21. listopada A.D. 2024 Sanctus, Sanctus, Sanctus Dominus Deus Sabaoth. Pleni sunt caeli et terra gloria Tua.
Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów. Cała ziemia pełna jest Jego chwały. (Iz 6,3)     


   Chcę otrzymywać ciekawe
   wiadomości na e-mail:

    

Przesunięcie akcentu (z Boga na człowieka)


Chcę powrócić do tematu kilkakrotnie zasygnalizowanego w poprzednich rozważaniach. Chodzi o podkreślenie faktu, że zmiany liturgiczne pociągnęły za sobą bardzo niebezpieczne przesunięcie akcentu z Boga na człowieka.
Na początku należy podkreślić, że liturgia, choć nakierowana przede wszystkim na Boga, nie może pomijać człowieka. Człowiek ma w niej swoje miejsce i to bardzo istotne. W pewnym sensie jest on współtwórcą liturgii, ustanawia bowiem pewne prawidła, reguły dla wspólnotowego oddawania czci Bogu. Można rzec, że człowiek jest z natury swojej istotą liturgiczną. I dlatego w dużym stopniu od liturgii zależy, jaki jest stosunek człowieka do Boga. Nie chodzi więc o wyeliminowanie człowieka z liturgii (jest to niemożliwe, bowiem to człowiek oddaje hołd Bogu). Nie chodzi również o marginalizowanie roli człowieka czy wyjałowienie jego uczestnictwa w liturgii, chodzi o właściwe rozłożenie akcentów. Inaczej rzecz biorąc, liturgia musi być teocentryczna. Obecnie jednak coraz bardziej staje się antropocentryczna.
 
Ten antropocentryzm przejawia się szczególnie w liturgii Mszy św. Jest to pewien paradoks, bowiem ze wszystkich form oddawania czci Bogu (liturgicznych lub paraliturgicznych) Msza święta na pierwszym miejscu powinna kierować myśli i uczucia człowieka jak najbardziej na Boga. Przyjrzyjmy się więc kilku antropocentrycznym akcentom przejawiającym się w celebracjach Mszy świętej.
Pierwszy, wydawałoby się najbardziej niewinny, to msze dla określonych środowisk. Są to msze dla dzieci, dla młodzieży, dla nauczycieli, środowisk twórczych, inżynierów, naukowców, małżonków, rozwiedzionych itd., itp. Nie neguję w ogóle potrzeby osobno odprawianych mszy św. dla pewnych grup, jeśli nie jest to regułą. (Tak jak regułą jest zupełnie osobna i inna liturgia neokatechumenatu, jest to jednak oddzielny temat.) Jest jasne, że zgromadzenie zakonne, grupa duszpasterska, bractwo powinni raz na jakiś czas mieć osobno liturgię z nauką skierowaną specjalnie do nich. Jednakże zupełnie inną sprawą jest podział parafian na grupy wiekowe, czy zawodowe poza okresami rekolekcji. Jest to praktyka bardzo wątpliwa – z jednej strony przyczynia się do podziału (rodzice osobno, młodsze dzieci osobno, starsze też osobno), a z drugiej – przez ustawienie liturgii dla potrzeb danej grupy umacnia przekonanie, ze Msza św. jest „dla dzieci” czy „dla młodzieży”, a nie dla Boga.

Z tym pierwszym elementem przeplata się drugi – już o wiele poważniejszy. Treść liturgii dopasowuje się do potrzeb danej grupy. W nie tak dawnych czasach było wiadomo, że na Mszy św. o godzinie takiej a takiej jest kazanie przeznaczone głownie dla dzieci. Rodzice z małymi dziećmi uczestniczyli właśnie w takiej Mszy. Była jeszcze tzw. „suma”, Msza odprawiana w intencji parafian, na ogół była ona najbardziej uroczystą Mszą w niedzielę, a kazanie było skierowane do dorosłych. Obecnie mimo, że nazewnictwo się ostało, nierzadko suma jest odprawiana tak samo jak inne msze niedzielne. Istotne w naszych rozważaniach jest to, że celebracja liturgii jest przystosowywana do danej grupy.

I tak, o mszach dla dzieci pisano wiele i każdy zdaje sobie sprawę jak one wyglądają. Podobnie sprawa się ma z mszami dla młodzieży akademickiej czy dla uczniów gimnazjum. Pewne jest jedno – uczestnictwo w tych mszach uczy młode umysły, że liturgia jest przeznaczona dla nich. Rodzice często narzekają, że ich dzieci nie chcą iść na inna mszę „bo jest nudna”, młodzież chodzi chętnie do ulubionego duszpasterza, a gdy go zabraknie - często przestaje chodzić. I ponieważ wszyscy żyjemy pod presją „sukcesu”, duszpasterze robią wszelakie wysiłki, by przyciągnąć młodych i móc powiedzieć, że ich duszpasterstwo jest skuteczne. Stąd śpiewy i gitary. Stąd wprowadzanie elementów dalekich od rubryk liturgicznych, nawet takich, które nie maja nic wspólnego z katolicyzmem. Przykładem niech będą takie nowinki jak msza dla spacerowiczów, dla zwierząt, dla właścicieli czworonogów (wraz ze zwierzątkami), dla zakochanych, motocyklistów. Czytelnik może znaleźć jeszcze wiele innych dziwacznych przykładów. My zatrzymamy się tylko na wyżej podanych. I tak – msza dla spacerowiczów, jak obiecują oo. dominikanie jest krótka i nie potrwa dłużej niż 40 min. Można wywnioskować, że spacerowicz nie będzie musiał na długo przerywać swój spacer, a przy okazji „załatwi” i niedzielny obowiązek. Dla zwierząt i ich właścicieli już od kilku lat odprawiają msze głównie oo. franciszkanie. Oczywiście w „Dniu dobroci dla zwierząt”, który o dziwo „przypada” w święto św. Franciszka. Dla zakochanych odprawia się pod wpływem wprowadzanego ostatnio dnia „walentynek”. Dla motocyklistów oczywiście odprawia ksiądz motocyklista, który po mszy chętnie rusza w rajd. To wszystko po raz kolejny wskazuje na postawienie człowieka w centrum liturgii.

Nie potrzeba jednak koniecznie szukać wynaturzeń typu „msza dla zwierząt”. Kolejny element przesunięcia akcentu w kierunku człowieka jest nieodłącznie związany z tzw. „uczestnictwem” we Mszy św. Składa się na to najpierw wmówienie wiernym, że jeśli celebracja odbywa się w języku narodowym, to wierny „wszystko rozumie”. Ciągły argument podawany przeciw mszy w rycie nadzwyczajnym to „nie znam łaciny”. Temat ten jest oczywiście bardzo szeroki i do niego należy wrócić, tu jednak tylko zasygnalizujemy fakt, że takie rozumowanie prowadzi do przekonania, jakoby w liturgii najważniejszym jest człowiek, i dlatego liturgia ma być skierowana do niego. Ma być w języku zrozumiałym bez wysiłku. W tym kontekście wypada się zgodzić z odprawianiem w różnych gwarach (znana jest sprawa odprawiania w gwarze góralskiej). Co gorzej – można niestety przyznać rację pewnemu hołdującemu hip-hopowi dominikaninowi, który twierdzi, że jeśli są msze dla dzieci, młodzieży itd., to nie ma powodu by nie były odprawiane również i coniedzielne msze dla hip-hopowców (sporadzycznie, jak widać z przytoczonego na końcu przykładu bywają). I by nie czytać na nich „dobrej czytanki według świętego zioma Janka” (dla tych, co nie spotkali się z hip-hopowym wydaniem Ewangelii wyjaśniam, że chodzi o Ewangelię św. Jana). Rzeczywiście – jeśli wszystko jest dla ludzi, nie ma powodu niektórych z nich wyłączać. Wtedy konsekwentnie należałoby zrobić msze dla dresiarzy, blokersów, flecistów, grających na grzebieniu itd. Mieści się to w teologii liturgii jako miejsca, gdzie człowiek ma poczuć się docenionym i dostać odpowiednia dla siebie możliwość spotkania się z Bogiem.

Zwróćmy baczną uwagę na słowa wspomnianego wyżej dominikanina. Pierwszy odruch wierzącego jest oburzyć się – jak to – osobne msze św. dla hip-hopowców? W ich prostackiej gwarze? Z ich muzyką i ich pieśniami? Z tekstami pozbawionymi sensu, nieraz heretyckimi, czasem nawet świętokradczymi? Jednak rozumowanie wspomnianego dominikanina jest przeniknięte logiką specyficznej teologii; teologii, którą na pierwszy rzut oka wydaje się całkiem katolicka. Oto jej podstawowe założenia (w wielkim skrócie):
1. Bóg kocha bezmiernie człowieka i chce jego zbawienia. Dlatego gotów jest człowiekowi wybaczyć, przyjąć go takim jakim jest.
2. Kościół działa dla zbawienia człowieka. Kościół powinien pomagać człowiekowi. Kościół ma robić wszystko dla zbawienia człowieka. Kościół bez człowieka nie ma sensu. Człowiek jest celem Kościoła.

Prawda, że brzmi to całkiem prawowiernie? Ale nie jest. Bo to nie tak!
Początkiem, centrum i celem ostatecznym jest Bóg i tylko Bóg. To prawda, że On kocha człowieka i pragnie jego zbawienia. Ale pragnie również by człowiek uznał w Nim stwórcę, Zbawiciela, Odkupiciela. Pragnie by zbawcza Ofiara Chrystusa przyniosła owoce, ale pragnie człowieka dla siebie, całkowicie, bezwarunkowo. I tak bardzo szanuje człowieka, że nawet umożliwia mu odwrócenie się od siebie, umożliwia mu pójście do piekła.
A Kościół jako mistyczne ciało Chrystusa istnieje przede wszystkim by umożliwić człowiekowi oddania Bogu należnej Mu chwały. Oddać chwalę Bogu może tylko człowiek, który jest w stanie łaski uświęcającej. I dlatego Kościół wspomaga sakramentami, naukami, modlitwami, nabożeństwami. I wymaga od człowieka. Chcąc pomóc człowiekowi dojść do świętości, Kościół nie stara się udostępnić mu wygodną drogę, a wymaga wyrzeczenia się siebie samego. I dlatego Bóg jest centrum Kościoła.
To krótkie porównanie może pokazać jak bardzo nasza rzeczywistość odchodzi od prawdziwej nauki Kościoła. I jak bardzo przyczyniły się do tego zmiany liturgiczne. Przesunięcie akcentu liturgii w stronę człowieka doprowadziło do tego, że Bóg coraz bardziej odsuwany jest na margines. Pewnym lekarstwem na to może być powrót, choć na początku na pewno trudny, do liturgii w rycie nadzwyczajnym.


Maria K. Kominek OPs
12. 10. 2007


Źródło: Internetowa Gazeta Katolików

  strona główna  |  mapa serwisu  |  ^góra strony   
Copyright © 2006-2007 SANCTUS.pl - Wszelkie prawa zastrzeżone

Romano Amerio
"IOTA UNUM"
IOTA UNUM
Analiza zmian w Kościele katolickim w XX wieku

Księgarnia Katolicka - Dewocjonalia Wałbrzych - Soczewki kontaktowe - Farby Rafil