21. listopada A.D. 2024 Sanctus, Sanctus, Sanctus Dominus Deus Sabaoth. Pleni sunt caeli et terra gloria Tua.
Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów. Cała ziemia pełna jest Jego chwały. (Iz 6,3)     


   Chcę otrzymywać ciekawe
   wiadomości na e-mail:

    

Benedykt XVI - Światłość świata - Papież, Kościół i znaki czasu


Wybrane fragmenty książki-wywiadu z Ojcem Świętym Benedyktem XVI pt. „Światłość świata. Papież, Kościół, znaki czasu”, który przeprowadził z Papieżem niemiecki dziennikarz i pisarz Peter Seewald. Książka jest dostępna w oprawie miękkiej oraz w oprawie twardej.

Jak modli się Benedykt XVI?

Co się tyczy Papieża, to jest on także jedynie prostym żebrakiem przed Bogiem – nawet bardziej niż wszyscy inni ludzie. Oczywiście modlę się przede wszystkim do naszego Pana, z którym mnie po prostu łączy, powiedzmy, stara znajomość. Ale przywołuję także świętych. Jestem zaprzyjaźniony z Augustynem, Bonawenturą, Tomaszem z Akwinu. Do takich świętych mówi się: „Pomóżcie!” W każdym razie ważnym punktem odniesienia jest zawsze Matka Boża. W tym sensie zagłębiam się we wspólnotę świętych. Z nimi, przez nich wzmocniony, rozmawiam też z dobrym Bogiem, przede wszystkim prosząc, ale też dziękując - albo po przyjacielsku, całkiem po prostu.

Papież – absolutny i nieomylny suweren?

To fałszywy pogląd. Pojęcie nieomylności rozwinęło się w ciągu setek lat. Powstało wobec pytania, czy gdziekolwiek istnieje ostateczna rozstrzygająca instancja. Pierwszy Sobór Watykański, postępując zgodnie z długą tradycją jeszcze z czasów pierwotnego chrześcijaństwa, ostatecznie stwierdził: Istnieje nieodwołalne rozstrzygnięcie! Nie wszystko pozostaje otwarte! Papież może w pewnych okolicznościach i pod pewnymi warunkami podjąć ostatecznie wiążącą decyzję, dzięki której będzie jasne, co jest wiarą Kościoła, a co nią nie jest. To wcale nie oznacza, że papież ciągle może być "nieomylny". W sprawach zwyczajnych biskup Rzymu działa tak jak każdy inny biskup, gdy wyznaje swoją wiarę, gdy ją przepowiada, gdy jest wierny Kościołowi. Tylko gdy zachodzą szczególne warunki, gdy Tradycja świadczy o czymś jasno i wie on, że nie działa samowolnie, papież może powiedzieć: To jest wiara Kościoła - i może wypowiedzieć swoje "nie" temu, co tą wiarą nie jest. W tym sensie Pierwszy Sobór Watykański zdefiniował zdolność do ostatecznego rozstrzygnięcia, aby poprzez to wiara zachowała swoją obowiązującą moc.

Sytuacja Kościoła

Kościół żyje. Patrząc tylko z pozycji Europy, wygląda na to, że jest w stanie upadku. Ale to tylko fragment całości. W innych częściach świata rośnie i żyje, jest pełen dynamiki. Liczba nowych księży wzrosła w ostatnich latach, tak jest też z liczbą seminarzystów. Przeżywamy na kontynencie europejskim tylko pewną jego stronę, nie całą dynamikę tego przełomu, która gdzie indziej istnieje, którą spotykam w czasie swych podróży i z którą się spotykam podczas wizyt biskupów.

O molestowaniu seksualnym

To był dla nas wielki wstrząs. Nagle tak dużo brudu. To był naprawdę niemal krater wulkanu, z którego nagle doszło do erupcji ogromnej chmury brudu, wszystko pociemniało i pogrążyło się w brudzie. Doszło do tego, że duchowieństwo nagle stało się miejscem wstydu, a każdy ksiądz jest podejrzany i uchodzi za jednego z nich. Niektórzy księża opowiadali, że nie śmieli nawet podawać dzieciom ręki na przywitanie, nie mówiąc już o tym, by z nimi organizować obóz wędrowny.

Ta sprawa nie była dla mnie zaskoczeniem. Pracując w Kongregacji Nauki Wiary miałem do czynienia z przypadkami z USA; widziałem również, jak narastała sytuacja w Irlandii. W tym całym wielkim nieuporządkowaniu był to niesłychany szok. Od czasu mojego wyboru na Stolicę Piotrową spotykałem się wielokrotnie z ofiarami nadużyć seksualnych. Trzy i pół roku temu, w październiku 2006 roku, zażądałem w swoim wystąpieniu do biskupów irlandzkich, aby wyjawili całą prawdę i uczynili wszystko, co konieczne, aby tego rodzaju straszne przestępstwa więcej się nie powtórzyły, aby była przestrzegana zasada prawa i sprawiedliwości, a przede wszystkim, aby uleczyć ofiary.

Widok duchowieństwa nagle tak zbrukanego, jak również Kościoła katolickiego w jego wnętrzu, był trudny do zniesienia. W tym momencie ważne jednak było, by nie odwrócić wzroku od faktu, że w Kościele istnieje dobro, a nie tylko te straszne rzeczy.

Kiedy papież powinien ustąpić?

Jeśli papież dojdzie do wyraźnego przekonania, że nie może fizycznie, psychicznie i duchowo sprawować już swojego urzędu, wtedy ma prawo, a w pewnych okolicznościach wręcz obowiązek ustąpić.

Związki księży z kobietami, celibat i małżeństwo

Nie może tak być. Wszystko, co jest kłamstwem i zatajeniem, nie może mieć miejsca. Niestety w historii Kościoła jest wiele okresów, w których takie sytuacje występują i szerzą się, zwłaszcza wtedy, kiedy występują w połączeniu z duchowym klimatem danego czasu. Stanowi to oczywiście szczególne wyzwanie dla nas wszystkich. Tam, gdzie ksiądz żyje z kobietą, powinno się sprawdzić, czy jest chęć zawarcia małżeństwa i czy może być zawarte dobre małżeństwo. Jeżeli tak jest, powinni pójść tą drogą. Jeżeli zawodzi moralna wola i nie występuje rzeczywista wewnętrzna więź, należy próbować znaleźć drogi uzdrowienia dla niego i dla niej. W każdym wypadku należy zadbać o dobro dzieci – one są pierwszorzędnym dobrem – i aby otrzymały żywe wychowanie, którego potrzebują.

Podstawowym problemem jest uczciwość. Druga sprawa to szacunek do prawdy obojga ludzi i dzieci, aby znaleźć dobre rozwiązanie. Po trzecie: jak młodych ludzi wychowywać ponownie do celibatu? Jak można wspierać księży, aby mogli go przeżywać i pozostawał on znakiem w tych pogmatwanych czasach, w których nie tylko celibat, ale również małżeństwo znajdują się w głębokim kryzysie? Wielu twierdzi, iż nie istnieje już monogamiczne małżeństwo. Wspieranie celibatu i małżeństwa jest wielkim wyzwaniem. Małżeństwo monogamiczne jest fundamentem, na którym spoczywa cywilizacja zachodnia. Jeżeli się rozpadnie, rozpadnie się w sposób istotny nasza kultura.

Nietolerancja w imię tolerancji

Rzeczywistym zagrożeniem, przed którym stoimy, jest likwidacja tolerancji w imię tolerancji. Istnieje niebezpieczeństwo, że rozum, tak zwany zachodni rozum, twierdząc, że rozpoznał rzeczywiście, co jest słuszne będzie uzurpował sobie prawo do całości, która jest wrogiem wolności. Uważam za konieczne usilne obnażanie tego zagrożenia. Nikt nie jest zmuszany do bycia chrześcijaninem. Nikt jednak nie może być zmuszany do życia zgodnie z „nową religią”, jak gdyby była ona jedyna i obowiązująca całą ludzkość.

Chrześcijaństwo i nowoczesność

Na ile to tylko możliwe, musimy dążyć do tego, aby pogodzić jedno i drugie, gdyż oba uzupełniają się wzajemnie. Bycia chrześcijaninem nie można sprowadzać do przynależności do pewnego rodzaju archaicznej warstwy, którą się w jakiś sposób utrzymuje i która poniekąd żyje obok nowoczesności. Bycie chrześcijaninem jest samo w sobie czymś żywotnym, nowoczesnym, formuje i kształtuje moją całą nowoczesność i pod tym względem prawdziwie ją obejmuje.

Temu, że wiąże się z tym niezbędne, wielkie zmaganie duchowe, dałem wyraz, powołując ostatnio Papieską Radę ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji. Ważne jest, że próbujemy tak przeżywać i przemyśleć chrześcijaństwo, aby przyjęło ono w siebie dobrą i prawą nowoczesność, a zarazem oddzielało i odróżniało to, co jest antyreligią.

Priorytet – pytanie o Boga

Naszym wielkim zadaniem jest przede wszystkim ukazywanie w nowym świetle priorytetu Boga. Dzisiaj istotne jest to, co się na nowo zauważa, że Bóg istnieje, że Bóg jest dla nas ważny i że odpowiada On na nasze pytania. I odwrotnie: jeżeli On odpadnie, wszystko inne może być, nie wiem, jak mądre, ale człowiek straci wtedy swoją godność i swoje właściwe człowieczeństwo, dlatego też to, co istotne, rozpadnie się. Dlatego też jestem przekonany, że priorytetem jest dzisiaj pytanie o Boga.

Czy potrzebny jest III Sobór Watykański?

Mieliśmy w sumie dwadzieścia soborów, pewnie kiedyś w przyszłości będzie następny. W obecnej chwili nie widzę takiej potrzeby. Moim zdaniem, dziś właściwym narzędziem są synody biskupów, w których reprezentowany jest cały episkopat i ma za zadanie poszukiwać, skupiać cały Kościół i prowadzić go naprzód. Czy w przyszłości nadejdzie taki moment, kiedy zorganizujemy następny sobór, to powinniśmy pozostawić przyszłości.

Przed jakim wyzwaniem stoi papież?

Powiedziałbym, że nie należy historii tak bardzo dzielić. Przędziemy wspólne płótno. Karol Wojtyła został Kościołowi podarowany przez Boga w pewnej konkretnej, krytycznej sytuacji; gdy z jednej strony pokolenie marksistowskie, pokolenie 1968 roku zakwestionowały cały Zachód, a drugiej strony był to również czas, gdy zaczął rozpadać się realny socjalizm. To zamieszanie z poplątaniem dokonało przełomu wiary i ukazało ją jako środek i drogę, był to bardzo szczególny moment historyczny.

Nie każdy pontyfikat musi podejmować nowe zadania. Teraz chodzi o to, żeby kontynuować to, co rozpoczęte i zrozumieć dramatyzm czasu i w nim Słowo Boże postawić jako słowo decydujące i równocześnie przywrócić chrześcijaństwu jego prostotę i głębię, gdyż bez tego nie może ono działać.

Stosunki z prawosławiem

Sądzę, że jest bardzo ważne, aby ten wielki świat prawosławny z własnymi wewnętrznymi napięciami widział jednak także swoją wewnętrzną jedność z tym tak innym Kościołem łacińskim. Abyśmy, mimo wszystkich różnic nabudowanych przez stulecia i uwarunkowanych między innymi przez kulturową odrębność - jednak znowu rozumieli i postrzegali  się nawzajem w naszej wewnętrznej duchowej bliskości. Na tym poziomie, jak myślę, robimy postępy. Nie są to taktyczne, polityczne ruchy, lecz zbliżenia pełne wewnętrznej wrażliwości. Jest to bardzo pocieszające.

Spotkanie z patriarchą moskiewskim

Prawosławna opinia publiczna w Rosji musi być na coś takiego przygotowana. Także tutaj ciągle obecna jest pewna obawa przed Kościołem katolickim. Należy to z cierpliwością odczekać, nic na siłę. Ale z obu stron jest dobra wola i poszerza się kontekst, w ramach którego może się to pozytywnie rozwinąć.

Stosunki z protestantyzmem

Musimy rzeczywiście stwierdzić, że protestantyzm poczynił kroki, które raczej oddaliły go od nas: ordynacja kobiet, akceptacja par homoseksualnych i tym podobne. Istnieją także odmienne etyczne stanowiska konformistyczne, poglądy idące z duchem dzisiejszych czasów, które utrudniają dialog. Oczywiście we wspólnocie protestanckiej są również osoby, które przynaglają żywotnie do właściwej substancji wiary i nie aprobują stanowiska swojego wielkiego Kościoła.

Dlatego powinniśmy powiedzieć: musimy jako chrześcijanie znaleźć wspólną podstawę; musimy jako chrześcijanie być w stanie w obecnych czasach mówić wspólnym głosem w sprawie istotnych zagadnień i dawać świadectwo Chrystusowi jako Bogu żywemu. Nie osiągniemy w najbliższym czasie pełnej jedności, ale róbmy to, co w naszej mocy, aby wspólnie jako chrześcijanie dawać świadectwo, co jest przecież naszym zadaniem.

Stosunki z Żydami – „ojcami w wierze”

Muszę powiedzieć, że od pierwszego dnia moich studiów teologicznych nad treścią ksiąg Starego i Nowego Przymierza, obu części naszego Pisma Świętego było to dla mnie natychmiast jasne. Uważałem, że możemy czytać Nowy Testament tylko w nawiązaniu do przeszłości, inaczej go nie zrozumiemy. Potem oczywiście nas jako Niemców spotkało to, co wydarzyło się w III Rzeszy i wówczas naprawdę zaczęliśmy patrzeć na naród Izraela z pokorą, ze wstydem i z miłością.

Te rzeczy, jak już powiedziałem połączyły się w moim wykształceniu teologicznym i uformowały moją drogę myślenia teologicznego. Dlatego było dla mnie jasne – także w pełni kontynuując spuściznę Jana Pawła II – że ta nowa, kochająca, rozumiejąca się wzajemność Izraela i Kościoła, szanująca istnienie drugiej strony i jej własny sposób funkcjonowania musi być ważna dla mojego głoszenia wiary chrześcijańskiej.

Żydzi nie najlepiej odbierają wyrażenie „starszy Brat”, którego używał już Jan XXIII. A to dlatego, że w tradycji żydowskiej „starszy brat” – Ezaw – jest też „zepsutym moralnie bratem”. Mimo to można tego określenia używać, bo mówi ono o czymś ważnym. Ważne jest jednak to, że Żydzi są naszymi „ojcami w wierze”. I być może to wyrażenie określa dobitniej nasze wzajemne stosunki.

Wykład w Ratyzbonie

Przemyślałem i wygłosiłem to przemówienie jako czysto akademickie, nie zdając sobie sprawy, że przemówienia papieża traktowane są jako polityczne a nie wystąpienia akademickie. Ze względu na to spojrzenie polityczne przestano zwracać uwagę na delikatną materię tego referatu, wyrwano go z kontekstu i zrobiono tekst polityczny, którym nie był. Traktował on o sytuacji wywodzącej się ze starego dialogu, który – jak mniemam – wzbudzał i wzbudza duże zainteresowanie.

Cesarz Manuel, którego cytowałem, był już w tamtych czasach wasalem Cesarstwa Ottomańskiego. Nie mógł więc dążyć do atakowania muzułmanów. Ale mógł w intelektualnym dialogu zadać żywotne pytania. Dodam jednak, że dzisiejszy sposób politycznego komunikowania się jest taki, że nie pozwala na zrozumienie tego rodzaju delikatnych kontekstów.

Ale zdarzenia te, po wszystkich przykrych rzeczach, jakie się wydarzyły i z których powodu mogę być tylko smutny, zakończyły się ostatecznie pozytywnie. Podczas wizyty w Turcji mogłem pokazać, że żywię głęboki szacunek do islamu, że postrzegam go jako dużą rzeczywistość religijną, z którą musimy rozmawiać. I tak ze sprawy kontrowersyjnej narodził się naprawdę intensywny dialog.
Stało się jasne, że islam w oficjalnym dialogu musi odpowiedzieć na dwa pytania, a mianowicie, jakie jest jego stanowisko wobec przemocy i rozumu. Ważne jest to, aby znalezienie odpowiedzi na oba pytania zostało odebrane jako obowiązek i potrzeba i aby tym samym rozpoczęła się wewnętrzna refleksja uczonych islamu, która potem przerodziła się w dialogową refleksję.

Dialog z islamem

Wiemy, że zmagamy się dzisiaj wspólnie na jednym ringu. Wspólne dla nas jest to, że z jednej strony bronimy wartości religijnych – wiary w Boga i posłuszeństwa Bogu – z drugiej strony musimy w dzisiejszej rzeczywistości znaleźć sobie odpowiednie miejsce. Tym zajmują się rozmowy prowadzone przez rady ds. dialogu. Chodzi o pytania, co to jest tolerancja? jaki jest związek między prawdą a tolerancją? Z tym związane jest pytanie: Czy tolerować należy prawo do zmiany religii? Uznanie tego przychodzi naszym islamskim partnerom ciężko. Uważają, że ten, kto znalazł prawdę, nie może zawrócić.

W każdym razie weszliśmy w intensywny i szeroki dialog, w którym zbliżamy się do siebie i uczymy się lepiej nawzajem rozumieć. I dzięki temu też może uda nam się wypracować pozytywny rezultat w tych trudnych godzinach historii.

(...)

Istnieją bardzo różne rodzaje islamu, w zależności od ich tradycji historycznej, pochodzenia i relacji sił. W Czarnej Afryce, a przynajmniej w jej dużej części, jest bardzo pocieszająca tradycja bycia razem. Możliwa jest tu też zmiana religii, a dzieci islamskiego ojca mogą być chrześcijanami. Istnieje tu pewna zbieżność w podstawowym rozumieniu wolności i prawdy, która nie zamąca intensywności wiary.

Ale tam, gdzie – powiedzmy – islam jest monokulturowy, sam rządzi, niepodzielnie, bez obcych wpływów w swojej tradycji, tożsamości kulturowej i politycznej, łatwo postrzega siebie jako przeciwwagę do świata zachodniego i w pewien sposób jako obrońca religii – przeciw ateizmowi i zeświecczeniu. Świadomość prawdy może stać się wówczas tak ograniczona, że prowadzi do nietolerancji i tym samym bardzo utrudnia współpracę z chrześcijanami. Ważne jest, abyśmy pozostawali w intensywnym kontakcie z wszystkimi siłami islamskimi, chętnymi do dialogu, aby mogła również dokonywać się zmiana świadomości tam, gdzie islam rości sobie prawo do prawdy i przemocy.

Pius XII

Uznanie heroiczności cnót nie jest oceną jego dokonań politycznych i historycznych. Nie składałem na początku swojego podpisu, tylko zarządziłem przegląd niepublikowanych materiałów archiwalnych, aby się rzeczywiście przekonać. Oczywiście nie można było tych setek tysięcy dokumentów oceniać według surowych norm naukowych. Ale można było dzięki temu zyskać jeszcze raz wgląd i zobaczyć, że to, co wiemy pozytywnego, potwierdziło się, a to co było negatywne i co było zakładane z góry, nie potwierdziło się.
Sam pan wskazał, że Pius XII uratował życie tysiącom Żydów na przykład przez to, że otworzył rzymskie klasztory i klauzury, co tylko papież sam osobiście mógł uczynić i kiedy uczynił je eksterytorialnymi, co nie było do końca prawnie zabezpieczone, co jednak Niemcy tolerowali. Jest całkiem oczywiste, że z chwilą, gdy Pius XII chciałby oficjalnie zaprotestować, nie szanowano by już eksterytorialności i przebywający w klasztorach tysiące ludzi z pewnością zostaliby deportowani.

Pod tym względem chodziło o wiele istnień ludzkich, które tylko w ten sposób mogły zostać uratowane. Dopiero niedawno wyszło na jaw, że Pacelli już w 1938 r. jako sekretarz stanu pisał do całego świata, aby postarał się on o bezproblemowe wydawanie wiz Żydom, którzy wyemigrowali z Niemiec. Ze swojej strony czynił wszystko, by ratować życie ludzkie. Oczywiście można zawsze zadawać pytanie: „dlaczego nie protestował zdecydowanie?” Uważam, że wiedział, jakie skutki miałby otwarty protest. Wiemy, że bardzo cierpiał osobiście z tego powodu. Wiedział, że właściwie powinien mówić, ale sytuacja na to nie pozwalała.

Mamy teraz wielu mądrych ludzi, którzy mówią, że co prawda uratował wielu ludzi, ale miał staroświecki pogląd o Żydach, że nie stał na wysokości II Soboru Watykańskiego. To nie jest właściwe pytanie. Decydujące jest to, co zrobił, co próbował zrobić, sądzę, że mogę uznać, że był jednym z wielkich sprawiedliwych, jak żaden inny, który uratował tak wielu Żydów.

AIDS i prezerwatywy

Podróż do Afryki została publicystycznie całkowicie wyrugowana przez jedno jedyne zdanie. Spytano mnie: Dlaczego Kościół w sprawie AIDS zajmuje nierealistyczne i nieskuteczne stanowisko? W związku z tym poczułem się rzeczywiście wezwany, ponieważ czyni on znacznie więcej niż inni. I tak twierdzę w dalszym ciągu. Kościół jest jedyną instytucją, która jest bardzo blisko i bardzo konkretnie z tymi ludźmi – zapobiegawczo, wychowawczo, służąc pomocą i radą oraz towarzysząc im. Ponieważ opiekuje się chorymi na AIDS, zwłaszcza chorymi dziećmi, jak nikt inny. Miałem okazję odwiedzić jeden taki ośrodek i rozmawiałem z małymi chorymi.

Właściwą odpowiedzią było: Kościół czyni więcej niż inni, ponieważ przemawia nie tylko z trybuny prasowej, ale na miejscu pomaga siostrom i braciom. Przy tym nie zająłem zasadniczo stanowiska w sprawie prezerwatyw, co potem stało się wielkim zgorszeniem, tylko powiedziałem, że nie można rozwiązać tego problemu przez rozdawanie prezerwatyw. Musi wydarzyć się o wiele więcej. Musimy być bliżej ludzi, prowadzić ich, pomagać im i wszystko to czynić zarówno przed, jak i po zachorowaniu.

(...)

Skupianie się tylko na prezerwatywie oznacza banalizację płciowości, a ta banalizacja jest niebezpiecznym powodem, dla którego tak wiele osób nie widzi już w płciowości wyrazu swojej miłości, lecz jedynie swego rodzaju narkotyk, który zażywa się samemu. Dlatego również walka z banalizacją płciowości jest częścią ogromnego wysiłku, aby seksualność byłą pozytywnie oceniana i mogła wywierać swój korzystny wpływ na istotę ludzką jako całość. Mogą występować pojedyncze usprawiedliwione przypadki, na przykład kiedy prezerwatywy używa męska prostytutka i może to stanowić pierwszy krok w kierunku moralizacji, pierwszy odruch odpowiedzialności, by rozwinąć nową świadomość faktu, że nie wszystko wolno i że nie można robić wszystkiego, na co ma się ochotę. Nie jest to jednak prawdziwy sposób pokonania zakażenia HIV. Naprawdę konieczna jest humanizacja seksualności.

(...)

Kościół nie postrzega prezerwatywy jako rzeczywistego i moralnego rozwiązania. W jednym, czy drugim przypadku chodzi o zmniejszenie ryzyka zakażenia, jednakże jako pierwszy krok na drodze do inaczej przeżywanej, bardziej ludzkiej płciowości.

Rozczarowania

Oczywiście, że jestem rozczarowany. Tym, że przede wszystkim w świecie zachodnim istnieje niechęć do Kościoła, że sekularyzm ponownie się usamodzielnia, rozwija formy, przez które odciąga ludzi coraz bardziej od wiary, że ogólna tendencja naszych czasów jest przeciwna Kościołowi. Mimo to wierzę w to, że taka jest właśnie chrześcijańska sytuacja, ta walka dwóch różnych rodzajów miłości; tak było zawsze i raz będzie jedna strona silniejsza, raz druga.

Paweł VI i „Humane vitae”

Paweł VI miał proroczą wizję. Był przekonany, że społeczeństwo okrada samo siebie z wielkich nadziei, jeśli się przez usuwanie ciąży zabija ludzi. Jak wiele dzieci zostaje zabitych, które w przyszłości mogłyby zostać geniuszami, które mogłyby dać coś nowego ludzkości, które mogłyby nam podarować Mozarta, nowe wynalazki techniczne? Należy w końcu przemyśleć, jaka ludzka zdolność twórcza zostaje tutaj niszczona – nie mówiąc o tym, że nienarodzone dzieci są osobami ludzkimi, których godność i prawo do życia musimy szanować.

Paweł VI chciał powiedzieć i to pozostaje wielką wizją, że jeżeli rozdzieli się seksualność od płodności, jak to się dzieje w przypadku stosowania pigułki antykoncepcyjnej, wtedy seksualność stanie się dowolna. Wtedy wszystkie jej formy staną się równoprawne. Od stanowiska, według którego płodność traktuje się jako coś dzięki czemu produkuje się racjonalnie dzieci, a nie widzi się ich jako naturalnego daru, bardzo szybko dochodzimy do równouprawnienia homoseksualizmu.

Celibat

Celibat jest zawsze atakiem na to, co człowiek normalnie myśli; coś, co jest do zrealizowania i przekonywające tylko wtedy, gdy Bóg daje i dzięki czemu dostąpię Królestwa Bożego. Z tego punktu widzenia celibat jest znakiem szczególnego rodzaju. Skandalem, który wywołuje przez to, że pokazuje, że są ludzie, którzy w niego wierzą. W tym znaczeniu skandal celibatu ma swoje pozytywne strony.

Kapłaństwo kobiet

Sformułowanie Jana Pawła II jest bardzo ważne: Kościół nie ma „żadnego pełnomocnictwa”, żeby wyświęcać kobiety. To nie jest tak, że mówimy, iż nie chcemy, tylko: nie możemy. Pan ukształtował Kościół z dwunastoma Apostołami i potem z ich następcami: biskupami, prezbiterami, księżmi. Tej postaci Kościoła nie stworzyliśmy, to On ją ukonstytuował. Takie postępowanie jest aktem posłuszeństwa, w obecnej sytuacji być może uciążliwym posłuszeństwem. Właśnie to jest ważne, że Kościół pokazuje: nie jesteśmy samowolnym reżimem. Nie możemy robić, co chcemy, ale dla nas istnieje wola Boża, której się trzymamy, nawet jeśli w tej kulturze i tej cywilizacji jest to uciążliwe i trudne.

Homoseksualizm

Po pierwsze, są oni ludźmi ze swoimi problemami i radościami, a jako ludzie mają takie skłonności, należy im się szacunek i nie mogą być z tego powodu odrzuceni. Poszanowanie drugiego człowieka jest czymś podstawowym i decydującym.

Lecz równocześnie wewnętrzny pociąg do seksualności jest czymś innym. Można by powiedzieć, że ewolucja dokonała podziału na płeć w celu reprodukcji gatunku. Tak też jest to widziane teologicznie. Pociąg seksualny ma za zadanie zbliżyć do siebie mężczyznę i kobietę po to by mieli potomstwo, dzieci, by dawali przyszłość. To jest wewnętrzna determinacja, leżąca w ich naturze. Wszystko inne jest skierowane przeciw wewnętrznemu poczuciu płciowości. Musimy się tego trzymać, nawet jeśli nie jest to popularne.

Chodzi o wewnętrzną prawdę, co płciowość oznacza dla bycia człowiekiem. Jeśli ktoś posiada głęboko zakorzenione skłonności homoseksualne – nie wiadomo do dziś, czy są one wrodzone czy powstają we wczesnym dzieciństwie – jeśli działają na niego z ogromną siłą, to jest to dla niego wielki egzamin, tak jak inne egzaminy mogą obciążać ludzi. Nie oznacza to, że dzięki temu homoseksualizm jest moralnie słuszny, ale jest czymś, co przeciwstawia się temu, czego chciał pierwotnie Bóg.
(...) Homoseksualizm jest nie do pogodzenia z powołaniem kapłańskim.

Liturgia

W liturgii to nie my czynimy coś, nie pokazujemy naszej twórczości, czyli tego wszystkiego, co możemy robić. Liturgia nie jest żadnym widowiskiem, teatrem, żadnym przedstawieniem, ale żyje z Innego. To musi być wyraźnie powiedziane. Dlatego jest tak ważne narzucenie form kościelnych. Forma ta może być w poszczególnych przypadkach zmieniana, ale nie tworzy jej wspólnota. Nie chodzi o samowytwarzanie. Chodzi o to, aby wyjść z siebie i ponad siebie, oddać się Jemu i pozwolić dać się przez Niego poruszyć.

W tym sensie nie jest tylko wyrazem, lecz ważna jest wspólnotowość tej formy. Może różnić się w rytuałach, lecz zawsze musi posiadać to, co wywodzi się z całej wiary Kościoła, z całej Tradycji, z całości życia i w żadnym wypadku nie jest zależna od chwilowej mody.

Komunia na rękę

Nie jestem z zasady przeciwko Komunii na rękę, sam tak jej udzielałem i tak ją przyjmowałem. Przez to, że teraz proszę o przyjmowanie Komunii na kolanach i udzielam jej do ust, chciałem podkreślić cześć należną realnej obecności Chrystusa w Eucharystii. Nie bez znaczenia jest to szczególnie przy dużych, masowych zgromadzeniach, z jakimi mamy do czynienia w Bazylice Świętego Piotra i na placu przed Bazyliką, gdzie zachodzi duże niebezpieczeństwo powierzchowności. Słyszałem o ludziach, którzy chowają komunikant do torebki i zabierają go ze sobą jako pamiątkę.

W tej atmosferze, którą - jak się uważa - tworzy także przyjęcie Komunii, łatwo pomyśleć: wszyscy przesuwają się do przodu, to i ja pójdę. Chcę mocno zaakcentować, że powinno być oczywiste: Tu dzieje się coś szczególnego! Tutaj jest obecny Ten, przed którym pada się na kolana. Uważajcie na to! To nie tylko społeczny ryt, w którym moglibyśmy wszyscy uczestniczyć bądź też powstrzymać się od uczestnictwa.

Światłość świata. Benedykt XVI w rozmowie z Peterem Seewaldem



  strona główna  |  mapa serwisu  |  ^góra strony   
Copyright © 2006-2007 SANCTUS.pl - Wszelkie prawa zastrzeżone

Benedykt XVI
Ostatnie rozmowy
Peter Seewald. Benedykt XVI. Ostatnie rozmowy
Peter Seewald

BENEDYKT XVI
Światłość świata. Benedykt XVI w rozmowie z Peterem Seewaldem
ŚWIATŁOŚĆ ŚWIATA

Księgarnia Katolicka - Dewocjonalia Wałbrzych - Soczewki kontaktowe - Farby Rafil