Abp M.Ranjith: Ku sztuce celebracji w liturgii |
|
Przemówienie, które wygłosił JE abp Malcolm Ranjith, Sekretarz
Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, pt. "Ku sztuce celebracji
w liturgii" ( Toward an Ars
Celebrandi in Liturgy), w listopadzie 2008 r. na konferencji
poświęconej liturgii w St. Louis (USA).
Słownik Oxford English Dictionary określa sztukę jako „wyraz lub zastosowanie
umiejętności twórczych i wyobraźni”, bądź też jako „różne rodzaje działalności
twórczej” lub nawet jako „umiejętność robienia określonej rzeczy”. Akwinata
zdefiniował ją jako „prawidłowy osąd na temat rzeczy, które powstaną” (S.T.
I—II, Q. 57a: 4) Element łączący powyższe określenia to sztuka rozumiana jako
rzecz ściśle związana z ludzkim działaniem i umiejętnościami. Słowo „sztuka”
w kontekście liturgii pojawiło się dość późno, uwidoczniło się szczególnie w
czasach posoborowych, a jeszcze bardziej w okresie ostatniego dwudziestolecia.
Jego ogólne znaczenie dotyczy bardziej umiejętności należytego odprawiania
liturgii i właściwej dyspozycji do niej oraz odprawiania jej w taki sposób, by
sama w sobie stała się sztuką, doświadczeniem piękna w znaczeniu estetycznym — i
w ten sposób ars celebrandi, sztuką celebracji. Tego rodzaju entuzjazm dla
sztuki celebracji widać w dokumencie z 1992r. wydanym przez Stowarzyszenie
Profesorów Liturgii we Włoszech pt. „Aby celebrować w duchu i prawdzie”, w
którym czytamy: „Rytm, porządek i styl to trzy terminy, przynależące z mocy
samego prawa do sztuki celebracji, ponieważ należą do królestwa każdego rodzaju
sztuki oraz wielkiego królestwa języka komunikacji. Wyrażają królowanie piękna,
miarę którą mierzy się doskonałość, pełnię czegoś, co jest w pełni
urzeczywistniane oraz doskonale wyrażane. Wyrażają pragnienie każdej inicjacji
artystycznej oraz wizji piękna” (tłum. z Celebrować w duchu i prawdzie, Rzym
1992r., str. 139). W ten oto sposób, z biegiem czasu słowo „sztuka” obrało
głęboko antropologiczny kierunek. Weszło do słownika liturgicznego jako coś, co
wyraża konieczność ludzkiego działania w liturgii. W kontekście
społeczno-kulturowym — który próbuje umniejszyć istotność roli boskiego elementu
w ludzkiej egzystencji, i który stawia na pierwszym miejscu to co z zasady jest
ludzkie i „z tego świata” — niebezpieczeństwo stosowania tzw. „sztuki
celebracji” w sensie czystej umiejętności w liturgii, redukowania jej do czysto
ludzkiego pojęcia jest spore. Faktycznie, jeżeli ars celebrandi ma być rozumiana
jako coś opartego wyłącznie na ludzkich umiejętnościach, znaczy to, że zupełnie
nie rozumiemy na czym rzecz polega. Niezależnie od tego, jaka jest podstawa
twórczej ludzkiej sztuki i umiejętności, nie może ona być ipso facto
przeniesiona na łono liturgii. Niestety w pewnych kręgach przyjęcie terminu
ars celebrandi interpretuje się jako gloryfikację
horyzontalizmu.
Ars Celebrandi i Actuosa
Participatio
Najprawdopodobniej to właśnie kwestia sztuki celebracji i aktywnego
uczestnictwa stała się przyczyną wyjaśnień papieża Benedykta XVI w adhortacji
Sacramentum Caritatis wydanej po synodzie na temat Eucharystii. Właśnie w
niej Ojciec św. nawiązuje do ww. niebezpieczeństwa, wskazując że „podczas prac
synodalnych szereg razy wskazywano na konieczność przezwyciężenia wszelkiego
możliwego oddzielenia ars celebrandi, to znaczy sztuki właściwego
celebrowania od pełnego, czynnego i owocnego uczestnictwa wszystkich wiernych”
(Sacr. Carit. 38). Ojciec św. wskazywał przede wszystkim na potrzebę
przyjęcia ars celebrandi, ażeby móc godnie sprawować liturgię, jednocześnie
kładąc nacisk na „pełne, aktywne i owocne uczestnictwo wszystkich wiernych”,
które nie może być urzeczywistnione bez godnej celebracji. Innymi słowy chciał
powiedzieć, że actuosa participatio [prawdziwe uczestnictwo w liturgii]
nie mogłoby mieć miejsca bez zapewnienia harmonijnej, pięknej i ułożonej
celebracji. Bez należycie pojętego i wprowadzonego ars celebrandi, liturgia
prawdopodobnie doszłaby do punktu, w którym stałaby się miernym szeregiem
nieznaczących, chaotycznych i bezbarwnych czynności. Papież potwierdza to,
mówiąc że „rzeczywiście, pierwszym warunkiem, który sprzyja uczestnictwu Ludu
Bożego w świętym obrzędzie, jest odpowiednia jego celebracja. Ars
celebrandi jest najlepszym sposobem zapewnienia actuosa
participatio” (tamże). Actuosa
Participatio
W Duchu liturgii papież definiuje pojęcie actuosa participatio jako
wezwanie do całkowitego włączenia się w samo actio Chrystusa Najwyższego
Kapłana. W żadnym razie nie jest to wołanie o aktywizm, nieporozumienie, które
rozpowszechniło się szeroko po wydaniu Sacrosanctum
Concilium. Kard. Ratzinger pisze: „Cóż to [aktywne uczestnictwo]
oznacza...? Niestety pojęcie actuosa participatio zostało szybko
błędnie zrozumiane i zaczęło oznaczać coś zewnętrznego, pociągającego za sobą
potrzebę ogólnej aktywności, tak aby możliwie najwięcej ludzi i możliwie
najczęściej w sposób widoczny angażowało się w actio” ( Duch
liturgii, 2000, San Francisco: Ignatius Press, str. 171). Wiemy,
że w wielu miejscach takie podejście doprowadziło do zaniku prezbiterium,
klerykalizacji świeckich oraz wypełnienia prezbiterium hałasem i rozpraszającą
liczbą wielu ludzi. Można by nawet rzec, że praktycznie cała Wall Street
wtargnęła do prezbiterium. Tylko czy tego właśnie życzyli sobie ojcowie
soborowi? Kard. Ratzinger jest innego zdania. Dla niego „prawdziwe ‘actio’ w
liturgii, w którym mamy wszyscy uczestniczyć to ‘actio’ Samego Boga. To jest
właśnie nowość i charakterystyczna cecha chrześcijańskiej liturgii: Sam Bóg
działa i czyni to co jest najważniejsze” (tamże, str. 173).
Ten rodzaj uczestnictwa w samym actio Chrystusa Najwyższego Kapłana wymaga
od nas jedynie całkowitego zanurzenia się w Nim — mówi hierarcha „rzecz polega
na tym, że ostatecznie różnica pomiędzy actio Christi a naszym własnym
działaniem znika. Jest tylko jedno działanie, które jest jednocześnie Jego i
naszym działaniem — naszym z racji bycia „jednym ciałem i duchem z Nim” (tamże
str. 174). Aktywne uczestnictwo nie polega zatem na uleganiu aktywizmowi,
lecz stanowi nieodłączne i całkowite złączenie się z Osobą Jezusa Chrystusa,
który prawdziwie jest Najwyższym Kapłanem wiecznej i nieprzerwanej celebracji
niebiańskiej liturgii. Jak wiemy, soborowa Konstytucja o liturgii świętej,
również porusza ten problem, określając liturgię dalej mianem “liturgii
niebiańskiej sprawowanej w świętym mieście, Jeruzalem, do którego
pielgrzymujemy, gdzie Chrystus zasiada po prawicy Boga jako sługa świątyni i
prawdziwego przybytku” (zob. Dz. Ap. 21:2; Kol. 3:1; Heb. 8:2)-(SC 8). Stąd
wszystko, co czynimy winno dopomagać nam w osiągnięciu tego celu i tylko ten cel
oznacza prawdziwe “uczestnictwo”: uczestniczenie w większym actio. Participatio
samo w sobie, rzekłbym, jest w tym znaczeniu ars [sztuką], w której my sami nie
jesteśmy artystami; ani też nie postępujemy wedle sztuki uczonej i przekazanej
nam przez innych, lecz pozwalamy Bogu być artystą przez nas, stając się częścią
tego co On czyni. Jeżeli chodzi o nas samych, to właśnie participatio znajduje
się w porządku “esse” — być. Wszystko co czynimy w liturgii pomaga nam osiągnąć
tę jedność z Chrystusem — wiecznym Najwyższym Kapłanem — i jego uświęcającą
ofiarą. Im bardziej stajemy się częścią oratio Chrystusa, Jego wiecznej ofiary z
Samego Siebie składanej Bogu Ojcu jako przebłagalny Baranek Ofiarny (Dz. Ap.
14:1-5), tym bardziej ofiara ta jest w stanie przemienić nas w Logos i dozwolić
nam doświadczyć zbawczych skutków owego przemienienia. Bez niego, jak napisał
kard. Ratzinger, błędnie zrozumielibyśmy „theo-dramat” liturgii, popadając w
czystą parodię (zob. tamże str. 175).
Ars
Celebrandi
Zatem, jak widzimy, sedno Ars celebrandi jest nie tyle
sprawą szeregu połączonych ze sobą czynności w harmonijnej jedności, ile głęboką
wewnętrzną komunią z Chrystusem — sztuką podporządkowania się Chrystusowi,
Najwyższemu Kapłanowi i Jego ofiarnemu i zbawczemu actio. Pojęcie to nie kojarzy
się z wolnością robienia tego, co się każdemu podoba, lecz wolnością jedności z
kapłańską misją Chrystusa. Aby właściwie zrozumieć to pojęcie musimy spojrzeć na
nie z trzech różnych wymiarów: wymiaru wewnętrznego, w którym kapłan staje się
słuchaczem Słowa Bożego przekazywanego przez Ducha Świętego w Kościele
(wnętrze); postawy całkowitego posłuszeństwa i utożsamiania się ze Słowem
(posłuszeństwo względem norm); oraz całkowitego pochłonięcia przez sprawowanie
świętych tajemnic w liturgii (nabożność).
Postawa wewnętrznego
zaangażowania
Postawa ta wymaga jako warunku koniecznego (sine qua non) zarówno ze
strony kapłana jak i wiernych, głębokiej nabożności, całkowitego skupienia i
pełni pokory wynikających z wiary oraz zanurzenia w modlitwie, a także zmysłu
osłupienia wobec wielkich boskich tajemnic sprawowanych w liturgii. Powstaje
więc pytanie, czy sami posiadamy właściwą wewnętrzną dyspozycję, czy też
wszystko stało się jedynie sprawą czystego intelektu, rutyny bądź wykonywania
szeregu rytuałów czy odruchowych czynności. Nie może być mowy o prawdziwej
ars celebrandi, jeżeli kapłani nie będą wpierw głęboko poruszeni i zmotywowani
wiarą w Chrystusa oraz wielkością swojego powołania a także zadaniami
powierzonymi im przez Stwórcę. Bezgraniczne pragnienie oddania całego życia
Chrystusowi i ofiary z niego w służbie kapłańskiej i duszpasterskiej jest tu
fundamentem — warunkiem koniecznym — bez którego nic nie można (sine qua non).
Nie chodzi tu o rozumienie, lecz podporządkowanie siebie Chrystusowi z głębokim
podziwem, wiarą i radością. Papież Jan Paweł II wezwał wszystkich do uczenia
się prawdziwej Eucharystycznej pobożności wg szkoły Świętych, mówiąc: „W ich
świadectwie teologia Eucharystii nabiera całego blasku przeżycia, „zaraża” nas i
niejako „rozgrzewa” ( Ecclesia
de Eucharistia 62). Aby zrozumieć postawę wymaganą od nas
kapłanów, wystarczy wspomnieć śś. Filipa Nereusza, Franciszka Salezego i Jana
Marię Vianney. Sprawowanie świętej liturgii, zwłaszcza Eucharystii, jest
ogromnym zaufaniem Boga do nas kapłanów. Święty Jan
Maria Vianney, proboszcz i
spowiednik z Ars, powiedział kiedyś swemu przyjacielowi tak: „nie dbam o to,
czy będę proboszczem w parafii, liczy się to że jestem kapłanem, ponieważ mogę
odprawiać Mszę św.” (The Curé of Ars, autorstwa opata François Trochu, wersja
ang., Tan Books and Publishers, Rockford, Illinois, 1977r., str. 320).
Powiedział kiedyś tak: „kiedy przystępujemy do Komunii Świętej, balsam miłości
spowija duszę jak kwiat pszczołę” (str. 323). W innym miejscu biografista pisze:
„w jedną z uroczystości Bożego Ciała, gdy święty proboszcz powrócił do zakrystii
spocony jak mysz, zapytaliśmy go: „Ksiądz musi być bardzo zmęczony, prawda?
„Tak? A dlaczego? Przecież Ten którego niosłem niósł mnie” (str. 231). Nie
jest to wołanie o naiwność lecz o wewnętrzną dyspozycję kapłanów i wiernych,
którą cechuje głęboka wiara w tajemnice sprawowane w liturgii, oraz zmysł
podziwu, bojaźni i pokory, który winien być jej nieodłącznym
elementem. Posłuszeństwo normom
liturgicznym
Idąc za głosem Jana Pawła II wyrażonym w Ecclesia
de Eucharistia, „Liturgia nie jest prywatną własnością nikogo, czy to
celebransa czy wiernych w których zgromadzeniu tajemnice są sprawowane”; tak
więc „Nikomu nie można zezwolić na niedocenianie powierzonej nam tajemnicy: jest
ona zbyt wielka, ażeby ktoś mógł pozwolić sobie na traktowanie jej wedle własnej
oceny, która nie szanowałaby jej świętego charakteru i jej wymiaru powszechnego”
(EE 52). Tak więc liturgia jest skarbem danym Kościołowi, którego należy
zazdrośnie strzec. Dzieje się też tak dlatego, że actio Christi jest
urzeczywistniane w Kościele i przezeń, actio które jest Jego własnym Ciałem, w
trojakiej rzeczywistości — Kościoła Triumfującego (w niebie), Kościoła
Cierpiącego (w czyśćcu) i Kościoła Wojującego (na ziemi). W ten sposób każda
czynność liturgiczna przyjmuje meta-kosmiczny wymiar. Poza tym to w Kościele
Chrystus urzeczywistnia Swój kapłański urząd, czyniąc liturgię głęboko
kościelną, w rozumieniu całego Kościoła. Za każdym razem gdy dany kapłan
sprawuje ją we własnym duszpasterstwie, sprawuje ją wraz z nim cały
Kościół. Liturgia jest nam „dana”
Liturgia zatem winna być skarbem „danym” Kościołowi, a nie przezeń
stworzonym. Sam fakt ciągłego rozwoju tradycji liturgicznych na przestrzeni
dwóch tysięcy lat historii oraz zaskakująco harmonijny i naturalny przebieg jej
rozwoju jest dowodem na działanie Ducha Świętego oraz niezrównaną szlachetność
jej treści. Liturgia jest jak drzewo, które ciągle rośnie, czasem zrzuca liście,
czasem zaś przycięte rośnie w siłę i prosto w górę, lecz zawsze pozostaje tym
samym drzewem. Święta liturgia przeszła przez podobny proces rozwoju lecz nigdy
nie wróciła do swoich początków, począwszy od najwcześniejszych czasów po dziś
dzień — i tak też będzie w przyszłości, ponieważ to Sam Jezus Chrystus przez
cały czas wykonuje kapłański urząd poprzez Swoje Mistyczne Ciało,
Kościół.
Chrystus głównym celebransem przy ołtarzu
I tak, właściwą postawą wobec ars celebrandi kapłanów a nawet wiernych
jest pozwolenie, aby Chrystus zakrólował na ołtarzu, stał się jego głosem,
dłońmi i bytem — alter Christus. Sacramentum Caritatis potwierdza to w sposób
jednoznaczny: „Dlatego konieczne jest, aby kapłani mieli świadomość, że cała ich
posługa nigdy nie powinna wynosić na pierwszy plan ich samych lub ich opinie ale
Chrystusa. Każda próba stawiania siebie w centrum celebracji liturgicznej
sprzeciwia się tożsamości kapłańskiej. Kapłan przede wszystkim jest sługą i
winien ciągle starać się być znakiem, który jako posłuszne narzędzie Chrystusa,
odsyła do Niego. Wyraża się to szczególnie w pokorze, z jaką kapłan przewodzi
liturgii, w posłuszeństwie wobec obrzędu, służąc sercem i umysłem, unikając
wszystkiego, co może sprawiać wrażenie niestosownego stawiania siebie na
pierwszym miejscu” (Sac. Car. 23). We wszystkim co kapłan czyni przy ołtarzu,
winien zawsze oddać siebie Chrystusowi. Jak mówi Jan Chrzciciel: „Potrzeba, by
On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3:30). Bp Fulton J. Sheen podkreślił ten
aspekt następująco: „kapłan nie należy do siebie samego lecz należy do
Chrystusa; nie jest swoją własnością. Jest własnością Chrystusa” (Those
Mysterious Priests (Ci tajemniczy księża), Alba House, New York 2005, str.
221). Tylko w ten sposób kapłan może prawdziwie uwewnętrznić Świętą Ofiarę
Chrystusa i Jego Kościoła, tak by stała się jego drugą naturą. Ponieważ to, co
czynimy przy ołtarzu, jak pisze papież Pius XII w encyklice (1947r.) Mediator
Dei, nie jest naszą własnością lecz jest „kultem publicznym Ciała
Mistycznego Jezusa Chrystusa, a więc Jego Głowy i członków” (MD 20). Świadomość
wagi tej czynności przed, w trakcie i po odprawieniu Mszy św. oraz pozostałych
czynności liturgicznych jest niezwykle ważna. Dogadzanie swojemu
ego
Nie łudźmy się — my wszyscy — księża, biskupi, a nawet
kardynałowie jesteśmy istotami ludzkimi i pokusa stawiania siebie na świeczniku
w centrum, sprawia, że czujemy się świetnie — „dogadzając swojemu ego”. Nikt
z nas nie jest od niej wolny, a mając Missa versus populum [mszę twarzą
do ludu] niebezpieczeństwo pokusy wzrasta. Msza twarzą do ludu sprzyja utracie
uwagi i roztargnieniu względem czynności sprawowanych przy ołtarzu, a oprócz
tego tworzy pokusę wiecznego „showmaństwa” i zabawiania publiczności. Pozwolę
sobie przytoczyć ciekawy artykuł pewnego niemieckiego autora: Kapłan
funkcjonujący niegdyś jako anonimowy pośrednik [między Bogiem a ludźmi],
pierwszy spośród wiernych, z twarzą zwróconą ku Stwórcy a nie ludowi,
przedstawiciel wszystkich i wraz ze wszystkimi składający Ofiarę … dziś stał się
konkretną osobą, o określonych cechach osobowości, stylu życia, zwróconą twarzą
do ludu. Dla wielu księży zmiana ta stała się pokusą nie do odparcia, z którą
sobie nie radzą … poziom osiągniętego sukcesu stał się dla nich miernikiem
osobistej wielkości i władzy, a tym samym wyznacznikiem poczucia osobistego
bezpieczeństwa i pewności siebie. (K.G. Rey, Pubertaetserscheinungen in der
Katholischen Kirche [Objawy „okresu dojrzewania” w Kościele Katolickim] teksty
krytyczne, Benzinger, tom 4, str. 25). Kapłan przyjmuje więc postać odtwórcy
głównej roli, współgrającego w sztuce z innymi aktorami w miejscu
przypominającym platformę, a im bardziej pokazuje swą kreatywność i dramatyzm,
tym bardziej zadowala swoje ego. Tylko gdzie w tym wszystkim jest jeszcze
miejsce dla Jezusa Chrystusa?
Podziw dla liturgii
Prawdziwa ars celebrandi wymaga od wszystkich przede wszystkim
głębokiej wiary i czci dla szlachetności i niebiańskiej godności wszystkich
sprawowanych czynności liturgicznych. Zdolność doznania podziwu dla tego co ma
właśnie miejsce wymaga określonej ogłady w sposobie sprawowania czynności
liturgicznych, w tym odpowiedniego przygotowania, sprawowania a nawet wynikłej
stąd atmosfery. Nie ma takiej czynności wykonywanej w ciągu dnia, która mogłaby
się równać liturgii. I właśnie o taką wewnętrzną duchową dyspozycję chodzi, a
także powiązaną z nią naturalną postawę, gesty i czynności, które winny być
opanowane już przed rozpoczęciem sprawowania liturgii. Atmosfera ciszy i
skupienia winna być wpajana w Kościele jako pierwsza podstawowa sprawa; wierni
muszą widzieć celebransów skupionych w osobistej modlitwie przy ołtarzu przed
rozpoczęciem jakiejkolwiek celebracji; takie zachowanie kapłana udzieli się
naturalnie wiernym, którzy nauczą się skupienia i modlitewnego nastawienia.
Niemniej ważny jest szlachetny i pobożny sposób nakładania szat liturgicznych w
zakrystii; modlitwy towarzyszące ich nakładaniu winny tam powrócić. Istnieje
potrzeba poczucia poprawności liturgicznej i godności sprawowania liturgii —
pobożności i silnej więzi komunii z Panem Jezusem i całym Kościołem, którą
kapłan pokazuje poprzez skupienie na czynnościach sprawowanych przy ołtarzu.
Chwile cichej modlitwy i siła duchowej atmosfery, wdzięczność za otrzymane
wieczne dary i dziękczynienie po odprawieniu liturgii są nieodłączną częścią
siły przekazu obecności i działania Boga w sprawowaniu liturgii. We
wszystkich czynnościach kapłan-celebrans winien pokazywać przyjęcie krzyża przez
Naszego Pana Jezusa Chrystusa oraz głębię pokory, poprzez którą On Sam pokazał
wielkość Swojej miłości dla rodzaju ludzkiego. W przeciwnym razie będziemy mieli
do czynienia z pustym aktem formalnym i wielką nudą — a żaden ksiądz nie jest w
stanie się oprzeć tego typu pokusie.
Liturgia Kościoła a liturgia
naszych kaprysów
Nie zapominajmy, że liturgia jest zawsze modlitwą
publiczną Kościoła i za każdym razem jest actio Christi, sprawowaną przez cały
Kościół. Ponieważ Kościół jest mistyczną obecnością Chrystusa w czasie i
przestrzeni, nasze czynności są tym, co On Sam czyni w sposób mistyczny. Jako
Kościół otrzymaliśmy ten dar od Niego. Właśnie ten wymiar przedkłada obrzęd
ponad władzę celebransa. Jest to Boska liturgia, jak zowie ją chrześcijaństwo
wschodnie, a nie „zwykła” liturgia. Rozprawiając o obrzędach kard. Ratzinger
powiedział: „obrzędy wymykają się spod kontroli jednostki, miejscowej
społeczności czy regionalnego Kościoła. Niezmienność leży u ich podstaw. W nich
odkrywam, że coś do mnie przychodzi tutaj, coś czego nie stworzyłem sam, że
wchodzę w coś co mnie przerasta, coś co ostatecznie pochodzi z Boskiego
Objawienia” (Duch liturgii, str. 165). Dlatego też z uwagi na swą głęboko
Boską i silnie kościelną naturę liturgia nie może być dowolnie zmieniana. Sobór
Watykański II to potwierdza: „Dlatego nikomu innemu, choćby nawet był kapłanem,
nie wolno na własną rękę niczego dodawać, ujmować ani zmieniać w liturgii.” ( Sacrosanctum
Concilium 22:3). W tenże sposób ars celebrandi, jak wyjaśnia Sacramentum
Caritatis, “wypływa z wiernego posłuszeństwa wobec norm liturgicznych w
całej ich spójności” (Sac. Car. 38). „Czujność i posłuszeństwo” wobec norm a
także wobec “właściwej struktury obrzędu wyrażają zrozumienie charakteru
Eucharystii jako niewysłowionego daru i objawiają wolę celebransa przyjęcia
tegoż daru w posłusznej wdzięczności” (Sac. Car. 40). Ars celebrandi winno
jednocześnie „sprzyjać rozwijaniu zmysłu sacrum i posługiwania się takimi
zewnętrznymi formami, które ten zmysł wychowują, jak na przykład harmonia
obrzędu, szat liturgicznych, sprzętów i miejsc świętych” (tamże). Ponadto
“zwrócenie uwagi na wszystkie formy językowe przewidziane w liturgii: słowa i
śpiew, gesty i milczenie, ruch ciała, kolory liturgiczne” (tamże) jest niemniej
ważne. Nabożność
Krótko mówiąc, celebrans mimo swoich słabości winien zdawać sobie
sprawę z wielkiej odpowiedzialności jaka nań spoczywa. Kapłan, który jest zawsze
przepełniony wdzięcznością dla Boga i świadom, że nie jest właścicielem
sprawowanych tajemnic lecz jedynie pokornym sługą, zwykłym stróżem lub
narzędziem, musi robić wszystko, by wiernie i nabożnie sprawować świętą liturgię
— w absolutnej wierności Bogu i Kościołowi i wierności względem norm i wymogów
przezeń nałożonych. Celebrans winien zawsze trzymać się z dala od pedanterii
i wyniosłości, dających mu poczucie że to właśnie on decyduje o kształcie
obrzędu i nie dodawać czy ujmować czegokolwiek wedle własnego widzimisię.
Jednocześnie winien poskramiać pokusę skupiania uwagi zgromadzonych wiernych na
własnej osobie i upewnić się, że we wszystkim co czyni — widać tylko
Chrystusa. Kapłan winien zdawać sobie sprawę z tego, że poddając się w
pokorze pięknu rubryk otrzyma wolność wzniesienia swojego umysłu i serca ku
kontemplacji sprawowanych tajemnic, oraz będzie w stanie adorować Chrystusa i
zastępy niebieskie zstępujące na ołtarz, przekazując tę samą wiarę i oddanie
zebranym wiernym. Wszystko zależy od wiary i odwagi kapłana oraz hojności
jego serca. Jeżeli święta liturgia, jak naucza Kościół, jest “źródłem z którego
wypływa cała jego moc i celem do którego zmierzają wszelkie inne działania”
(zob. Sacrosanctum Concilium 10), a kapłan w szczególny sposób pełni funkcję
pośrednika będącego widocznym znakiem niewidzialnego lecz mistycznie utajnionego
Chrystusa Najwyższego Kapłana — urzędu o wielkiej godności — wówczas w jego
wnętrzu winno wzrastać głębokie poczucie wierności i miłości względem Boga i
boskich tajemnic, których ma łaskę stać się częścią. A ars
celebrandi poprowadzi go wówczas do prawdziwego doświadczenia wewnętrznego
piękna i dostojeństwa. Kapłan będzie się bezgranicznie utożsamiał z Chrystusem,
który stanie się z nim jednością, jako habitus, trwała właściwość natury,
pewnego rodzaju druga natura — powiem więcej, jego jedyna natura — i stanie się
ucieleśnieniem słów św. Pawła, „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie
Chrystus” (Gal 2:20). Z chwilą gdy kapłan poczuje tęsknotę za ową jednością i
ją osiągnie, jednością sięgającą w sferę najgłębszej jego tożsamości, wszystko
inne znajdzie swe właściwe miejsce. Liturgia stanie się tak porywającym i
budującym doświadczeniem, że jej zewnętrzne aspekty wspomniane powyżej można
będzie łatwo opanować. Zniknie wówczas potrzeba wydawania ton dokumentów przez
Stolicę Apostolską (zapełniających półki i zalegających w księgarniach) i
gwardii szwajcarskiej pilnującej liturgicznej dyscypliny na świecie. W tej
materii rola biskupów staje się niezwykle ważna. Ponieważ, jak stanowi
Kodeks
Prawa Kanonicznego „Zadanie uświęcania [Kościoła] wykonują najpierw
biskupi, którzy są arcykapłanami, głównymi szafarzami Bożych tajemnic oraz
moderatorami, promotorami i stróżami życia liturgicznego w powierzonym sobie
Kościele” (CIC 835:1). Stąd właśnie na biskupach spoczywa „wyjątkowe zadanie”
— szczególna odpowiedzialność (Sac. Car. 39) za poprawność ars celebrandi; oraz,
jak mówi Ogólne
Wprowadzenie do Mszału Rzymskiego: „biskup winien zabiegać o
to, aby prezbiterzy, diakoni i wierni świeccy zdobywali coraz pełniejsze
zrozumienie głębokiego sensu obrzędów i tekstów liturgicznych i dzięki temu byli
prowadzeni do czynnego i owocnego udziału w sprawowaniu Eucharystii” (IOMR
22). Ponadto, jak wskazuje Sacramentum Caritatis, biskupi nie tylko mają być
przewodnikami wspólnoty w tym względzie, lecz mają świecić przykładem „by
celebracje liturgiczne sprawowane przez biskupa w kościele katedralnym odbywały
się z pełnym uszanowaniem ars celebrandi, tak by mogły być uznane za wzór dla
wszystkich kościołów rozsianych na terytorium diecezji” (zob. Sac. Car.
39). Każdy biskup zatem winien tęsknić za dniem, w którym będzie mógł ujrzeć
w swoich kapłanach prawdziwie świętych ludzi, miłujących Boga tak bardzo, że nie
mogą się doczekać kolejnego odprawiania Mszy św. ponieważ chcą być alter
Christus dla swoich wiernych — ofiarujących siebie za zbawienie
ludzi. Na koniec niniejszej refleksji posłużę się słowami, które święty
proboszcz z Ars napisał w swoim małym katechizmie o Mszy św.:
“Wszystkie dobre dzieła razem wzięte nie równają się ofierze Mszy św.,
ponieważ są dziełami ludzkimi, a Msza św. jest dziełem Boga. W porównaniu z nią
męczeństwo jest niczym; jest ofiarą z życia człowieka dla Boga; Msza św. jest
zaś Ofiarą z Ciała i Krwi, składaną przez Boga człowiekowi. Jakaż jest wielkość
kapłańska! Gdyby ów to rozumiał, niechybnie umarłby … Bóg jest mu posłuszny;
wypowiada zaledwie dwa słowa, a już Pan Nasz zstępuje z Nieba na jego głos i
skrywa się w małej Hostii. Bóg spogląda na ołtarz. „To jest mój Syn umiłowany, w
którym mam upodobanie, Jego słuchajcie”. Nie może niczego odmówić patrząc na
zasługi zdobyte taką Ofiarą. Gdybyśmy mieli wiarę, widzielibyśmy Boga ukrytego w
kapłanie na podobieństwo światła za szkłem, wina zmieszanego z wodą”. (Mały
Katechizm …, str. 37)
+ Arcybiskup Malcolm Ranjith Gateway Conference Saint Louis, USA 8
listopada 2008
|