Benedykt XVI - Światłość świata - Papież, Kościół i znaki czasu |
|
Wybrane fragmenty książki-wywiadu z Ojcem Świętym Benedyktem XVI pt. „Światłość świata. Papież, Kościół, znaki
czasu”, który przeprowadził z Papieżem niemiecki
dziennikarz i pisarz Peter Seewald. Książka jest dostępna w oprawie miękkiej oraz w oprawie twardej.
Jak modli się Benedykt XVI?
Co się tyczy Papieża, to
jest on także jedynie prostym żebrakiem przed Bogiem – nawet bardziej niż
wszyscy inni ludzie. Oczywiście modlę się przede wszystkim do naszego Pana, z
którym mnie po prostu łączy, powiedzmy, stara znajomość. Ale
przywołuję także świętych. Jestem zaprzyjaźniony z Augustynem, Bonawenturą,
Tomaszem z Akwinu. Do takich świętych mówi się: „Pomóżcie!” W każdym
razie ważnym punktem odniesienia jest zawsze Matka Boża. W tym sensie
zagłębiam się we wspólnotę świętych. Z nimi, przez nich wzmocniony,
rozmawiam też z dobrym Bogiem, przede wszystkim prosząc, ale
też dziękując - albo po przyjacielsku, całkiem po prostu.
Papież – absolutny i nieomylny suweren?
To
fałszywy pogląd. Pojęcie nieomylności rozwinęło się w ciągu setek lat. Powstało
wobec pytania, czy gdziekolwiek istnieje ostateczna
rozstrzygająca instancja. Pierwszy Sobór Watykański, postępując
zgodnie z długą tradycją jeszcze z czasów pierwotnego chrześcijaństwa,
ostatecznie stwierdził: Istnieje nieodwołalne rozstrzygnięcie! Nie wszystko
pozostaje otwarte! Papież może w pewnych okolicznościach i pod pewnymi warunkami
podjąć ostatecznie wiążącą decyzję, dzięki której będzie jasne, co jest wiarą
Kościoła, a co nią nie jest. To wcale nie oznacza, że papież ciągle
może być "nieomylny". W sprawach zwyczajnych biskup Rzymu działa tak jak
każdy inny biskup, gdy wyznaje swoją wiarę, gdy ją przepowiada, gdy jest wierny
Kościołowi. Tylko gdy zachodzą szczególne warunki, gdy Tradycja świadczy o czymś
jasno i wie on, że nie działa samowolnie, papież może powiedzieć: To jest wiara
Kościoła - i może wypowiedzieć swoje "nie" temu, co tą wiarą nie jest. W
tym sensie Pierwszy Sobór Watykański zdefiniował zdolność do ostatecznego
rozstrzygnięcia, aby poprzez to wiara zachowała swoją obowiązującą
moc.
Sytuacja Kościoła
Kościół żyje. Patrząc
tylko z pozycji Europy, wygląda na to, że jest w stanie upadku. Ale to tylko
fragment całości. W innych częściach świata rośnie i żyje, jest pełen dynamiki.
Liczba nowych księży wzrosła w ostatnich latach, tak jest też z liczbą
seminarzystów. Przeżywamy na kontynencie europejskim tylko pewną jego stronę,
nie całą dynamikę tego przełomu, która gdzie indziej istnieje, którą spotykam w
czasie swych podróży i z którą się spotykam podczas wizyt biskupów.
O molestowaniu seksualnym
To był dla nas wielki
wstrząs. Nagle tak dużo brudu. To był naprawdę niemal krater wulkanu, z którego
nagle doszło do erupcji ogromnej chmury brudu, wszystko pociemniało i pogrążyło
się w brudzie. Doszło do tego, że duchowieństwo nagle stało się miejscem wstydu,
a każdy ksiądz jest podejrzany i uchodzi za jednego z nich. Niektórzy księża
opowiadali, że nie śmieli nawet podawać dzieciom ręki na przywitanie, nie mówiąc
już o tym, by z nimi organizować obóz wędrowny.
Ta sprawa nie była dla
mnie zaskoczeniem. Pracując w Kongregacji Nauki Wiary miałem do czynienia z
przypadkami z USA; widziałem również, jak narastała sytuacja w Irlandii. W tym
całym wielkim nieuporządkowaniu był to niesłychany szok. Od czasu mojego wyboru
na Stolicę Piotrową spotykałem się wielokrotnie z ofiarami nadużyć seksualnych.
Trzy i pół roku temu, w październiku 2006 roku, zażądałem w swoim wystąpieniu do
biskupów irlandzkich, aby wyjawili całą prawdę i uczynili wszystko, co
konieczne, aby tego rodzaju straszne przestępstwa więcej się nie powtórzyły, aby
była przestrzegana zasada prawa i sprawiedliwości, a przede wszystkim, aby
uleczyć ofiary.
Widok duchowieństwa nagle tak zbrukanego, jak również
Kościoła katolickiego w jego wnętrzu, był trudny do zniesienia. W tym momencie
ważne jednak było, by nie odwrócić wzroku od faktu, że w Kościele istnieje
dobro, a nie tylko te straszne rzeczy.
Kiedy papież powinien
ustąpić?
Jeśli papież dojdzie do wyraźnego przekonania, że nie
może fizycznie, psychicznie i duchowo sprawować już swojego urzędu, wtedy ma
prawo, a w pewnych okolicznościach wręcz obowiązek ustąpić.
Związki księży z kobietami, celibat i
małżeństwo
Nie może tak być. Wszystko, co jest kłamstwem i
zatajeniem, nie może mieć miejsca. Niestety w historii Kościoła jest wiele
okresów, w których takie sytuacje występują i szerzą się, zwłaszcza wtedy, kiedy
występują w połączeniu z duchowym klimatem danego czasu. Stanowi to oczywiście
szczególne wyzwanie dla nas wszystkich. Tam, gdzie ksiądz żyje z kobietą,
powinno się sprawdzić, czy jest chęć zawarcia małżeństwa i czy może być zawarte
dobre małżeństwo. Jeżeli tak jest, powinni pójść tą drogą. Jeżeli zawodzi
moralna wola i nie występuje rzeczywista wewnętrzna więź, należy próbować
znaleźć drogi uzdrowienia dla niego i dla niej. W każdym wypadku należy zadbać o
dobro dzieci – one są pierwszorzędnym dobrem – i aby otrzymały żywe wychowanie,
którego potrzebują.
Podstawowym problemem jest uczciwość. Druga sprawa
to szacunek do prawdy obojga ludzi i dzieci, aby znaleźć dobre rozwiązanie. Po
trzecie: jak młodych ludzi wychowywać ponownie do celibatu? Jak można wspierać
księży, aby mogli go przeżywać i pozostawał on znakiem w tych pogmatwanych
czasach, w których nie tylko celibat, ale również małżeństwo znajdują się w
głębokim kryzysie? Wielu twierdzi, iż nie istnieje już monogamiczne małżeństwo.
Wspieranie celibatu i małżeństwa jest wielkim wyzwaniem. Małżeństwo monogamiczne
jest fundamentem, na którym spoczywa cywilizacja zachodnia. Jeżeli się
rozpadnie, rozpadnie się w sposób istotny nasza kultura.
Nietolerancja w imię tolerancji
Rzeczywistym
zagrożeniem, przed którym stoimy, jest likwidacja tolerancji w imię tolerancji.
Istnieje niebezpieczeństwo, że rozum, tak zwany zachodni rozum, twierdząc, że
rozpoznał rzeczywiście, co jest słuszne będzie uzurpował sobie prawo do całości,
która jest wrogiem wolności. Uważam za konieczne usilne obnażanie tego
zagrożenia. Nikt nie jest zmuszany do bycia chrześcijaninem. Nikt jednak nie
może być zmuszany do życia zgodnie z „nową religią”, jak gdyby była ona jedyna i
obowiązująca całą ludzkość.
Chrześcijaństwo i
nowoczesność
Na ile to tylko możliwe, musimy dążyć do tego, aby
pogodzić jedno i drugie, gdyż oba uzupełniają się wzajemnie. Bycia
chrześcijaninem nie można sprowadzać do przynależności do pewnego rodzaju
archaicznej warstwy, którą się w jakiś sposób utrzymuje i która poniekąd żyje
obok nowoczesności. Bycie chrześcijaninem jest samo w sobie czymś żywotnym,
nowoczesnym, formuje i kształtuje moją całą nowoczesność i pod tym względem
prawdziwie ją obejmuje.
Temu, że wiąże się z tym niezbędne, wielkie
zmaganie duchowe, dałem wyraz, powołując ostatnio Papieską Radę ds. Krzewienia
Nowej Ewangelizacji. Ważne jest, że próbujemy tak przeżywać i przemyśleć
chrześcijaństwo, aby przyjęło ono w siebie dobrą i prawą nowoczesność, a zarazem
oddzielało i odróżniało to, co jest antyreligią.
Priorytet –
pytanie o Boga
Naszym wielkim zadaniem jest przede wszystkim
ukazywanie w nowym świetle priorytetu Boga. Dzisiaj istotne jest to, co się na
nowo zauważa, że Bóg istnieje, że Bóg jest dla nas ważny i że odpowiada On na
nasze pytania. I odwrotnie: jeżeli On odpadnie, wszystko inne może być, nie
wiem, jak mądre, ale człowiek straci wtedy swoją godność i swoje właściwe
człowieczeństwo, dlatego też to, co istotne, rozpadnie się. Dlatego też jestem
przekonany, że priorytetem jest dzisiaj pytanie o Boga.
Czy
potrzebny jest III Sobór Watykański?
Mieliśmy w sumie
dwadzieścia soborów, pewnie kiedyś w przyszłości będzie następny. W obecnej
chwili nie widzę takiej potrzeby. Moim zdaniem, dziś właściwym narzędziem są
synody biskupów, w których reprezentowany jest cały episkopat i ma za zadanie
poszukiwać, skupiać cały Kościół i prowadzić go naprzód. Czy w przyszłości
nadejdzie taki moment, kiedy zorganizujemy następny sobór, to powinniśmy
pozostawić przyszłości.
Przed jakim wyzwaniem stoi
papież?
Powiedziałbym, że nie należy historii tak bardzo
dzielić. Przędziemy wspólne płótno. Karol Wojtyła został Kościołowi podarowany
przez Boga w pewnej konkretnej, krytycznej sytuacji; gdy z jednej strony
pokolenie marksistowskie, pokolenie 1968 roku zakwestionowały cały Zachód, a
drugiej strony był to również czas, gdy zaczął rozpadać się realny socjalizm. To
zamieszanie z poplątaniem dokonało przełomu wiary i ukazało ją jako środek i
drogę, był to bardzo szczególny moment historyczny.
Nie każdy pontyfikat
musi podejmować nowe zadania. Teraz chodzi o to, żeby kontynuować to, co
rozpoczęte i zrozumieć dramatyzm czasu i w nim Słowo Boże postawić jako słowo
decydujące i równocześnie przywrócić chrześcijaństwu jego prostotę i głębię,
gdyż bez tego nie może ono działać.
Stosunki z
prawosławiem
Sądzę, że jest bardzo ważne, aby ten wielki świat
prawosławny z własnymi wewnętrznymi napięciami widział jednak także swoją
wewnętrzną jedność z tym tak innym Kościołem łacińskim. Abyśmy,
mimo wszystkich różnic nabudowanych przez stulecia i
uwarunkowanych między innymi przez kulturową odrębność - jednak znowu
rozumieli i postrzegali się nawzajem w naszej wewnętrznej
duchowej bliskości. Na tym poziomie, jak myślę, robimy postępy. Nie są to
taktyczne, polityczne ruchy, lecz zbliżenia pełne wewnętrznej
wrażliwości. Jest to bardzo pocieszające.
Spotkanie z
patriarchą moskiewskim
Prawosławna opinia publiczna w Rosji musi
być na coś takiego przygotowana. Także tutaj ciągle obecna jest pewna obawa
przed Kościołem katolickim. Należy to z cierpliwością odczekać, nic na siłę. Ale
z obu stron jest dobra wola i poszerza się kontekst, w ramach którego może się
to pozytywnie rozwinąć.
Stosunki z
protestantyzmem
Musimy rzeczywiście stwierdzić, że protestantyzm
poczynił kroki, które raczej oddaliły go od nas: ordynacja kobiet, akceptacja
par homoseksualnych i tym podobne. Istnieją także odmienne etyczne stanowiska
konformistyczne, poglądy idące z duchem dzisiejszych czasów, które utrudniają
dialog. Oczywiście we wspólnocie protestanckiej są również osoby, które
przynaglają żywotnie do właściwej substancji wiary i nie aprobują stanowiska
swojego wielkiego Kościoła.
Dlatego powinniśmy powiedzieć: musimy jako
chrześcijanie znaleźć wspólną podstawę; musimy jako chrześcijanie być w stanie w
obecnych czasach mówić wspólnym głosem w sprawie istotnych zagadnień i dawać
świadectwo Chrystusowi jako Bogu żywemu. Nie osiągniemy w najbliższym czasie
pełnej jedności, ale róbmy to, co w naszej mocy, aby wspólnie jako chrześcijanie
dawać świadectwo, co jest przecież naszym zadaniem.
Stosunki z
Żydami – „ojcami w wierze”
Muszę powiedzieć, że od pierwszego
dnia moich studiów teologicznych nad treścią ksiąg Starego i Nowego Przymierza,
obu części naszego Pisma Świętego było to dla mnie natychmiast jasne. Uważałem,
że możemy czytać Nowy Testament tylko w nawiązaniu do przeszłości, inaczej go
nie zrozumiemy. Potem oczywiście nas jako Niemców spotkało to, co wydarzyło się
w III Rzeszy i wówczas naprawdę zaczęliśmy patrzeć na naród Izraela z pokorą, ze
wstydem i z miłością.
Te rzeczy, jak już powiedziałem połączyły się w
moim wykształceniu teologicznym i uformowały moją drogę myślenia teologicznego.
Dlatego było dla mnie jasne – także w pełni kontynuując spuściznę Jana Pawła II
– że ta nowa, kochająca, rozumiejąca się wzajemność Izraela i Kościoła,
szanująca istnienie drugiej strony i jej własny sposób funkcjonowania musi być
ważna dla mojego głoszenia wiary chrześcijańskiej.
Żydzi nie najlepiej
odbierają wyrażenie „starszy Brat”, którego używał już Jan XXIII. A to dlatego,
że w tradycji żydowskiej „starszy brat” – Ezaw – jest też „zepsutym moralnie
bratem”. Mimo to można tego określenia używać, bo mówi ono o czymś ważnym. Ważne
jest jednak to, że Żydzi są naszymi „ojcami w wierze”. I być może to wyrażenie
określa dobitniej nasze wzajemne stosunki.
Wykład w
Ratyzbonie
Przemyślałem i wygłosiłem to przemówienie jako czysto
akademickie, nie zdając sobie sprawy, że przemówienia papieża traktowane są jako
polityczne a nie wystąpienia akademickie. Ze względu na to spojrzenie polityczne
przestano zwracać uwagę na delikatną materię tego referatu, wyrwano go z
kontekstu i zrobiono tekst polityczny, którym nie był. Traktował on o sytuacji
wywodzącej się ze starego dialogu, który – jak mniemam – wzbudzał i wzbudza duże
zainteresowanie.
Cesarz Manuel, którego cytowałem, był już w tamtych
czasach wasalem Cesarstwa Ottomańskiego. Nie mógł więc dążyć do atakowania
muzułmanów. Ale mógł w intelektualnym dialogu zadać żywotne pytania. Dodam
jednak, że dzisiejszy sposób politycznego komunikowania się jest taki, że nie
pozwala na zrozumienie tego rodzaju delikatnych kontekstów.
Ale zdarzenia
te, po wszystkich przykrych rzeczach, jakie się wydarzyły i z których powodu
mogę być tylko smutny, zakończyły się ostatecznie pozytywnie. Podczas wizyty w
Turcji mogłem pokazać, że żywię głęboki szacunek do islamu, że postrzegam go
jako dużą rzeczywistość religijną, z którą musimy rozmawiać. I tak ze sprawy
kontrowersyjnej narodził się naprawdę intensywny dialog. Stało się jasne, że
islam w oficjalnym dialogu musi odpowiedzieć na dwa pytania, a mianowicie, jakie
jest jego stanowisko wobec przemocy i rozumu. Ważne jest to, aby znalezienie
odpowiedzi na oba pytania zostało odebrane jako obowiązek i potrzeba i aby tym
samym rozpoczęła się wewnętrzna refleksja uczonych islamu, która potem
przerodziła się w dialogową refleksję.
Dialog z
islamem
Wiemy, że zmagamy się dzisiaj wspólnie na jednym ringu.
Wspólne dla nas jest to, że z jednej strony bronimy wartości religijnych – wiary
w Boga i posłuszeństwa Bogu – z drugiej strony musimy w dzisiejszej
rzeczywistości znaleźć sobie odpowiednie miejsce. Tym zajmują się rozmowy
prowadzone przez rady ds. dialogu. Chodzi o pytania, co to jest tolerancja? jaki
jest związek między prawdą a tolerancją? Z tym związane jest pytanie: Czy
tolerować należy prawo do zmiany religii? Uznanie tego przychodzi naszym
islamskim partnerom ciężko. Uważają, że ten, kto znalazł prawdę, nie może
zawrócić.
W każdym razie weszliśmy w intensywny i szeroki dialog, w
którym zbliżamy się do siebie i uczymy się lepiej nawzajem rozumieć. I dzięki
temu też może uda nam się wypracować pozytywny rezultat w tych trudnych
godzinach historii.
(...)
Istnieją bardzo różne rodzaje islamu, w
zależności od ich tradycji historycznej, pochodzenia i relacji sił. W Czarnej
Afryce, a przynajmniej w jej dużej części, jest bardzo pocieszająca tradycja
bycia razem. Możliwa jest tu też zmiana religii, a dzieci islamskiego ojca mogą
być chrześcijanami. Istnieje tu pewna zbieżność w podstawowym rozumieniu
wolności i prawdy, która nie zamąca intensywności wiary.
Ale tam, gdzie –
powiedzmy – islam jest monokulturowy, sam rządzi, niepodzielnie, bez obcych
wpływów w swojej tradycji, tożsamości kulturowej i politycznej, łatwo postrzega
siebie jako przeciwwagę do świata zachodniego i w pewien sposób jako obrońca
religii – przeciw ateizmowi i zeświecczeniu. Świadomość prawdy może stać się
wówczas tak ograniczona, że prowadzi do nietolerancji i tym samym bardzo
utrudnia współpracę z chrześcijanami. Ważne jest, abyśmy pozostawali w
intensywnym kontakcie z wszystkimi siłami islamskimi, chętnymi do dialogu, aby
mogła również dokonywać się zmiana świadomości tam, gdzie islam rości sobie
prawo do prawdy i przemocy.
Pius XII
Uznanie
heroiczności cnót nie jest oceną jego dokonań politycznych i historycznych. Nie
składałem na początku swojego podpisu, tylko zarządziłem przegląd
niepublikowanych materiałów archiwalnych, aby się rzeczywiście przekonać.
Oczywiście nie można było tych setek tysięcy dokumentów oceniać według surowych
norm naukowych. Ale można było dzięki temu zyskać jeszcze raz wgląd i zobaczyć,
że to, co wiemy pozytywnego, potwierdziło się, a to co było negatywne i co było
zakładane z góry, nie potwierdziło się. Sam pan wskazał, że Pius XII
uratował życie tysiącom Żydów na przykład przez to, że otworzył rzymskie
klasztory i klauzury, co tylko papież sam osobiście mógł uczynić i kiedy uczynił
je eksterytorialnymi, co nie było do końca prawnie zabezpieczone, co jednak
Niemcy tolerowali. Jest całkiem oczywiste, że z chwilą, gdy Pius XII chciałby
oficjalnie zaprotestować, nie szanowano by już eksterytorialności i przebywający
w klasztorach tysiące ludzi z pewnością zostaliby deportowani.
Pod tym
względem chodziło o wiele istnień ludzkich, które tylko w ten sposób mogły
zostać uratowane. Dopiero niedawno wyszło na jaw, że Pacelli już w 1938 r. jako
sekretarz stanu pisał do całego świata, aby postarał się on o bezproblemowe
wydawanie wiz Żydom, którzy wyemigrowali z Niemiec. Ze swojej strony czynił
wszystko, by ratować życie ludzkie. Oczywiście można zawsze zadawać pytanie:
„dlaczego nie protestował zdecydowanie?” Uważam, że wiedział, jakie skutki
miałby otwarty protest. Wiemy, że bardzo cierpiał osobiście z tego powodu.
Wiedział, że właściwie powinien mówić, ale sytuacja na to nie
pozwalała.
Mamy teraz wielu mądrych ludzi, którzy mówią, że co prawda
uratował wielu ludzi, ale miał staroświecki pogląd o Żydach, że nie stał na
wysokości II Soboru Watykańskiego. To nie jest właściwe pytanie. Decydujące jest
to, co zrobił, co próbował zrobić, sądzę, że mogę uznać, że był jednym z
wielkich sprawiedliwych, jak żaden inny, który uratował tak wielu Żydów.
AIDS i prezerwatywy
Podróż do Afryki została
publicystycznie całkowicie wyrugowana przez jedno jedyne zdanie. Spytano mnie:
Dlaczego Kościół w sprawie AIDS zajmuje nierealistyczne i nieskuteczne
stanowisko? W związku z tym poczułem się rzeczywiście wezwany, ponieważ czyni on
znacznie więcej niż inni. I tak twierdzę w dalszym ciągu. Kościół jest jedyną
instytucją, która jest bardzo blisko i bardzo konkretnie z tymi ludźmi –
zapobiegawczo, wychowawczo, służąc pomocą i radą oraz towarzysząc im. Ponieważ
opiekuje się chorymi na AIDS, zwłaszcza chorymi dziećmi, jak nikt inny. Miałem
okazję odwiedzić jeden taki ośrodek i rozmawiałem z małymi
chorymi.
Właściwą odpowiedzią było: Kościół czyni więcej niż inni,
ponieważ przemawia nie tylko z trybuny prasowej, ale na miejscu pomaga siostrom
i braciom. Przy tym nie zająłem zasadniczo stanowiska w sprawie prezerwatyw, co
potem stało się wielkim zgorszeniem, tylko powiedziałem, że nie można rozwiązać
tego problemu przez rozdawanie prezerwatyw. Musi wydarzyć się o wiele więcej.
Musimy być bliżej ludzi, prowadzić ich, pomagać im i wszystko to czynić zarówno
przed, jak i po zachorowaniu.
(...)
Skupianie się tylko na
prezerwatywie oznacza banalizację płciowości, a ta banalizacja jest
niebezpiecznym powodem, dla którego tak wiele osób nie widzi już w płciowości
wyrazu swojej miłości, lecz jedynie swego rodzaju narkotyk, który zażywa się
samemu. Dlatego również walka z banalizacją płciowości jest częścią ogromnego
wysiłku, aby seksualność byłą pozytywnie oceniana i mogła wywierać swój
korzystny wpływ na istotę ludzką jako całość. Mogą występować pojedyncze
usprawiedliwione przypadki, na przykład kiedy prezerwatywy używa męska
prostytutka i może to stanowić pierwszy krok w kierunku moralizacji, pierwszy
odruch odpowiedzialności, by rozwinąć nową świadomość faktu, że nie wszystko
wolno i że nie można robić wszystkiego, na co ma się ochotę. Nie jest to jednak
prawdziwy sposób pokonania zakażenia HIV. Naprawdę konieczna jest humanizacja
seksualności.
(...)
Kościół nie postrzega prezerwatywy jako
rzeczywistego i moralnego rozwiązania. W jednym, czy drugim przypadku chodzi o
zmniejszenie ryzyka zakażenia, jednakże jako pierwszy krok na drodze do inaczej
przeżywanej, bardziej ludzkiej płciowości.
Rozczarowania
Oczywiście, że jestem
rozczarowany. Tym, że przede wszystkim w świecie zachodnim istnieje niechęć do
Kościoła, że sekularyzm ponownie się usamodzielnia, rozwija formy, przez które
odciąga ludzi coraz bardziej od wiary, że ogólna tendencja naszych czasów jest
przeciwna Kościołowi. Mimo to wierzę w to, że taka jest właśnie chrześcijańska
sytuacja, ta walka dwóch różnych rodzajów miłości; tak było zawsze i raz będzie
jedna strona silniejsza, raz druga.
Paweł VI i „Humane
vitae”
Paweł VI miał proroczą wizję. Był przekonany, że
społeczeństwo okrada samo siebie z wielkich nadziei, jeśli się przez usuwanie
ciąży zabija ludzi. Jak wiele dzieci zostaje zabitych, które w przyszłości
mogłyby zostać geniuszami, które mogłyby dać coś nowego ludzkości, które mogłyby
nam podarować Mozarta, nowe wynalazki techniczne? Należy w końcu przemyśleć,
jaka ludzka zdolność twórcza zostaje tutaj niszczona – nie mówiąc o tym, że
nienarodzone dzieci są osobami ludzkimi, których godność i prawo do życia musimy
szanować.
Paweł VI chciał powiedzieć i to pozostaje wielką wizją, że
jeżeli rozdzieli się seksualność od płodności, jak to się dzieje w przypadku
stosowania pigułki antykoncepcyjnej, wtedy seksualność stanie się dowolna. Wtedy
wszystkie jej formy staną się równoprawne. Od stanowiska, według którego
płodność traktuje się jako coś dzięki czemu produkuje się racjonalnie dzieci, a
nie widzi się ich jako naturalnego daru, bardzo szybko dochodzimy do
równouprawnienia homoseksualizmu.
Celibat
Celibat jest zawsze atakiem na to, co
człowiek normalnie myśli; coś, co jest do zrealizowania i przekonywające tylko
wtedy, gdy Bóg daje i dzięki czemu dostąpię Królestwa Bożego. Z tego punktu
widzenia celibat jest znakiem szczególnego rodzaju. Skandalem, który wywołuje
przez to, że pokazuje, że są ludzie, którzy w niego wierzą. W tym znaczeniu
skandal celibatu ma swoje pozytywne strony.
Kapłaństwo
kobiet
Sformułowanie Jana Pawła II jest bardzo ważne: Kościół
nie ma „żadnego pełnomocnictwa”, żeby wyświęcać kobiety. To nie jest tak, że
mówimy, iż nie chcemy, tylko: nie możemy. Pan ukształtował Kościół z dwunastoma
Apostołami i potem z ich następcami: biskupami, prezbiterami, księżmi. Tej
postaci Kościoła nie stworzyliśmy, to On ją ukonstytuował. Takie postępowanie
jest aktem posłuszeństwa, w obecnej sytuacji być może uciążliwym posłuszeństwem.
Właśnie to jest ważne, że Kościół pokazuje: nie jesteśmy samowolnym reżimem. Nie
możemy robić, co chcemy, ale dla nas istnieje wola Boża, której się trzymamy,
nawet jeśli w tej kulturze i tej cywilizacji jest to uciążliwe i trudne.
Homoseksualizm
Po pierwsze, są oni ludźmi ze
swoimi problemami i radościami, a jako ludzie mają takie skłonności, należy im
się szacunek i nie mogą być z tego powodu odrzuceni. Poszanowanie drugiego
człowieka jest czymś podstawowym i decydującym.
Lecz równocześnie
wewnętrzny pociąg do seksualności jest czymś innym. Można by powiedzieć, że
ewolucja dokonała podziału na płeć w celu reprodukcji gatunku. Tak też jest to
widziane teologicznie. Pociąg seksualny ma za zadanie zbliżyć do siebie
mężczyznę i kobietę po to by mieli potomstwo, dzieci, by dawali przyszłość. To
jest wewnętrzna determinacja, leżąca w ich naturze. Wszystko inne jest
skierowane przeciw wewnętrznemu poczuciu płciowości. Musimy się tego trzymać,
nawet jeśli nie jest to popularne.
Chodzi o wewnętrzną prawdę, co
płciowość oznacza dla bycia człowiekiem. Jeśli ktoś posiada głęboko zakorzenione
skłonności homoseksualne – nie wiadomo do dziś, czy są one wrodzone czy powstają
we wczesnym dzieciństwie – jeśli działają na niego z ogromną siłą, to jest to
dla niego wielki egzamin, tak jak inne egzaminy mogą obciążać ludzi. Nie oznacza
to, że dzięki temu homoseksualizm jest moralnie słuszny, ale jest czymś, co
przeciwstawia się temu, czego chciał pierwotnie Bóg. (...) Homoseksualizm
jest nie do pogodzenia z powołaniem
kapłańskim.
Liturgia
W liturgii to nie my czynimy
coś, nie pokazujemy naszej twórczości, czyli tego wszystkiego, co możemy robić.
Liturgia nie jest żadnym widowiskiem, teatrem, żadnym przedstawieniem, ale żyje
z Innego. To musi być wyraźnie powiedziane. Dlatego jest tak ważne narzucenie
form kościelnych. Forma ta może być w poszczególnych przypadkach zmieniana, ale
nie tworzy jej wspólnota. Nie chodzi o samowytwarzanie. Chodzi o to, aby wyjść z
siebie i ponad siebie, oddać się Jemu i pozwolić dać się przez Niego poruszyć.
W tym sensie nie jest tylko wyrazem, lecz ważna jest wspólnotowość tej
formy. Może różnić się w rytuałach, lecz zawsze musi posiadać to, co wywodzi się
z całej wiary Kościoła, z całej Tradycji, z całości życia i w żadnym wypadku nie
jest zależna od chwilowej mody.
Komunia na
rękę
Nie jestem z zasady przeciwko Komunii na rękę,
sam tak jej udzielałem i tak ją przyjmowałem. Przez to, że teraz
proszę o przyjmowanie Komunii na kolanach i udzielam jej do ust, chciałem
podkreślić cześć należną realnej obecności Chrystusa w Eucharystii. Nie bez
znaczenia jest to szczególnie przy dużych, masowych zgromadzeniach, z
jakimi mamy do czynienia w Bazylice Świętego Piotra i na placu przed
Bazyliką, gdzie zachodzi duże niebezpieczeństwo powierzchowności. Słyszałem
o ludziach, którzy chowają komunikant do torebki i zabierają go ze
sobą jako pamiątkę.
W tej atmosferze, którą - jak się uważa -
tworzy także przyjęcie Komunii, łatwo pomyśleć: wszyscy przesuwają się
do przodu, to i ja pójdę. Chcę mocno zaakcentować, że powinno być
oczywiste: Tu dzieje się coś szczególnego! Tutaj jest obecny Ten, przed
którym pada się na kolana. Uważajcie na to! To
nie tylko społeczny ryt, w którym moglibyśmy wszyscy uczestniczyć bądź
też powstrzymać się od uczestnictwa.
Światłość
świata. Benedykt XVI w rozmowie z Peterem Seewaldem
|