Kto nie rozumie liturgicznej linii pontyfikatu Benedykta XVI, ten zwykle w
ogóle niewiele z niego rozumie – nie dociera do „źródła i szczytu” orędzia Ojca
Świętego. Stwierdzenie to może szokować lub budzić sprzeciw, lecz nie ma w nim
żadnej przesady.
Co to jednak w ogóle znaczy: zrozumieć liturgiczne decyzje Papieża
Benedykta? Na pewno nie sprowadza się to do pewnej spostrzegawczości, choć i ona
jest potrzebna: w ciągu mijających pięciu lat Ojciec Święty – zresztą łącząc w
swym działaniu powściągliwość ze stanowczością – najpierw w motu
proprio Summorum
Pontificum z 2007 przekroczył Rubikon uwolnienia liturgii
„trydenckiej” (wprowadzając pojęcie dwóch form jednego rytu rzymskiego[1]),
następnie zmienił znacząco styl publicznych celebracji papieskich (krucyfiks na
środku ołtarza, Komunia udzielana tylko na klęcząco i do ust, chętne
posługiwanie się paramentami pochodzącymi z różnych epok…), w nominacjach
biskupich i kurialnych dał oznaki predylekcji dla nastawienia
tradycjonalistycznego, spośród różnych celebracji poza Rzymem wyróżnił pochwałą
– jako „wzorcową” – akurat tę w Viterbo, w czasie której 10-tysięczny tłum trwał
wciszy, bez aplauzów i okrzyków[2], zaś w swym nauczaniu co jakiś czas wraca do
znaczenia „zwrócenia ku Panu”[3] (zamiast posoborowego „twarzą do ludu”) albo
zalet dawnego lekcjonarza wielkopostnego[4] lub teologicznej przejrzystości
dawniejszego obrzędu chrztu[5], … do tego dochodzą coraz częstsze celebracje
„trydenckie” w wykonaniu prefektów rzymskich kongregacji – po tym wszystkim
każdy rozgarnięty obserwator zdaje sobie sprawę, że something
changed.
Ale co – i dlaczego?
Z pogłębionymi odpowiedziami na ten temat bywa gorzej, tak jakby już nie
tylko sensaci-watykaniści, ale i świat katolicki miał kłopot z uchwyceniem
najpierw roli kwestii liturgicznej w tym pontyfikacie – a następnie powiązania
tego z poprawnym rozpoznaniem roli liturgii w życiu chrześcijańskim. Okazuje
się, że pontyfikat Benedykta XVI przyszedł jakby „na powstanie i upadek” wielu
wizji współczesnego chrześcijaństwa.
„Centralny punkt życia”
Gdy pięć lat temu Joseph Ratzinger został wybrany na papieża, mówiono, że
zaczyna się pontyfikat papieża-teologa. Krytycy „pancernego kardynała” nie
omieszkali wykorzystywać tego naukowego szlifu dotychczasowego prefekta
„Inkwizycji” do przeciwstawiania go Poprzednikowi, którego oblicze
„duszpasterskie, bliskie ludziom” naświetlano wszystkimi możliwymi reflektorami
(biorąc w nawias trudny nurt jego skłonności do mowy filozoficznej). Z kolei
autorzy komentarzy pozytywnych też kręcili się w kręgu tych skojarzeń – w
palecie od zachwytów nad szerokością myśli założyciela „Communio” do satysfakcji
z ostrej krytyki relatywizmu w wykonaniu autora Dominus
Iesus.
Co ciekawe i zastanawiające, niemal nikt nie zauważał już bardzo dobrze
widocznego nurtu liturgicznej refleksji Kardynała, który stał się Papieżem. A
przecież nurt ten jest obecny w większości książek Ratzingera, od Święta
wiary (z1981 r., lecz zbierającego teksty zkońca lat 70.) aż do
Ducha
liturgii z 2000 lub wystąpień na Dniach
Liturgicznych w Fontgombault w 2001 – w tej szczególnej postaci, tak typowej
niegdyś dla wielkich postaci XX-wiecznego ruchu liturgicznego: nie jest to
bowiem refleksja zawodowego liturgisty, lecz liturgiczna analiza teologa. Nawet
gdy od pryncypiów „istoty liturgii” przechodzi wpobliże „rubryk”, zawsze jest to
punkt widzenia teologa. Być może zresztą to właśnie sprawia, że tak jak kiedyś
Jungmannowi, Guardiniemu czy Bouyerowi udawało się twórczo przekraczać często
bezpłodną ortodoksję rubrycystyczną liturgistów, tak Ratzinger mógł nie liczyć
się zbytnio z tryumfalizmem „odnowy” u ich posoborowych odpowiedników[6].
Nie interesowały mnie problemy szczegółowe nauki liturgicznej – tłumaczył w
2008 już jako Benedykt XVI, we wstępie do Theologie der Liturgie,
pierwszego tomu swych dzieł zebranych – ale zawsze problem zakotwiczenia
liturgii w fundamentalnym akcie naszej wiary i, co za tym idzie, miejsce
liturgii w całej naszej ludzkiej egzystencji[7].
Tak jak liturgia jest zawsze w polu namysłu tego teologa, tak – rzecz być
może o jeszcze większym znaczeniu – pasja liturgiczna znajduje się w sercu
doświadczenia religijnego tego chrześcijanina. „Liturgia Kościoła była dla mnie,
od samego dzieciństwa, punktem centralnym mojego życia” – to jeszcze jedno
zdanie Papieża z cytowanego wstępu. O tym zakorzenieniu napędzającym jego myśl
wiemy od samego Ratzingera, dzięki wspomnieniom opublikowanym w 1997r.:
Fascynującą przygodą było zagłębianie się w tajemnicę świata liturgii,
która rozgrywała się na ołtarzu przed nami i dla nas – czytamy w wyznaniu
dotyczącym lat szkolnych na wsi. – Stawało się dla mnie coraz bardziej jasne, że
spotykałem tam rzeczywistość, której nikt nie zmyślił, której nie stworzył ani
jakiś urzędnik, ani wielka jednostka. Ta tajemnicza struktura tekstu i akcji
wyrosła poprzez stulecia z wiary Kościoła. … Oczywiście jako dziecko nie
rozumiałem szczegółów, ale moje obcowanie zliturgią było postępującym procesem
dorastania do rzeczywistości, która przewyższała wszelkie indywidualności i
pokolenia I dawała ciągle okazję do nowych przeżyć i odkryć[8].
Warto przypominać to wyznanie, gdyż co do swej wagi dla zrozumienia myśli
teologicznej jego Autora jest podobne do tych znanych fragmentów
autobiograficznych Jana Pawła II, które rzucały światło na genezę
personalistycznego nerwu jego pontyfikatu lub np. pozwalały uchwycić
w jednym spojrzeniu źródła jego maryjności. Czy jednak zarówno tego
wyznania, jak i naświetlonego nim ciągu pasji i refleksji, nie powinniśmy
potraktować jako doświadczenia jednego teologa, wyjaśniającego równocześnie jego
skłonność do pewnego typu pobożności czy duchowości i kształt podejmowanej
problematyki – doświadczenia, które ze względu na swój partykularyzm, osobistą
prywatność musi pozostać poza obiektywizowanym przesłaniem Pasterza Powszechnego
dla Kościoła katolickiego?
Źródło i szczyt na serio: prymat Boga
Jest to pytanie zapewne podobne do tego, które w latach Jana Pawła II
stawiali sobie niektórzy katolicy Europy Zachodniej, sugerujący, że Kościół
powszechny źle zniesie odbywające się wraz z wyniesieniem Karola Wojtyły na
Stolicę Piotrową wyniesienie „polskiej pobożności” i „doświadczenia
wschodnioeuropejskiego” do rangi modelu żywotności chrześcijaństwa i pozycji
Kościoła. Przy pewnym podobieństwie źródła takich obaw, te dotyczące
teologicznej dominanty myśli Benedykta XVI zbudowane są od początku na błędnym
założeniu, że mocny akcent położony na liturgii jest jedynie opcją w uniwersum
katolicyzmu.
Że jest inaczej – przypomniał nam, w mocnych słowach, sam Sobór Watykański
II:
Liturgia … jest szczytem, do którego zmierza działalność Kościoła, i
zarazem jest źródłem, z którego wypływa cała jego moc. Albowiem apostolskie
prace zmierzają do tego, aby wszyscy, którzy przez wiarę i chrzest stali się
dziećmi Boga, razem się gromadzili, pośród Kościoła chwalili Boga, uczestniczyli
w ofierze i spożywali Wieczerzę Pańską. … Z liturgii więc, a zwłaszcza z
Eucharystii, jako ze źródła, spływa na nas łaska i z największą skutecznością
dokonuje się to uświęcenie ludzi w Chrystusie i uwielbienie Boga, do którego,
jako do celu, zmierzają wszelkie inne działania Kościoła[9].
Źródło i szczyt – trudno podkreślić dobitniej centralne usytuowanie kultu w
krwiobiegu chrześcijaństwa. Trudno również nazwać tę wizję Soboru Powszechnego
partykularnym punktem widzenia – także dlatego, że punkt ten, być może trudny do
pojęcia z perspektywy pewnych wrażliwości katolicyzmu nowożytnego, powtarza to,
co w XX wieku powtarzali już wcześniej papieże, od św.Piusa X.
Korzystając z tego światła, uważny obserwator może dojść do twierdzenia, że
wspomniane wyżej osobiste doświadczenie Ratzingera samo jest owocem
duszpasterstwa wynikającego z tej teologicznej mądrości ruchu liturgicznego,
która – w obecności eksperta Vaticanum II ks. prof. Ratzingera – weszła do
cytowanego sformułowania soborowego. Inaczej mówiąc, w życiu Ratzingera od
młodości realizowało się coś, co ogół episkopatu katolickiego bez zmrużenia oka
uznał za linię właściwej odnowy katolicyzmu.
Jest to wzgląd, dla którego prymat liturgiczny Benedykta XVI jest dosłownie
prymatem najoczywistszego dokumentu Vaticanum II, nieporównywalnie dojrzalszego
i spójniejszego od innych jego osiągnięć – a, przynajmniej na początku, najmniej
kontrowersyjnego spośród najbardziej dyskutowanych. Nawiązuje do tego sam
Papież, tłumacząc kluczem priorytetów soborowych wybór tematyki liturgicznej do
pierwszego tomu swoich Dzieł zebranych:
To, że temat liturgii znalazł się na początku prac Soboru i że Konstytucja
o Liturgii stała się jego pierwszym rezultatem,
postrzegane było na pierwszy rzut oka raczej jako przypadek. … To, co na
pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać przypadkiem, objawiło się, patrząc na
hierarchię tematów i zadań Kościoła, jako rzecz w istocie najsłuszniejsza.
Rozpoczynając temat liturgia, wyciągnięto na światło dzienne bez wątpienia
prymat Boga, priorytet tematu Bóg. Przede wszystkim właśnie Bóg: tak właśnie
mówi nam początek Konstytucji o Liturgii. Kiedy spojrzenie na Boga
nie jest na pierwszym miejscu, wszystkie inne rzeczy tracą swoją orientację. …
Na miejscu z pewnością jest przypomnienie tu, że w słowie ortodoksja, druga
część słowa: doxa nie oznacza poglądu, ale blask,
uwielbienie. Nie chodzi więc o jakiś słuszny pogląd o Bogu, ale o słuszny
sposób uwielbienia Go, dania Mu odpowiedzi. To właśnie jest fundamentalne
pytanie człowieka, który zaczyna rozumieć samego siebie w słuszny sposób. A
pytanie to brzmi: w jaki sposób mam spotkać Boga? Tak więc, nauczenie się
właściwego sposobu uwielbienia – ortodoksji – jest tym, co przede wszystkim w
wierze jest nam dane[10].
Dlatego hierarchizacja priorytetów Josepha Ratzingera, a obecnie Benedykta
XVI jest równocześnie „soborowa” i eklezjalna w sposób bardziej źródłowy i
radykalny niż hierarchizacje skonstruowane przez wypreparowanie jego „nowości”
bądź próby porównania z„duchem czasów”. Jednak przede wszystkim jest to
hierarchizacja wyraźnie teocentryczna.
Hermeneutyka reformy
Czy jednak ta Ratzingerowsko-Benedyktowa równowaga, choć zbudowana na
hierarchizacji zdawałoby się tak oczywistej, nie ma swego punktu ciężkości w
praktyce umiejscowionego raczej w przeszłości niż wteraźniejszości? Bywa wszak
krytykowana właśnie za „cofnięcie”, związane ze znaną i powtarzaną krytyką
reformy posoborowej.
Jednak zarzut tego rodzaju może być dzisiaj postawiony każdemu, kto na
serio uzna za swój punkt odniesienia wydarzenie Soboru Watykańskiego II – od
dawna nie jest ono niusem, a jego nowość-żywotność, na wzór innych wydarzeń
Tradycji, oddziela się coraz mocniej od odchodzącej dziejowej „dzisiejszości”
czy „niedawności”. W tej ostatniej perspektywie także soborowa konstytucja o
Św.Liturgii okazałaby się jedynie starociem, „do którego nie warto wracać” – i
tak chyba widziany jest ten dokument przez tych, którzy nauczanie Vaticanum II
traktowali jako jedynie punkt odbicia, wpróbie „oderwania” się od wcześniejszej
Tradycji.
Tymczasem nasz Papież Benedykt „cofa się” do soborowego Sacrosanctum
Concilium sprzed prawie pół wieku. Dlaczego właśnie tam – nie dalej, do
Mediator
Dei Piusa XII, lub nieco bliżej, do Missale Romanum
Pawła VI?
Nie tylko dlatego, że – rzecz nie do przeoczenia – jest to ostatni o takim
rozmachu zapis świadomości i oczekiwań światowego episkopatu, zgromadzonego z
Piotrem i pod Piotrem. Chyba przede wszystkim dlatego, że konkretny kształt
konstytucji liturgicznej jest efektem dynamiki, w której każdy z działających
czynników wniósł coś ze swojej natury – konserwatywnej lub nowatorskiej – lecz
żaden z nich nie otrzymał, na tym etapie, carte blanche, wolnej ręki czy
poczucia sekciarskiego sukcesu którejś „partii”. Jest zapisem tego szczęśliwego
momentu, w którym wskaźnik determinacji pasterzy po oderwaniu się od obaw przed
dotykaniem „nienaruszalnego rytu” zatrzymał się w punkcie zgody na jego
umiarkowaną adaptację duszpasterską – na chwilę przed tym, zanim, w klimacie
radykalizmu około 1968 roku, wahnięto go aż ku przyzwoleniu na liturgiczną
„rewolucję październikową”.
„Cofając” się do konstytucji soborowej, Benedykt XVI wgłębia się w
Vaticanum II i upomina się o umiar reformy: staje w tym miejscu, z którego widać
dobrze, że Mszał Pawła VI nie był jedynym możliwym sposobem zrealizowania życzeń
Soboru[11] – ale równocześnie że normy konstytucji są i dziś kryterium dla
każdej celebracji, niezależnie od jej kształtu rytualnego[12]. Wszystko to
zgodnie zkluczowym pojęciem tego pontyfikatu: „hermeneutyką reformy, odnowy
zachowującego ciągłość jedynego podmiotu-Kościoła”[13]. W tym świetle – inaczej
niż w„hermeneutyce zerwania” – konstytucja liturgiczna jest oglądana jako
„trudna synteza wierności i dynamizmu”[14].
Dlaczego „starsza forma”?
Jednak w praktyce Sacrosanctum Concilium jest czytane zbyt często
według logiki zerwania – tak, że nie tyle ono staje się kryterium dla
promulgowanych rytów, ile odwrotnie, punktem wyjścia są zreformowane księgi i
instrukcje, dla których szuka się, niekiedy z wielkim trudem, uzasadnienia w
tekście soborowym.
W tej sytuacji podwójnie niezbędne okazuje się przywołanie „przedsoborowej”
tradycji liturgicznej: nie tylko dlatego, że jest ona tradycją kultu i
instrumentem głębokiej pamięci duchowej Kościoła – ale idlatego, że jej postać
zapisana w księgach promulgowanych przez bł. Jana XXIII jest tą rzeczywistością,
na której doświadczeniu opiera się refleksja liturgiczna Soboru Watykańskiego
II.
Rozumiemy, że między faktem – wpisanym w zreformowane księgi – swoistego
niespełnienia lub wykrzywienia programu liturgicznego Vaticanum II, a
koniecznością przywołania do parafialnego życia Kościoła „starszej formy” rytu
rzymskiego zachodzi nieunikniona korelacja. Zwraca na nią uwagę mianowany przez
Benedykta XVI prefekt Kongregacji Kultu Bożego, kard. Antonio Cañizares:
Pierwsza część konstytucji Sacrosanctum Concilium nie weszła
w serce ludu chrześcijańskiego. Nastąpiła zmiana w formach, czyli reforma, ale
nie była to prawdziwa odnowa – taka, o jaką prosili ojcowie soborowi. Czasami
zmieniano z powodu prostego upodobania do zmiany, bez szacunku dla przeszłości
postrzeganej jako całkowicie negatywną i przebrzmiałą, pojmując reformę jako
zerwanie, a nie jako organiczny rozwój tradycji. Od samego początku wywołało to
reakcje i opory, radykalizując w danym przypadku stanowiska i postawy, które
zaowocowały ekstremalnymi rozwiązaniami, a wśród nich aktami pociągającymi za
sobą nawet kary kanoniczne. Koniecznie jednak należy odróżnić problem
dyscyplinarny, powstały wskutek nieposłuszeństwa pewnej grupy, od problemu
doktrynalnego i liturgicznego[15].
Cytowany fragment pochodzi z przedmowy do programowej książki Riforma di
Benedetto XVI, autorstwa ks. Nicoli Buxa, uniwersyteckiego teologa
powołanego przez Papieża do Urzędu Celebracji Papieskich. Uważny czytelnik
zauważy, że kard. Cañizares stawia akcenty w sposób bardzo znaczący: reakcja
tradycjonalistów nie była wynikiem niezrozumienia przez nich decyzji Soboru –
lecz odpowiedzią na nadużycie tych decyzji, z zaniedbaniem ich intencji.
Konsekwentnie, pisze dalej Kardynał o uwolnieniu liturgii „starszej
formy”:
wolą Ojca Świętego nie było wyłącznie zadowolenie naśladowców abpa
Lefebvre’a ani ograniczanie się do odpowiedzi na słuszne pragnienia wiernych,
którzy, z różnych powodów, czują się związani z dziedzictwem liturgicznym
reprezentowanym przez ryt rzymski, ale także, i to w sposób szczególny, by
otworzyć bogactwo liturgiczne Kościoła dla wszystkich wiernych, w ten sposób
czyniąc możliwym odkrywanie skarbów dziedzictwa liturgicznego Kościoła tym,
którzy jeszcze ich nie znają. Ileż razy niesłuszne stanowisko tych, którzy je
lekceważą, pochodziło nie z innej przyczyny jak tylko z tej niewiedzy! Dlatego,
biorąc pod uwagę ten ostatni aspekt, motu proprio w swym znaczeniu sięga daleko
poza istniejące lub nieistniejące konflikty: nawet gdyby nie byłoby żadnego
„tradycjonalisty”, którego należałoby zadowolić, wówczas „otwarcie” to, byłoby
wystarczające by uzasadnić rozporządzenie Ojca Świętego[16].
Powtórzmy: „nawet gdyby nie było żadnego tradycjonalisty”! Przywołanie
liturgii „trydenckiej” nie jest, przynajmniej wyłącznie, koncesją dla
marginalnej „grupy wiernych” – lecz otwarciem potrzebnym całemu Kościołowi, bez
względu na petycje. Kontynuujmy: już dziś potrzebnym księżom i ich parafianom do
wzięcia głębokiego oddechu dziedzictwa – i potrzebnym całemu dzisiejszemu
Kościołowi, dla odnalezienia się w Kościele wszystkich czasów, wobec „Króla
wieków nieśmiertelnego, niewidzialnego, samego Boga” (1 Tm 1,17).
Problemy „nowego ruchu liturgicznego”
Sprawy te, rozważane tu przede wszystkim z perspektywy
zasad generalnych, mają oczywiście swój bardzo praktyczny wymiar – obecności
celebracji „trydenckich” w zwykłym porządku parafialnym i przewidywanych etapów
„reformy reformy”, czyli naprawy formy powszechnie używanej. Nie wszystkie
problemy praktyczne są związane ze zdarzającymi się oporami ideologicznymi czy
lękiem przed współistnieniem dwóch form rytu rzymskiego[17]. Niektóre są po
prostu swoistymi usterkami systemowymi. Tak chyba trzeba by nazwać np. brak
wyraźnych dyspozycji dotyczących uwzględnienia przygotowania do celebrowania
w„starszej formie” w programie formacji seminaryjnej. (Na tym tle domyślność
seminarium warszawsko-praskiego, w którym wprowadzono takie zajęcia, jaśnieje
jak gwiazda wskazująca kierunek).
Problemem praktycznym jest promieniowanie wzoru celebracji papieskich: co
prawda są one żywą interpretacją norm naprawczych, wyrażanych czy to za Jana
Pawła II w instrukcji Redemptionis Sacramentum, czy za obecnego
pontyfikatu w Sacramentum Caritatis, jednak zwłaszcza teocentryczne i
adoracyjne korekty Benedyktowe są przyjmowane w kościołach lokalnych z
rozglądaniem się na boki, jakby ustawienie krzyża na ołtarzu lub przywrócenie
przyklęknięcia do Komunii było rzeczywiście „innowacją tego papieża”.
Problemem praktycznym – i to wykraczającym mocno poza rytuał, za to
wchodzącym głęboko w wiarygodność jego używania – jest realizacja „spójności
eucharystycznej”, o której Papież mówi w Sacramentum
Caritatis:
Kult oddawany Bogu, w istocie nie jest nigdy aktem czysto
prywatnym, bez wpływu na nasze społeczne więzi: wymaga ona publicznego
świadectwa naszej wiary. Dotyczy to oczywiście wszystkich ochrzczonych, ale
szczególnie dotyczy tych, którzy z racji pozycji społecznej czy politycznej,
jaką zajmują, muszą podejmować decyzje dotyczące wartości fundamentalnych,
takich jak szacunek i obrona ludzkiego życia od poczęcia aż do naturalnej
śmierci, jak rodzina oparta na małżeństwie mężczyzny I kobiety, wolność
wychowywania dzieci oraz promocja dobra wspólnego we wszystkich jego
formach[18].
Ten ważny akcent, podobnie jak gesty sakralne, przypomina, że rozmawiamy o
uczestnictwie w misteriach Boga-Zbawiciela – Sancta sanctis! – a nie w
modlitewnych formach „towarzyszenia człowiekowi”.
Zarówno w warstwie pogłębienia teologii liturgii – w stronę czy to
wychodzenia na spotkanie Zmartwychwstałego Pana, czy to udziału w Ofierze
składanej Ojcu, czy wreszcie przyjęcia udziału w obecności Trzykroć Świętego –
jak i w powiązanej z nią warstwie dylematów praktycznych, obecna „reforma
Benedykta XVI” (aby powtórzyć tytuł książki ks. Buxa) postępuje dziś bardziej
drogą otwierania możliwości i proponowania rozwiązań, niż obligującej
legislacji. Jest to początek procesu, wktórym ważną rolę ma do spełnienia dialog
między oddolnym „nowym ruchem liturgicznym” a władzą kościelną, sprawowaną w
duchu „pełnomocnictwa w służbie świętej tradycji”, a nie absolutyzmu[19].
Aby wrócić w zakończeniu do podstawowej frazy o nadziei na spełnienie się
najlepszych intencji reformy liturgicznej, zacytujmy jeszcze konkluzję z
niedawnej konferencji mistrza ceremonii papieskich, ks. Guido Mariniego:
Od kilku lat w Kościele słyszy się wiele głosów, mówiących o
konieczności nowej odnowy liturgicznej – o ruchu w pewien sposób analogicznym do
tego, który był podstawą reformy propagowanej przez Sobór Watykański II, zdolnym
do prowadzenia reformy reformy, a raczej, poczynienia kroku naprzód w rozumieniu
prawdziwego ducha liturgii i jej sprawowania; celem będzie tu kontynuacja owej
pomyślnej reformy liturgii, rozpoczętej przez Ojców Soboru, lecz w praktyce nie
zawsze będącej właściwym i najszczęśliwszym sposobem realizacji[20].
[1] Benedykt XVI, motu proprio Summorum Pontificum, n. 1: „Mszał
Rzymski ogłoszony przez Pawła VI jest zwyczajnym wyrazem zasady modlitwy (Lex
orandi) Kościoła katolickiego obrządku łacińskiego. Jednakże, Mszał Rzymski
ogłoszony przez św. Piusa V iwydany po raz kolejny przez bł. Jana XXIII powinien
być uznawany za nadzwyczajny wyraz tej samej zasady modlitwy (Lex orandi)
i musi być odpowiednio uznany ze względu na czcigodny i starożytny zwyczaj. Te
dwa wyrazy zasady modlitwy (Lex orandi) Kościoła nie mogą wżaden sposób
prowadzić do podziału w zasadach wiary (Lex credendi). Są to bowiem dwie
formy tego samego Rytu Rzymskiego”.
[2]
http://nowyruchliturgiczny.blogspot.com/2009/09/na-zyczenie-papieza-msza-bez-oklaskow.html
[3] Por. np. audiencja generalna 23 stycznia 2008 i Wigilia Paschalna
22marca 2008.
[4] Por. odpowiedzi Benedykta XVI na spotkaniu z duchowieństwem Rzymu, 3
marca2006.
[5] Por. np. Benedykt XVI, encyklika Spe salvi, n. 10.
[6] Por. Card. Joseph Ratzinger, The Spirit of the Liturgy” or Fidelity
to the Council: Response to FatherGy, „Antiphon” 11. 1(2007), s. 101
(pierwodruk: „La Maison-Dieu” 230. 2 (2002)).
[7] Wstęp do „Zbioru Dzieł” Josepha Ratzingera, tłum. ks. K. Tyburowski –
http://nowyruchliturgiczny.blogspot.com/2009/01/wstp-do-zbioru-dzie-jzefa-ratzingera.html.
[8] Kard. Joseph Ratzinger, Moje
życie. Wspomnienia zlat 1927–1977, tłum. ks. W.
Wiśniowski, Częstochowa 1998, 20n.
[10]
http://nowyruchliturgiczny.blogspot.com/2009/01/wstp-do-zbioru-dzie-jzefa-ratzingera.html.
[11] „Reforma liturgiczna Pawła VI, dokonana po Soborze, była jednym z
możliwych zastosowań Sacrosanctum Concilium, ale nie jedynym. Soborowy
tekst o liturgii nie sprowadza się do tej reformy. A jeśli ktoś wypowiada jakąś
krytykę względem tej reformy, nie krytykuje przez to z konieczności Soboru, ale
pewną jednostronność w jego wprowadzaniu” (wywiad kard. Josepha Ratzingera dla
„L’homme nouveau” z 7 października 2001).
[12] „Sam Sobór nie zreformował ksiąg liturgicznych, lecz zarządził
ich przejrzenie, a w tym celu ustalił kilka reguł podstawowych. Przede wszystkim
Sobór dał definicję, czym jest liturgia – ata definicja daje kryterium ważne
względem każdej celebracji liturgicznej” (kard. Joseph Ratzinger, Rozproszyć obawy przed dawną
liturgią, wykład z 24 października 1998, tłum. P. Milcarek,
„Christianitas” nr1/2,1999,s. 16.
[15] Kard. Cañizares, Wstęp do książki N. Buxa, tłum. o. N. Najmowicz OCD –
http://nowyruchliturgiczny.blogspot.com/2009/05/kard-canizares-wstep-do-ksiazki-ks-n.html
[16]
http://nowyruchliturgiczny.blogspot.com/2009/05/kard-canizares-wstep-do-ksiazki-ks-n.html
[17] Na ten temat por. ks. Maciej Zachara MIC, Czy jest możliwe
współistnienie dwóch form rytu rzymskiego?, w:
Teologia żyjąca w liturgii, red. kl. Krzysztof Porosło,
Kraków 2010, s. 110–134.
[18] Benedykt XVI, posynodalna adhortacja apostolska Sacramentum
Caritatis, n. 83.
[19] Por. Kard. Joseph Ratzinger, Duch liturgii,
tłum. E. Pieciul, Poznań 2002, s. 149.
[20] Ks. Guido Marini, Wprowadzenie do ducha liturgii, tłum. A.
Kaźmierczak,
http://nowyruchliturgiczny.blogspot.com/2010/01/ks-guido-marini-wprowa-dzenie-do-ducha.html
|