Kard. Canizares: Wstęp do książki "Reforma Benedykta XVI" |
|
Wstęp do hiszpańskiego wydania książki ks. Nicoli Buxa, pt.
"Reforma Benedykta XVI. Liturgia między innowacją a tradycją",
którego autorem jest Antonio kardynał Cañizares, Prefekt Kongregacji Kultu
Bożego i Dyscypliny Sakramentów.
Od czasu publikacji tej książki (w języku włoskim) do jej hiszpańskiego
wydania minęło nie więcej niż kilka miesięcy. Mimo to znaczenie niektórych
wydarzeń, które miały miejsce w tym czasie, zmieniło w ogromnym stopniu „klimat”
wokół jej tematyki; przyczyniły się do tego zwłaszcza kontrowersje związane ze
zdjęciem ekskomuniki z czterech biskupów wyświęconych przez abpa Lefebvre’a
przed około dwudziestu laty. Ten gest bezinteresownego miłosierdzia, dokonany
przez Ojca Świętego w celu ich pełnego powrotu do Kościoła i ukazujący, że
Kościół nie odrzeka się od swojej tradycji, sprawił, że „tradycyjna Msza św.”
została skojarzona z pewnym problemem dyscyplinarnym i co gorsza – z pewnym
problemem politycznym. W rezultacie istnieje niebezpieczeństwo
zniekształcenia głębi znaczenia Motu
Proprio z dnia 7 lipca 2007 r.; tego niezwykłego świadectwa
zdrowego rozsądku Kościoła, uznającego pełną ważność rytu, który w sposób
duchowy karmił Kościół zachodni w przeciągu wieków. Bez wątpienia
potrzeba było pogłębienia i odnowy liturgii. Często jednak nie zdołano tego
osiągnąć. Pierwsza część konstytucji Sacrosanctum
Concilium nie weszła w serce ludu chrześcijańskiego. Nastąpiła
zmiana w formach, czyli reforma, ale nie była to prawdziwa odnowa – taka, o jaką
prosili ojcowie soborowi. Czasami zmieniano z powodu prostego upodobania do
zmiany, bez szacunku dla przeszłości postrzeganej jako całkowicie negatywną i
przebrzmiałą, pojmując reformę jako zerwanie, a nie jako organiczny rozwój
tradycji. Od samego początku wywołało to reakcje i opory, radykalizując w danym
przypadku stanowiska i postawy, które zaowocowały ekstremalnymi rozwiązaniami, a
wśród nich aktami pociągającymi za sobą nawet kary kanoniczne. Koniecznie jednak
należy odróżnić problem dyscyplinarny, powstały wskutek nieposłuszeństwa pewnej
grupy, od problemu doktrynalnego i liturgicznego. Jeśli naprawdę wierzymy, że
Eucharystia jest rzeczywiście „źródłem i szczytem życia chrześcijańskiego” – jak
nam przypomina Sobór Watykański II – to nie możemy dopuścić, aby celebrowano ją
w sposób niegodny. Dla wielu akceptować reformę soborową oznaczało celebrować
Mszę tak, by w ten lub inny sposób musiała ona być „desakralizowana”. Iluż
kapłanów traktowano jako „zacofanych” albo „przeciwnych soborowi” tylko dlatego,
że celebrowali w sposób uroczysty, pobożny lub najzwyczajniej byli doskonale
posłuszni rubrykom! Stanowczo należy porzucić tę dialektykę. Reforma
została wprowadzona i z początku przeżywana zasadniczo jako zupełna zmiana,
jakby należało tworzyć pewną przepaść między tym, co było przed Soborem, i tym,
co po Soborze, w tym kontekście używano terminu „przedsoborowy” niemalże jako
obelgi. Zostało tu również zauważone zjawisko, które papież obserwuje w swoim
ostatnim liście do biskupów z dnia 10 marca 2009 r.: „Niekiedy można odnieść
wrażenie, że nasze społeczeństwo potrzebuje przynajmniej jednej grupy, do której
podchodzi bez żadnej tolerancji: którą spokojnie może atakować i nienawidzić”.
Przez lata był to w dużej mierze problem kapłanów i wiernych przywiązanych do
formy Mszy odziedziczonej w przeciągu wieków, wielokrotnie traktowanych „jako
trędowatych”, jak to mówił bez ogródek ówczesny kardynał
Ratzinger. Dzisiaj, dzięki Motu Proprio, ta sytuacja zmienia się w sposób
widoczny. W wielkiej mierze dzieje się tak, ponieważ wolą Ojca Świętego nie było
wyłącznie zadowolenie naśladowców abpa Lefebvre’a ani ograniczanie się do
odpowiedzi na słuszne pragnienia wiernych, którzy, z różnych powodów, czują się
związani z dziedzictwem liturgicznym reprezentowanym przez ryt rzymski, ale
także, i to w sposób szczególny, by otworzyć bogactwo liturgiczne Kościoła dla
wszystkich wiernych, w ten sposób czyniąc możliwym odkrywanie skarbów
dziedzictwa liturgicznego Kościoła tym, którzy jeszcze ich nie znają. Ileż razy
niesłuszne stanowisko tych, którzy je lekceważą, pochodziło nie z innej
przyczyny jak tylko z tej niewiedzy! Dlatego, biorąc pod uwagę ten ostatni
aspekt, Motu Proprio w swym znaczeniu sięga daleko poza istniejące lub
nieistniejące konflikty: nawet gdyby nie byłoby żadnego „tradycjonalisty”,
którego należałoby zadowolić, wówczas „otwarcie” to, byłoby wystarczające by
uzasadnić rozporządzenie Ojca Świętego. Padły również słowa, że przepisy
Summorum Pontificum są „zamachem” na Sobór, jednak takie myślenie pokazuje
nieznajomość tegoż Soboru, którego intencją było, aby wszyscy wierni mieli
okazję poznać i docenić rozmaite skarby liturgii Kościoła. Właśnie tego gorąco
pragnęło to wielkie zgromadzenie: „Trzymając się wiernie tradycji, Święty Sobór
oświadcza, że Święta Matka Kościół uważa za równe w prawach i godności wszystkie
prawnie uznane obrządki i chce je na przyszłość zachować i zapewnić im wszelki
rozwój” (SC, 4). Z drugiej strony, wskazania te nie są żadną nowością;
Kościół zawsze je podtrzymywał, a jeśli czasami tak się nie działo, to
konsekwencje tego były tragiczne. Nie tylko respektowało się ryty wschodnie, ale
też na Zachodzie diecezje takie jak Mediolan, Lyon, Kolonia, Braga i różne
zakony w przeciągu wieków, w sposób pokojowy zachowywały swoje różne ryty. Ale
najlepszym przykładem dla zobrazowania tej sytuacji jest niewątpliwie
archidiecezja w Toledo. Kardynał Cisneros dołożył wszelkich starań, by w
archidiecezji zachować jako „nadzwyczajny” ryt mozarabski, któremu groziło
zniknięcie; nie tylko wydał mszał i brewiarz, ale też urządził specjalną kaplicę
w kościele katedralnym, w której jeszcze dziś celebruje się codziennie w tym
rycie. Ta różnorodność rytów nigdy nie oznaczała i nie może oznaczać
różnic doktrynalnych; wręcz przeciwnie, uwidacznia głęboką tożsamość. Potrzeba,
aby także wśród rytów aktualnie używanych nastała jedność. Aktualnym wyzwaniem,
na które wskazuje książka don Nicoli Buxa, jest ukazanie tożsamości teologicznej
między liturgią różnych rytów, które były celebrowane w przeciągu wieków, i nową
liturgią, owocem reformy; lub jej odzyskanie, jeśli ta tożsamość byłaby
zamazana. „Reforma Benedykta XVI” jest więc książką bogatą w informacje,
refleksje i idee, a spomiędzy wielu zagadnień w niej podejmowanych, chciałbym
wyróżnić niektóre punkty:
Pierwszy dotyczy nazwy, jaką określa się tę Mszę. Autor proponuje, by
nazywać ją na styl wschodni „liturgią Św. Grzegorza Wielkiego”. Być może lepiej
mówić tak niż po prostu „Msza gregoriańska”, ponieważ nazwa „Msza gregoriańska”
mogłaby dać podstawy dla podwójnego błędu (którego w tym przypadku można by
uniknąć za pomocą miana „damazjańsko-gregoriańska”). Jest również bardziej
odpowiednia niż określenie „Msza tradycyjna”, gdzie przymiotnik wprowadza
niebezpieczeństwo skalania się pewnym ładunkiem polemicznym albo
„folklorystycznym”; czy „forma nadzwyczajna”, która jest nazwą zbyt sztuczną.
„Usus antiquior” ma ten defekt, że odnosi się jedynie do chronologii. Z drugiej
strony „usus receptus” byłby nazwą zbyt techniczną. „Mszał św. Piusa V” lub „bł.
Jana XXIII” są określeniami zbyt ograniczonymi. Jedyną niedogodnością jest to,
że w rycie bizantyńskim już jest liturgia Św. Grzegorza, Papieża rzymskiego;
jest to liturgia uprzednio poświęconych darów, celebrowana podczas Wielkiego
Postu.
Po drugie, fakt, że ryt jest „nadzwyczajnym” nie powinien
oznaczać, że ma być używany tylko przez kapłanów i wiernych, którzy posługują
się wyłącznie nadzwyczajnym sposobem celebracji. Jak zaleca ks. Bux, byłoby
czymś bardzo pozytywnym, gdyby kapłani celebrujący na co dzień w sposób
„zwyczajny”, używali również od czasu do czasu rytu „nadzwyczajnego”. Chodzi tu
o skarb, którym jest dziedzictwo wszystkich i do którego, w ten czy inny sposób,
wszyscy powinni mieć dostęp. Dlatego można by było zaproponować, w szczególnych
okazjach, korzystanie ze starego Mszału (zwłaszcza jeśli w nowym kalendarzu nie
ma zostało przewidziane nic szczególnego): na przykład w okresie
Siedemdziesiątnicy, na Kwartalne Dni Modlitwy i Post [tzw. Suche Dni] albo
na Wigilię Pięćdziesiątnicy, a może, nawet na potrzeby pewnych szczególnych
wspólnot, zarówno życia konsekrowanego jak i bractw. Celebracja „nadzwyczajna”
byłaby także bardzo użyteczna dla oficjów Wielkiego Tygodnia, a przynajmniej
niektórych z nich, ponieważ w Triduum Sacrum te ceremonie lub modlitwy sięgają
najwcześniejszych epok Kościoła.
Innym punktem, który należy wyróżnić jest postawa Benedykta XVI; nie tyle
wprowadza on pewne nowości albo zmienia kierunek rządzenia, ile doprowadza do
konkretyzacji tego, co już Jan Paweł II przedsięwziął w takich inicjatywach jak
papieski dokument Quattuor abhinc annos, konsultacja z komisją kardynałów, Motu
Proprio Ecclesia Dei i utworzenie Komisji o takiej samej nazwie, a także
przemówienie skierowane do Kongregacji Kultu Bożego (w 2003 r.). Istotne jest
także zwrócenie uwagi na reperkusje ekumeniczne tego dokumentu; krytyka,
skierowana przeciwko rytowi przejętemu z tradycji rzymskiej, dosięga także
innych tradycji a przede wszystkim naszych prawosławnych braci. Prawie wszystkie
ataki przeciwników ponownego wprowadzenia dawnego mszału wymierzone są dokładnie
w te punkty, które mamy wspólne z wschodnimi chrześcijanami! Potwierdzeniem tego
faktu są pozytywnie słowa wypowiedziane po publikacji Motu Proprio przez
zmarłego niedawno patriarchę Moskwy. Wreszcie, nie mniej istotny jest
fakt, że książka ks. Buxa pomoże nam uświadomić sobie różne aspekty sytuacji, w
której się aktualnie znajdujemy. Nasze pokolenie musi zmierzyć się z wielkimi
wyzwaniami w obszarze liturgii: Pomóc całemu Kościołowi podążać w pełni za tym,
co wskazał Sobór Watykański II w konstytucji
Sacrosanctum Concilium oraz za tym, co Katechizm
Kościoła Katolickiego mówi o liturgii, zebrać to, co napisał na ten
temat Ojciec Święty – jeszcze jako kardynał Ratzinger, szczególnie w swej
przepięknej książce
Duch liturgii, ubogacić się sposobem w jakim Ojciec Święty
celebruje liturgię – wspierany przez Papieskie Biuro Celebracji Liturgicznych,
któremu przewodzi ks. prałat Guido Marini, a którego doradcą jest autor tejże
książki. Te pontyfikalne liturgie są wzorcowymi dla całego świata
katolickiego.
Na koniec chciałbym zaznaczyć, że byłoby bardzo ważne, aby wszystko to było
dogłębnie wykładane w seminariach jako integralna część formacji kapłańskiej,
aby dać możliwość poznania teoretyczno-praktycznego bogactwa liturgicznego; nie
tylko rytu rzymskiego, ale także, na miarę możliwości, różnych rytów Wschodu
oraz Zachodu i w ten sposób stworzyć nowe pokolenie kapłanów wolnych od
dialektycznych uprzedzeń. Oby ta wartościowa książka don Nicoli Buxa
przysłużyła się do lepszego poznania intencji Ojca Świętego i do odkrycia
bogactw otrzymanego dziedzictwa, a tym samym oświeciła nas w naszym działaniu.
Dlatego prośmy Pana o to, byśmy, jak mówił Paweł VI, umieli odczytywać „znaki
czasu”.
+ Antonio kardynał Cañizares Prefekt Kongregacji Kultu Bożego i
Dyscypliny Sakramentów Arcybiskup Administrator Apostolski Toledo 8
kwietnia 2009
Tłumaczenie: o. Nikodem Najmowicz OCD
|