: w jedynym miejscu,
które On powinien zajmować. W ten sposób nasza chrześcijańska podróż będzie
orbitować wokół tej Skały, nabierać kształtu w świetle wiary i karmić się w
modlitwie, która jest momentem cichego i indywidualnego spotkania, podczas
którego człowiek staje z Bogiem twarzą w twarz, by Go adorować i wyrażać swoją
synowską miłość do Niego.
Nie oszukujmy się. To jest naprawdę pilna sprawa:
na nowo odkryć sens Boga. Teraz Ojciec pozwala zbliżyć się do Niego tylko w
milczeniu. Tym, czego Kościół potrzebuje dziś najbardziej, nie jest reforma
administracyjna, kolejny program duszpasterski, czy też zmiana strukturalna.
Program już istnieje: ten, który zawsze mieliśmy, zaczerpnięty z Ewangelii i z
żywej Tradycji. Jest nim skoncentrowanie na samym Chrystusie, którego musimy
poznać, kochać i naśladować, aby żyć w Nim i przez Niego, aby przekształcić
nasz świat, który ulega degradacji, ponieważ ludzie żyją tak, jakby Bóg nie
istniał. Jako kapłan, jako pasterz, jako prefekt, jako kardynał, moim
priorytetem jest, aby głosić, że tylko Bóg może zaspokoić ludzkie serce.
Myślę, że jesteśmy ofiarami powierzchowności,
egoizmu i ducha światowego, które są rozpowszechniane w naszym społeczeństwie
sterowanym przez media. Jesteśmy pochłonięci walką o wpływy, konfliktami
międzyludzkimi, narcystycznym, próżnym aktywizmem. Rozsadza nas duma i
pretensjonalizm więźniów żądzy władzy. Ze względu na tytuły, obowiązki zawodowe
lub kościelne, godzimy się na zgniłe kompromisy. Ale to wszystko przemija jak
mgła. W mojej nowej książce chciałem zaprosić chrześcijan i ludzi dobrej woli,
aby wejść w ciszę. Bez niej żyjemy w złudzeniu. Jedyną rzeczywistością, która
zasługuje na uwagę, jest sam Bóg, a Bóg milczy. On czeka na nasze milczenie,
aby objawić się nam.
Odzyskanie poczucia ciszy jest
zatem priorytetem, pilną koniecznością.
Cisza jest ważniejsza niż jakakolwiek inna praca
ludzka, bo ona wyraża Boga. Prawdziwa przemiana pochodzi z ciszy - prowadzi nas
do Boga i do innych tak, że możemy stawić się w pokorze na ich usługi.
Dlaczego idea ciszy jest tak istotna? Czy
cisza jest konieczna, aby znaleźć Boga? I w jaki sposób "jest największą
wolnością człowieka"? Jako "wolność", jest cisza praktyką
ascetyczną?
Kard. Sarah: Cisza nie jest ideą, jest
drogą, która umożliwia ludziom zbliżenie się do Boga.
Bóg jest ciszą, a ta boska cisza mieszka w
człowieku. Żyjąc z milczącym Bogiem, i w Nim, sami stajemy się cisi. Nic z
większą łatwością nie sprawi, że odkryjemy Boga, jak przez ciszę wpisaną w
serce naszego jestestwa.
Nie boję się stwierdzić, że bycie dzieckiem Boga
jest bycie dzieckiem ciszy.
Osiągnięcie wyciszenia jest walką i jest formą
ascezy. Tak, trzeba odwagi, by uwolnić się od wszystkiego, co obciąża nasze
życie, bo niczego tak bardzo nie kochamy jak wygląd, łatwość i pozory
zewnętrzne. Wyrywany ze swojego wnętrza, przez swoją potrzebę wypowiedzenia
wszystkiego, gadatliwy człowiek nie daje sobie rady, będąc daleko od Boga,
niezdolny do jakiejkolwiek głębokiej, duchowej aktywności. W przeciwieństwie do
tego, cichy człowiek jest wolnym człowiekiem. Światowe łańcuchy nie mają nad
nim żadnej władzy.
Żadna dyktatura nie może nic zrobić przeciwko
cichemu człowiekowi. Nie można ukraść człowiekowi milczenia.
Myślę o moim poprzedniku na Stolicy Konakry w
Gwinei, arcybiskupie Raymondzie Marii Tchidimbo. Pozostawał on w więzieniu
przez prawie dziewięć lat, prześladowany przez dyktaturę marksistowską. Nie
wolno mu było spotykać się lub rozmawiać z kimkolwiek. Cisza narzucona przez
strażników stała się miejscem spotkania z Bogiem. W tajemniczy sposób, jego
cela stała się prawdziwym "nowicjatem", a nędzny, obskurny pokoik pozwolił mu w
jakiś sposób zrozumieć wspaniałą ciszę nieba.
Czy można jeszcze zrozumieć znaczenie
milczenia w świecie, gdzie poziom hałasu, we wszystkich jego formach, nigdy nie
spada? Czy jest to nowa sytuacja "nowoczesności" z jej mediami, telewizją i
Internetem, czy ten hałas zawsze był charakterystyczny dla „świata”?
Kard. Sarah: Bóg jest ciszą, a diabeł
hałaśliwy. Od samego początku, szatan stara się maskować swoje kłamstwa pod
zwodniczą, rezonującą agitacją. Chrześcijanin ma obowiązek wobec siebie, żeby nie być z tego
świata. To do niego należy aby odwrócić się od zgiełku tego świata, od
jego plotek, które prowadzą donikąd, bo lepszym jest zwrócenie się ku temu, co
jest zasadnicze: Bóg.
Nasz pracowity, technologiczny wiek uczynił nas
jeszcze bardziej chorymi. Hałas stał się jak narkotyk, od którego współcześni
ludzie są uzależnieni. Ze swoim odświętnym wyglądem, hałas jest jak wir, który
odwodzi od spojrzenia sobie w twarz i konfrontacji z wewnętrzną pustką. Jest to
diaboliczne kłamstwo. Przebudzenie może być tylko brutalne.
Nie boję się wezwać wszystkich ludzi dobrej woli
do przystąpienia do pewnej formy ruchu oporu. Co stanie się z naszym światem,
jeśli nie można znaleźć w nim oaz ciszy?
W burzliwej powodzi łatwych, pustych słów,
zachowanie milczenia przybiera wygląd słabości. W nowoczesnym świecie, cichy
człowiek staje się kimś, kto nie wie, jak się bronić. Jest on "pod-człowiekiem"
w odniesieniu do samozwańczego silnego człowieka, który miażdży i zatapia
innych w powodzi swoich słów. Ten cichy człowiek to o jednego za dużo. To jest
u nowoczesnych ludzi głęboką przyczyną pogardy i nienawiści dla cichych istot,
przyczyną ich odrażających zbrodni przeciw nienarodzonym dzieciom, chorym lub
osobom u schyłku życia. Te istoty ludzkie są wspaniałymi prorokami ciszy. Wraz
z nimi, nie boję się twierdzić, że kapłani nowoczesności, którzy wypowiedzieli
swego rodzaju wojnę milczeniu, przegrali bitwę. Ponieważ możemy milczeć w
środku największego zamętu, nikczemnych zawirowań, pośród zgiełku i krzyku tych
piekielnych urządzeń, które zapraszają nas do aktywności, wyrywając wszelki
transcendentny wymiar i życie wewnętrzne z nas.
Chociaż wewnętrzny człowiek szuka ciszy, aby
znaleźć Boga, czy sam Bóg zawsze jest milczący? I jak mamy rozumieć to, co
niektórzy nazywają "milczeniem Boga" w odniesieniu do niewypowiedzianie złych
tragedii takich jak Holocaust, gułagi ...? Mówiąc bardziej ogólnie, czy
istnienie zła może podważać "wszechmoc" Boga?
Kard. Sarah: To pytanie prowadzi nas do
bardzo głębokiej tajemnicy. W Wielkiej Kartuzji [macierzystym klasztorze zakonu
kartuzów], rozważaliśmy głęboko tę kwestię z generałem zakonu o.
Dyzmą de Lassus.
Bóg nie chce zła. Niemniej jednak pozostaje
zdumiewająco milczący w obliczu naszych prób. Mimo wszystko, cierpienie nie
stawia wszechmocy Bożej pod znakiem zapytania, z dala od niego. Raczej ukazuje
Go nam. Wciąż słyszę głos dziecka, które przez łzy zapytało mnie: "Dlaczego Bóg
nie uratował mojego ojca, żeby nie został zamordowany?" W swoim tajemniczym
milczeniu, Bóg objawia się we łzach wylanych przez to dziecko, a nie w porządku
światowym, który byłby usprawiedliwieniem tych łez. Bóg ma swój tajemniczy
sposób bycia blisko nas, w naszych doświadczeniach. On jest silnie obecny w
naszych próbach i cierpieniach. Jego siłą staje się cisza, ponieważ objawia ona
Jego nieskończoną taktowność, Jego miłującą czułość dla tych, którzy cierpią.
Zewnętrzne oznaki nie zawsze są najlepszym dowodem bliskości. Milczenie objawia
współczucie Boga, fakt, że bierze On udział w naszych cierpieniach. Bóg nie
pragnie zła. A im bardziej potworne zło, tym wyraźniej widać, że Bóg w nas jest
pierwszą ofiarą.
Zwycięstwo Chrystusa nad śmiercią i grzechem
dopełniło się w wielkiej ciszy krzyża. Bóg objawia całą swoją moc w tej ciszy,
której żadne barbarzyństwo nigdy nie będzie w stanie
skalać.
Kiedy udałem się do krajów, które przeżywają
gwałtowność głębokich kryzysów, cierpień i tragicznych nieszczęść, takich jak
Syria, Libia, Haiti, Filipiny po wyniszczającym tajfunie, zauważyłem, że niema
modlitwa jest ostatnim skarbem tych, którym nic nie zostało. Milczenie jest
ostatnim okopem, gdzie nikt nie może wejść, jedynym pomieszczeniem, w którym
panuje pokój, miejsce w którym cierpienie na chwilę składa broń. W cierpieniu
ukryjmy się w twierdzy modlitwy.
Wtedy moc strażników nie jest już ważna.
Przestępcy mogą zniszczyć wszystko z wściekłością, ale niemożliwe jest dla nich
włamać się i wejść w ciszę, w serce, w sumienie człowieka, który modli się i
zanurza się w Bogu. Bicie cichego serca, nadzieja, wiara i zaufanie Bogu
pozostają niezatapialne. Na zewnątrz, świat może stać się polem ruin, ale
wewnątrz naszej duszy, w najgłębszej ciszy, Bóg czuwa. Wojny i pasma nieszczęść
nigdy nie będą lepsze od Boga w nas. W obliczu zła i milczenia Boga, zawsze
musimy wytrwać w modlitwie i wołać po cichu, mówiąc z wiarą i miłością:
"Szukałem Cię, Jezu!
Słyszałem, że płaczesz z
radości
przy narodzinach
dziecka.
Widziałem Cię, wyglądając
wolności
przez kraty więzienia.
Szedłem blisko Ciebie,
kiedy żebrałeś o kawałek
chleba.
Słyszałem, jak wyjesz z
żalu
gdy na dzieci spadały
bomby.
Odkryłem Cię w
pomieszczeniach szpitala,
poddany traktowaniu bez
miłości.
Teraz, gdy Cię
znalazłem,
Nie chcę Cię znowu
stracić.
Proszę, naucz mnie kochać
Cię. "
Z Jezusem lepiej znosimy
nasze cierpienia i próby.
Jaką rolę przypisuje ks. kardynał ciszy w
naszej łacińskiej liturgii? Gdzie ją ksiądz widzi i jak pogodzić ciszę z
uczestnictwem?
Kard. Sarah: Przed majestatem Boga tracimy
nasze słowa. Kto odważy się mówić przed Wszechmocnym? Święty Jan Paweł II
widział w ciszy sedno każdej postawy modlitewnej, bo to cisza wypełniona
obecnością pełną adoracji objawia "pokorną akceptację ograniczoności stworzenia
w obliczu nieskończonej transcendencji Boga, który nie przestaje objawiać się
jako Bóg-Miłość." Odrzucenie tej ciszy, wypełnionej ufną bojaźnią i uwielbieniem
jest odrzuceniem Bożej możliwości zawładnięcia nami przez Jego miłość i Jego
obecność. Święte milczenie jest więc miejscem, gdzie możemy spotkać Boga, bo
przychodzimy do niego z odpowiednią postawą człowieka, który drży i boi się
zbliżyć mając ufną nadzieję. My kapłani musimy uczyć się na nowo synowskiej
bojaźni Bożej i sakralnego charakteru naszych relacji z Nim. Musimy uczyć się
na nowo drżeć z zadziwieniem przed świętością Boga i niebywałą łaską naszego
kapłaństwa.
Milczenie uczy nas głównych reguł życia
duchowego: znajomość ich nie sprzyja intymności, wręcz przeciwnie, odpowiedni
dystans jest warunkiem zjednoczenia. To właśnie po drodze adoracji ludzkość
kroczy ku miłości. Święte milczenie otwiera drogę do mistycznej ciszy, pełnej
kochającej bliskości. Pod jarzmem świeckiego rozumu, zapomnieliśmy, że
wyłącznie świętość i kult są przepustką do życia duchowego. Dlatego nie waham
się stwierdzić, że święte milczenie jest kardynalną zasadą całej liturgii.
W rzeczy samej to pozwala nam wejść do udziału w
misterium, które jest sprawowane. Drugi Sobór Watykański podkreśla, że cisza
jest uprzywilejowanym środkiem propagowania udziału ludu Bożego w liturgii.
Intencją Ojców Soborowych było wskazanie, co jest prawdziwym udziałem w
liturgii: wniknięcie w Boże misterium. Pod pretekstem uczynienia dostępu do
Boga łatwiejszym, niektórzy chcieli, żeby wszystko w liturgii było od razu
zrozumiałe, racjonalne, horyzontalne i ludzkie. Ale działając w taki sposób,
istnieje ryzyko, iż zredukujemy święte misterium do dobrego
samopoczucia. Pod pretekstem pedagogii, niektórzy księża oddają się
niekończącym się komentarzom, które są płaskie i przyziemne. Czy ci duszpasterze
boją się, że milczenie w obecności Najwyższego może wprawić w zakłopotanie
wiernych? Czy oni myślą, że Duch Święty jest niezdolny do otwarcia serc na Boże
Tajemnice przez wylanie na nich światła duchowej łaski?
Święty Jan Paweł II ostrzega nas: człowiek
wchodzi do uczestnictwa w Bożej obecności "jedynie przyjmując postawę
adoracyjnego milczenia, ponieważ u szczytu poznania i doświadczenia Boga
znajduje się Jego absolutna transcendencja.”
Święte milczenie jest dobrem wiernych i duchowni
nie mogą pozbawiać ich tego!
Milczenie jest tkaniną, z której nasza liturgia
powinna być wykrojona. Nic nie powinno przerywać milczącej atmosfery, która
jest jej naturalnym klimatem.
Nie jest pewnego rodzaju paradoksem,
stwierdzanie potrzeby ciszy w liturgii, podczas gdy we Wschodnich liturgiach
nie ma żadnych momentów ciszy, a są one szczególnie piękne, święte i pełne
modlitwy?
Kard. Sarah: Ten komentarz jest mądry i
pokazuje, że nie wystarczy zapisać "chwil milczenia", aby liturgia była
przeniknięta świętą ciszą.
Cisza jest postawą duszy. Nie jest to pauza
pomiędzy dwoma obrzędami, jest sama w sobie w pełni obrzędem.
Oczywiście, ryty wschodnie nie przewidują
momentów ciszy podczas Boskiej Liturgii. Niemniej jednak, są one głęboko
zapoznane z apofatycznym wymiarem modlitwy przed Bogiem, który jest "niepojęty,
niezrozumiały i nieuchwytny". Boska Liturgia jest niejako zanurzona w
tajemnicy. Celebrowana jest za ikonostasem, który dla wschodnich chrześcijan
jest zasłoną chroniącą tajemnicę. Wśród nas łacinników, cisza jest dźwiękowym
ikonostasem. Milczenie jest formą mistagogii, umożliwia nam wejście w tajemnicę
bez jej naruszenia. W liturgii język tajemnic milczy. Cisza nie zakrywa, ona
objawia się w głębi.
Święty Jan Paweł II uczy nas, że "tajemnica
ciągle sama się zasłania, przykrywa się ciszą, w celu uniknięcia tworzenia
bożka w miejscu Boga." Chcę dzisiaj oświadczyć, że ryzyko, iż chrześcijanie
staną się bałwochwalcami, jest wielkie. Więźniowie zgiełku niekończącego się
ludzkiego przemawiania nie jesteśmy daleko od stworzenia kultu według naszych
własnych wymiarów, jakiegoś boga na nasze własne podobieństwo. Jak zauważył
kardynał Godfried Danneels "głównym błędem zachodniej liturgii, tak jak jest
ona celebrowana w praktyce, jest to, że jest zbyt przegadana." Ojciec Faustin
Nyombayré, rwandzki ksiądz mówi, że w Afryce "powierzchowność nie oszczędza
liturgii lub para-religijnych spotkań, z których ludzie wracają zdyszani i
spoceni, zamiast wypoczęci i pełni tego, co było celebrowane, aby lepiej żyć i
być lepszym świadkiem." Celebracje czasem stają się głośne i wyczerpujące.
Liturgia jest chora. Najbardziej uderzającym symbolem
tej choroby jest wszechobecność mikrofonu. Stało się on tak nieodzowny, że
ludzie dziwią się, jak ktokolwiek mógł celebrować liturgię, zanim wynaleziono
mikrofon!
Hałas z zewnątrz i nasze własne wewnętrzne
zakłócenia sprawiają, że jesteśmy obcy dla samych siebie. W środku szumu
człowiek nie może przezwyciężyć popadania w banał: jesteśmy powierzchowni, w
tym co mówimy, wypowiadamy puste przemowy, w których ciągle mówimy i mówimy...
aż znajdziemy coś do powiedzenia, coś w rodzaju lekkomyślnej paplaniny,
składającej się z żartów i słów, które zabijają. Jesteśmy powierzchowni także w
tym, co robimy: żyjemy banałem, który jest rzekomo
logiczny i moralny, i nie widzimy w tym niczego nienormalnego.
Często opuszczamy nasze hałaśliwe, powierzchowne
celebracje bez napotkania w nich Boga i wewnętrznego pokoju, który On chce nam
zaoferować.
Po lipcowej konferencji w Londynie, ksiądz
kardynał powraca do tematu zwrócenia liturgii ku Wschodowi i chciałby zobaczyć
zastosowanie tego w naszych kościołach. Dlaczego jest to takie ważne i jak widzi
ksiądz kardynał wdrażanie tej zmiany?
Kard. Sarah: Cisza stawia zagadnienie, co
jest istotą liturgii. Teraz liturgia jest mistyczna. Tak długo, jak zbliżamy
się do liturgii z hałaśliwym sercem, będzie miała powierzchowny, ludzki wygląd.
Cisza liturgiczna jest radykalnym i zasadniczym usposobieniem, jest nawróceniem
serca. Teraz, aby być nawróconym, dosłownie, trzeba się odwrócić, skierować się
do Boga. Nie ma prawdziwej ciszy w liturgii, jeśli nie jesteśmy z całego serca
odwróceni do Pana. Musimy nawrócić się, zwrócić się do Pana, aby na niego
patrzeć, kontemplować Jego oblicze i upaść do Jego stóp, by Go adorować. Mamy
wzór: Maria Magdalena była w stanie rozpoznać Jezusa w wielkanocny poranek, bo
obróciła się do Niego: "Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono".
„Haec cum dixisset, conversa est retrorsum et videt Jesus stantem. - Gdy
to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa” (J 20, 13-14).
Jak możemy osiągnąć tę wewnętrzną dyspozycję
inaczej niż przez fizyczne zwrócenie się wszyscy razem, kapłan i wierni w stronę
przychodzącego Pana, ku Wschodowi symbolizowanemu przez absydę, gdzie
intronizowany jest krzyż?
Orientacja zewnętrzna prowadzi nas do orientacji
wewnętrznej, którą symbolizuje (Orient = Wschód). Od czasów apostolskich,
chrześcijanie byli zżyci z tym sposobem modlitwy. To nie jest kwestia
celebrowania tyłem do ludu albo twarzą do wiernych, lecz ku Wschodowi, ad Dominum,
w stronę Pana.
Taki sposób odprawiania promuje ciszę.
Rzeczywiście, wtedy jest mniejszą pokusą dla celebransa aby zmonopolizować
rozmowę. Skierowany twarzą w stronę Boga, jest mniej skłonny do stania się
profesorem, który daje wykład podczas całej Mszy, sprowadzając ołtarz do roli
podium, koncentrując się już nie na krzyżu, lecz na mikrofonie! Kapłan musi
pamiętać, że jest tylko narzędziem w rękach Chrystusa, że musi być cicho, aby
zrobić miejsce dla Słowa, i że nasze ludzkie słowa są śmieszne w porównaniu do
jedynego Wiecznego Słowa.
Jestem przekonany, że kapłani nie używają tego
samego tonu głosu, gdy celebrują Mszę zwróceni na Wschód. Jesteśmy o wiele
mniej skłonni uważać się za aktorów, jak mówi Papież Franciszek!
Oczywiście, ten sposób celebracji, chociaż
słuszny i pożądany, nie powinien być narzucany jako rewolucja. Wiem, że w wielu
miejscach katecheza przygotowawcza pozwala wiernym zaakceptować i docenić
zwrócenie się ku Wschodowi. Chciałbym, że ta kwestia nie stała się okazją do
ideologicznego starcia pomiędzy frakcjami! Mówimy przecież o naszej relacji z
Bogiem.
Jak już niedawno miałem okazję powiedzieć podczas
prywatnej rozmowy z Ojcem Świętym, tutaj daję po prostu, z głębi serca,
sugestie jako pasterz zaniepokojony o dobro wiernych. I nie zamierzam jednej
praktyki przeciwstawiać drugiej. Jeśli nie jest to fizycznie możliwe, aby
odprawiać ad orientem, to absolutnie konieczne jest, aby umieścić na
ołtarzu wyraźnie widoczny krzyż, jako punkt odniesienia dla wszystkich.
Chrystus na krzyżu jest chrześcijańskim Wschodem.
Ksiądz kardynał gorliwie broni soborowej
Konstytucji o liturgii jednocześnie ubolewając nad faktem, że została tak źle
wdrożona. Jak to wytłumaczyć z perspektywy ostatnich pięćdziesięciu lat? Czy to
nie pasterze Kościoła są przede wszystkim za to odpowiedzialni?
Kard. Sarah: Myślę, że brakuje nam ducha
wiary, gdy czytamy dokument soborowy. Urzeczony tym, co Benedykt XVI nazwał
Soborem mediów, odczytujemy go zbyt po ludzku, szukając zerwania i przeciwieństw
tam, gdzie katolickie serce musi dążyć do znalezienia odnowy w ciągłości.
Bardziej niż kiedykolwiek musi nas prowadzić soborowe nauczanie zawarte w
Sacrosanctum Concilium. Najwyższa pora, by wyciągnąć naukę z Soboru,
zamiast wykorzystywać go do usprawiedliwiania naszego zaangażowania w
kreatywność lub do bronienia naszych ideologii w liturgicznej świętej
wojnie.
Wystarczy jeden przykład: Vaticanum II znakomicie
opisał kapłaństwo chrzcielne wiernych jako zdolność do
składania samych siebie w ofierze Ojcu z Chrystusem, tak aby stać się w Jezusie
"świętą, czystą, nieskalaną Ofiarą". Mamy tu fundament teologiczny dla
autentycznego uczestnictwa w liturgii.
Ta duchowa rzeczywistość powinna być doświadczana
szczególnie na Ofiarowaniu, momencie gdy cały lud chrześcijański ofiaruje
siebie, nie obok Chrystusa, ale w Nim, przez Jego ofiarę, która się dokona
podczas konsekracji. Ponowne odczytanie Soboru pozwoliłby nam uniknąć naszych
ofertoriów zniekształconych przedstawieniami, które mają więcej wspólnego z
folklorem niż z liturgią. Zdrowa hermeneutyka ciągłości może nas doprowadzić do
przywrócenia na honorowe miejsce starożytnych modlitw Ofiarowania, ponownie
odczytanych w świetle Vaticanum II.
Wspomina ksiądz kardynał "reformę reformy",
której, jak Eminencja mówi, ksiądz pragnie. Co powinno się na nią przede
wszystkim składać? Mogłaby ona dotyczyć obu form rytu rzymskiego, czy tylko
formy zwyczajnej?
Kard. Sarah: Liturgia zawsze musi być
reformowana, aby być bardziej wierna swej mistycznej istocie. Co jest nazywane
"reformą reformy", a co być może powinniśmy nazywać "wzajemnym ubogacaniem się
obrzędów", przyjmując wyrażenie z nauczania Benedykta XVI, jest duchową
koniecznością. W związku z tym dotyczy to obu form rytu rzymskiego.
Odrzucam tracenie naszego czasu na
przeciwstawianie jednej liturgii drugiej albo rytu św.
Piusa V rytowi bł. Pawła VI. Jest to kwestia wniknięcia w wielką ciszę
liturgii. Konieczne jest, aby wiedzieć, jak być wzbogaconym wszystkimi formami
liturgicznymi, łacińskimi lub wschodnimi. Dlaczego nadzwyczajna forma nie
powinna być otwarta na udoskonalenia wytworzone przez reformę liturgiczną
wprowadzoną po II Soborze Watykańskim? Dlaczego zwyczajna forma nie może odkryć
na nowo starożytnych modlitw Ofiarowania, modlitw u stopni ołtarza lub nieco
ciszy podczas niektórych części Kanonu?
Bez ducha kontemplacji liturgia pozostanie okazją
do nienawistnych podziałów i konfliktów ideologicznych, do publicznego
upokorzenia słabszych przez tych, którzy twierdzą, że posiadają jakąś władzę,
podczas gdy liturgia powinna być miejscem naszej jedności i komunii w Panu.
Dlaczego powinniśmy konfrontować się i brzydzić się sobą nawzajem? Wręcz
przeciwnie, liturgia powinna doprowadzić nas „do jedności wiary i pełnego
poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni
Chrystusa... Tak więc, żyjąc prawdziwie w miłości sprawmy, by wszystko rosło ku
Temu, który jest głową - ku Chrystusowi” (Ef 4:13-15).
W obecnym kontekście liturgicznym świata rytu
łacińskiego w jaki sposób możemy przezwyciężyć nieufność, która pozostaje
pomiędzy niektórymi wielbicielami dwóch form liturgicznych jednego rytu
rzymskiego, którzy odrzucają odprawianie drugiej formy i patrzą na to z pewną
pogardą?
Kard. Sarah: Zniszczenie
liturgii jest zniszczeniem naszego stosunku do Boga i wyrazu naszej
chrześcijańskiej wiary. Kardynał Charles Journet oświadczył: "Liturgia i
katecheza to dwie szczęki szczypiec, którymi diabeł chce ukraść wiarę ludowi
chrześcijańskiemu i zawładnąć Kościołem tak, aby zmiażdżyć, unicestwić i
zniszczyć go całkowicie. Nawet dziś wielki smok czyha na kobietę, Kościół,
gotowy pożreć jej dziecię.” Tak, diabeł chce byśmy byli przeciw sobie, w samym
sercu sakramentu jedności i braterskiej komunii. To jest czas, aby ustała
nieufność, pogarda i podejrzliwość. Nadszedł czas, aby odkryć katolickie serce.
Jest czas, aby wspólnie, na nowo odkryć piękno liturgii, tak jak Ojciec Święty
Franciszek zaleca nam, bo, jak mówi" piękno liturgii odzwierciedla obecność
chwały naszego Boga promieniującego na Jego ludzi, którzy żyją i są pocieszeni
" (Homilia podczas Mszy Krzyżma, 28 marca 2013).
Jaki był dla księdza kardynała ten
wyjątkowy pobyt w Wielkiej Kartuzji?
Kard. Sarah:
Dziękuję Bogu za to, że udzielił mi tej wyjątkowej łaski. I jak mógłbym
nie wspomnieć całej wdzięczności w moim sercu i moich bezkresnych podziękowań
dla o. Dyzmy de Lassusa za bardzo ciepłe przyjęcie? Chciałbym również pokornie
prosić go o przebaczenie za wszystkie kłopoty, które mogły być spowodowane
przeze mnie podczas mojego pobytu w jego klasztorze. Wielka Kartuzja jest domem
Boga. Ona podnosi nas do Boga i stawia twarzą do Niego. Miejsce oferuje
wszystko, co potrzebne, aby spotkać Boga: piękno przyrody, surowość
pomieszczeń, ciszę, samotność i liturgię. Nawet jeśli mam w zwyczaju modlić się
nocą, to nocna Liturgia Godzin w Wielkiej Kartuzji wywarła na mnie głębokie
wrażenie: ciemność była czysta, cisza urodziła Obecność, tę Bożą. Noc schowała
przed nami wszystko, izolując nas od siebie, ale jednocząc nasze głosy i hymny
pochwalne, skierowała nasze serca, nasze spojrzenia i naszą myśl tak, by nie
patrzeć na nic poza Bogiem. Noc jest matczyna, wspaniała i oczyszczająca.
Ciemność jest jak fontanna, z której wyłaniamy się obmyci, zaspokojeni i
głębiej zjednoczeni z Chrystusem i z innymi. Spędzanie dużej części nocy na
modlitwie regeneruje. Powoduje, że stajemy się odrodzeni. Tutaj Bóg prawdziwie
staje się naszym Życiem, naszą Siłą, naszym Szczęściem, Wszystkim dla nas.
Czuję wielki podziw dla świętego Brunona, który, podobnie jak Eliasz,
doprowadził tyle dusz na tę Bożą górę, aby zobaczyli i usłyszeli „szmer
łagodnego powiewu” i pozwolili sobie być wezwanymi przez ten głos, który mówił
do nas: "Co ty tu robisz, Eliaszu?" (1 Kr 19:11-13).
Tłumaczenie
dla Sanctus.pl: Weronika N.
Moc milczenia: przeciw dyktaturze hałasu
|