Aksjomat ewolucji jako lęk przed "powtórką z Galileusza" |
|
W Watykanie 4 listopada 2008 zakończyła się sesja Papieskiej Akademii
Nauk poświęcona ewolucji Wszechświata i życia. Jednym z jej uczestników, jako
obserwator, był prof. Maciej Giertych, europoseł. Polecamy rozmowę, która
została opublikowana w serwisie internetowym Radia Watykańskiego a nie
przedrukował jej do tej pory żaden z głównych, "katolickich" portali
informacyjnych.
- Jakie wrażenia na Panu Profesorze wywarło to
spotkanie?
Prof. M. Giertych: Przede wszystkim wyjątkowe
uczucie znalezienia się w gronie naukowców z najwyższej półki. Bardzo dużo
uczestników tej konferencji to laureaci Nagrody Nobla, specjaliści w swoich
wąskich dziedzinach. Pierwsze moje wrażenie jest takie, że wygłaszane referaty
były niezwykle ciekawe. Drugie wrażenie to pewna niespodzianka, że tak duża
część uczestników sesji czy członków Papieskiej Akademii Nauk to ateiści. W
dyskusji na temat ewolucji główną płaszczyzną konfliktu była rola Boga w
procesie ukształtowania się świata. Właściwie można było wyróżnić dwie strony,
które tam się zwalczały i polemizowały po kolejnych referatach. Z jednej strony
byli ateiści, domagający się traktowania powstania świata jako naturalnego
procesu podlegającego naukowemu poznaniu, a z drugiej – też naukowcy,
specjaliści dużej klasy, którzy upierają się, że jednak Pan Bóg z tym wszystkim
miał coś wspólnego. Obie strony akceptowały jednak teorię ewolucji, tzn.
paradygmat ewolucyjny był w założeniu wszystkich wystąpień. Pytanie było tylko,
czy to jest proces wyłącznie naturalny, czy też proces, nad którym czuwa Pan
Bóg. To był główny temat sporu. Sam od lat funkcjonuję w świecie naukowym jako
krytyk teorii ewolucji, i to krytyk z pozycji naukowej. Mnie jako wierzącemu
katolikowi nigdy teoria ewolucji nie przeszkadzała – wtedy, gdy jeszcze ją
akceptowałem – z przyczyn religijnych. Natomiast w momencie, gdy zaangażowałem
się w analizę dokumentacji naukowej tej teorii, przeszedłem na stronę
przeciwników teorii ewolucji, z przyczyn ściśle naukowych. Tego mi zabrakło na
tej konferencji. Nie było na niej żadnego uczestnika, który by z pozycji
naukowej krytykował teorię ewolucji.
- Krytykę taką
przedstawiono już nie na forum Papieskiej Akademii Nauk, ale na rzymskim
uniwersytecie państwowym La Sapienza, gdzie odbyła się
specjalna konferencja na ten temat.
Prof. M. Giertych: 3
listopada 2008 odbyła się na La Sapienza konferencja specjalnie poświęcona
naukowej krytyce teorii ewolucji. Obie sesje mają związek z trwającym obecnie
tzw. Rokiem Darwinowskim, jednak kontrast między nimi był ogromny. Konferencja
na uniwersytecie La Sapienza przedstawiała naukowe dowody oraz wyniki badań
przeczące teorii ewolucji.
Jednym z ciekawszych referatów było
wystąpienie francuskiego inżyniera Guy Berthaulta, który zajmuje się
sedymentologią (jest to doświadczalny dział geologii, która w odróżnieniu od tej
obserwacyjnej, robionej w terenie, jest nauką eksperymentalną, gdzie „za szybą”
obserwuje się, jak powstają warstwy, jak materiały niesione przez wodę
porządkują się w czasie transportu). Berthault stawia tezę, że powstawanie
warstw nie odbywa się na zasadzie, że z nieba stale coś spada i mamy coraz
więcej nazbierane, tylko, że najpierw jest erozja, potem transport i później
osadzanie. I w trakcie transportu następuje sortowanie, które skutkuje
poukładaniem warstw. Procesy te zachodzą równocześnie. Przykładem tego zjawiska
jest potoczne doświadczenie, jak w czasie burzy czy deszczu między chodnikiem a
jezdnią uzbiera się trochę szlamu, brudu. Gdy się to przetnie pionowo np.
łopatą, można wyróżnić warstwy. Powstają one w krótkim czasie, w trakcie tej
jednej ulewy, gdzie nazbierany materiał został przeniesiony, osadzony i już
uporządkowany na warstwy. Otóż swoje badania Berthault prowadzi w tej chwili na
Uniwersytecie w Petersburgu. Kiedyś prowadził je na Uniwersytecie w Colorado w
USA, gdzie jest największe na świecie laboratorium hydrologiczne. Miał jednak
kłopoty z opublikowaniem wyników, bo one kwestionują całą stratygrafię, czyli
datowanie wszystkich warstw na miliony lat. Znalazł on współpracowników w
Petersburgu. Razem badają fizykę układania się tych cząstek i próbują odtworzyć
znane sekwencje geologiczne z terenu. Rozkruszywszy materiał, puszczają go z
wodą i patrzą, jak się układa, szukając takich warunków laboratoryjnych, które
odtworzyłyby to, co znajduje się w terenie. Jest to bardzo
ciekawe.
Oprócz tego był też referat kwestionujący datowanie izotopowe
skał. Bardzo wiele jest wyników, które po prostu do niczego nie pasują. Datuje
się np. wulkaniczne skały z czasów zagłady Pompejów czy innych katastrof
wulkanicznych. Choć znamy ich dokładną datę, to z badań wynikają miliony czy
miliardy lat jako wiek danej skały. Wtedy wiemy po prostu, że to się nie zgadza.
Prof. Jean de Pontcharra przedstawiał powody, dla których takie właśnie wyniki
się uzyskuje, tłumacząc, jak wiele założeń tej metodologii datowania skał jest
nieprawdziwych. To zatem jakby dyskwalifikuje próbę datowania skał przy pomocy
izotopów.
Mój referat dotyczył obiekcji wobec teorii ewolucji. W ogóle w
ten temat włączyłem się w momencie, gdy w podręcznikach szkolnych moich dzieci w
wieku licealnym znalazłem informację, że głównymi argumentami na rzecz teorii
ewolucji są zjawiska związane z genetyką populacyjną. A to jest moja dziedzina,
którą w swoim czasie wykładałem na uniwersytecie. Wiem, że ta dziedzina nauki
nie dostarcza dowodów na ewolucję. Ja ewolucji uczyłem się na bazie
paleontologii. Takie były wtedy dowody w podręcznikach szkolnych. Nie znam się
na paleontologii. Skoro tak paleontologowie twierdzą, to znaczy, że to jest
prawda. Natomiast obecnie w podręcznikach szkolnych mówi się, że powstawanie ras
jest przykładem małego kroku w ewolucji, to swego rodzaju mikroewolucja będąca
krokiem w makroewolucji. Otóż w moim referacie przedstawiałem nieprawdziwość tej
tezy, głównie na bazie wiedzy, jaką posiadamy na temat tworzenia się ras: czy to
w naturalnym środowisku, czy w hodowli roślin i zwierząt. Otóż powstawanie ras
to jest redukcja istniejącej zmienności genetycznej do tej jej części, która
jest dla danej rasy charakterystyczna. W hodowli chcemy celowo coś uzyskać.
Dlatego wszystkie inne elementy zmienności usuwamy, a zostaje tylko to, co nas
interesuje. W przyrodzie natomiast zachodzą procesy naturalne, związane głównie
z izolacją, z tzw. chowem wsobnym w małych populacjach, powodującym powstawanie
ras. Ale każda rasa jest uboższa genetycznie od populacji, z której wyszła.
Wobec tego jest to proces przebiegający w odwrotnym kierunku niż
ewolucja.
- …czyli w kierunku zmniejszania
różnorodności?
Prof. M. Giertych: Tak, a do ewolucji
potrzeba wzrostu informacji, bo bez tego nie ma postępu, o którym ewolucja mówi.
Wracając do sesji Papieskiej Akademii Nauk, trzeba przyznać, że wiele referatów
dotyczyło zjawisk np. tworzenia się ras. Był m.in. bardzo ciekawy referat
dotyczący populacji ludzkich w izolowanych środowiskach, np. w kraju Basków, na
Wyspach Owczych, Korsyce. Porównując takie populacje, okazuje się, że są one
genetycznie zawężone. Znacznie różnią się od siebie, mają bardzo niewielką
zmienność. Poza tym populacje te – przez kilka pokoleń żyjące w mniej więcej
zamkniętym kręgu z niewielkim przypływem zewnętrznej odmienności genetycznej –
kształtują pewną charakterystykę, którą określamy jako zmienność rasową. Te
bardzo ciekawe wyniki przedstawiane były jako przykład ewolucji w toku. Ja nie
miałem tam prawa głosu, bo byłem jedynie obserwatorem, ale aż mnie korciło, żeby
zaprotestować. To, co opisywano, jest zjawiskiem redukowania zmienności, a nie
wzrostu zmienności, a do ewolucji potrzeba właśnie wzrostu informacji. Tego typu
referatów na sesji Papieskiej Akademii Nauk było rzeczywiście sporo. Na wejściu
przyjmowano aksjomat ewolucyjny i potem prezentowano wnioski z badań, zresztą na
najwyższym poziomie. Ale gdyby to założenie wyjściowe dać inne, to okazałoby
się, że ewolucja wcale nie jest potrzebna dla wyjaśnienia tego, co tam
przedstawiano. Ale tam nie było dyskusji nad teorią ewolucji. Ona została
przyjęta jako fakt, natomiast spór dotyczył kwestii, czy Pan Bóg ma z tym coś
wspólnego, czy nie.
- Teoria ewolucji czy teorie naukowe w ogóle
stosowane są – kiedyś może częściej, a dzisiaj może w bardziej perfidny
sposób – jako niemal narzędzie walki z Panem Bogiem, a w każdym
razie z wierzącymi w Pana Boga. Jak człowiek wierzący, który akceptuje metody
naukowe i nauką się zajmuje, powinien podchodzić do tych
spraw?
Prof. M. Giertych: Oczywiście w tym, co mówi
Papież, co mówi Kościół, nie może być w sprzeczności między wiarą a prawdą
naukową. To jest oczywiste. Kościół nie boi się prawdy naukowej, wysłuchuje
ludzi o bardzo różnych poglądach. Kościół chce się dowiedzieć tego, co niesie
nauka. Po to jest Papieska Akademia Nauk. Po to jest ta próba konfrontowania
stanowiska wiary i rozumu. Natomiast przyjęcie na
wstępie aksjomatu ewolucyjnego, bez próby w ogóle zakwestionowania go, wynika z
tego, że świat nauki, a także Kościół boją się powtórki z Galileusza. Właściwie
powstało coś, co można określić jako „wiara w ewolucję”. Nie wiedza, nie wyniki
badań zmuszają do zaakceptowania tej teorii, tylko wiara w ewolucję. Ale jest to
wiara ateistyczna. Ona jest niesiona przez światopogląd
materialistyczny, który koniecznie chce „sprzedać” koncepcję funkcjonowania
świata bez Boga. I w momencie, gdy kwestionuje się teorię ewolucji, natychmiast
pojawia się zarzut inspiracji wyznaniowej, że z jakiegoś fundamentalizmu
religijnego pochodzi to, iż ktoś krytykuje teorię ewolucji. Naukowcy boją się ją
skrytykować, bo nie chcą etykietki kreacjonisty czy fundamentalisty, kogoś, kto
wprowadza religię do nauki itd. Ja myślę, że strach przed poprawnością
polityczną czy naukową, czy jak to nazwać, powoduje brak gotowości do
zakwestionowania ewolucji jako takiej. Natomiast na sesji w La Sapienza zebrali
się właśnie ludzie, którzy mają naukowe wątpliwości. To było po prostu
przedstawianie konkretnych wyników pracy naukowej, które zmuszają do tego, żeby
popatrzeć trochę inaczej i zastanowić się, czy rzeczywiście ewolucja przebiegała
tak, jak to sobie Darwin wyobrażał, czy jak wyobrażają sobie dzisiaj zwolennicy
tej teorii.
- Ale przecież kwestionowanie
jakiejkolwiek teorii naukowej stoi u podstaw postępu naukowego. Jeśli naukowiec
boi się zakwestionować czegoś, co jest powszechnie przyjęte, tym samym podważa
jakby możliwość dalszego rozwoju naukowego. Tak było kiedyś z fizyką
newtonowską, która też była aksjomatem i obowiązywała przez
dziesięciolecia, zanim zakwestionowała ją fizyka
relatywistyczna. Jeśli naukowcy podchodzą lękowo do teorii ewolucji,
to czy przypadkiem nie podcinają gałęzi, na której
siedzą?
Prof. M. Giertych: Na pewno tak. Ale ja bym
powiedział, że większość naukowców zachowuje pewien dystans do teorii ewolucji,
bo oni jej przy swoich badaniach nie potrzebują. Specjaliście cytologowi,
fizykowi czy chemikowi, który pracuje w swojej dziedzinie, teoria ewolucji nie
jest do niczego potrzebna. On uzyskuje wyniki empiryczne, powtarzalne, które
publikuje w dobrych czasopismach. Rośnie w ten sposób jako naukowiec, ma pewien
dorobek. Prawdą jest, że gdyby, nie daj Boże, spróbował swoje wyniki
zinterpretować w kontekście ewolucji, krytykując tę teorię, to już mu tego nikt
nie opublikuje i będzie napiętnowany jako religijny fanatyk, a jego kariera
naukowa będzie zagrożona. Zatem bardzo wielu ludzi po prostu boi się, stoi z
boku, nie zajmując się tą dziedziną. Natomiast wśród
tych, którzy programowo zajmują się ewolucją, np. paleontologów, oceniałbym, że
jej zwolenników i przeciwników jest pół na pół. Tylko właśnie z przeciwnikami
walczy się, nadając im etykietkę dotyczącą inspiracji
wyznaniowej.
Rozm. ks. T. Cieślak SJ,
Radio Watykańskie
|