Jan XXIII - Encyklika SACERDOTII NOSTRI PRIMORDIA |
|
do czcigodnych braci Patriarchów, Prymasów, Arcybiskupów, Biskupów i innych
Ordynariuszów, zachowujących pokój i jedność ze Stolicą Apostolską oraz do
całego kleru i wiernych katolickiego świata w pierwsze stulecie śmierci św. Proboszcza z Ars
Czcigodni Bracia, pozdrowienie i błogosławieństwo apostolskie
Wstęp Znamienne zbieżności - Nauki płynące z tej stuletniej rocznicy
Znamienne zbieżności
Najpiękniejsze radości, które obficie towarzyszyły początkom Naszego
kapłaństwa, są na zawsze związane w Naszych wspomnieniach, z głębokim
przeżyciem, jakiego doświadczyliśmy 8 stycznia 1905 w bazylice watykańskiej, z
okazji pełnej chwały beatyfikacji tego pokornego kapłana Francji, którym był Jan Maria Chrzciciel
Vianney. Kilka bowiem zaledwie miesięcy przedtem uzyskaliśmy
godność kapłaństwa. Byliśmy przeto przejęci przedziwną postacią kapłańską, którą
św. Pius X, dawny proboszcz z Salzano, miał szczęście wszystkim pasterzom dusz
przedstawić jako wzór. I jeszcze po tak odległych latach nie potrafimy myśleć o
tym wspomnieniu bez wdzięczności dla Naszego Boskiego Odkupiciela, za szczególną
łaskę, iż tak skuteczną Bożą podnietą ku cnocie zaczęły się początki Naszego
kapłaństwa.
Wspominamy nadto, że w sam dzień owej beatyfikacji otrzymaliśmy wiadomość o
wyniesieniu do godności biskupiej Ks. Jakuba Marii Radini - Tedeschi, tego
wielkiego Biskupa, który, po kilku dniach miał Nas wezwać do swojej służby i
który był Nam mistrzem i ojcem najdroższym. I w jego towarzystwie, w początkach
tegoż roku 1905, udaliśmy się pierwszy raz na pielgrzymkę do Ars, owej wioski,
którą świętość jej Proboszcza uczyniła tak sławną.
Za nowym zrządzeniem Opatrzności, w roku, w którym otrzymaliśmy pełnię
kapłaństwa, śp. Papież Pius XI, 31 maja 1925, przystąpił do uroczystej
kanonizacji pokornego Proboszcza z Ars. Papież w
swojej homilii z radością opisywał "wątłą postać Jana Chrzciciela
Vianney, skroń opromienioną jakby śnieżną koroną długich włosów,
twarz szczupłą, rzeźbioną postami, z której niewinność i świętość ducha pełnego
pokory i dobroci, do tego stopnia przebijały, że rzesze ludzkie na pierwsze już
spojrzenie pobudzane bywały do zbawiennych refleksji" (AAS 17 (1925) 224).
Krótko potem tenże Poprzednik Nasz w 50 lecie swego kapłaństwa, św. Jana Marię Vianney,
którego opiece św. Pius X już przedtem powierzył duszpasterzy Francji, ustanowił
i ogłosił niebiańskim Patronem wszystkich proboszczów na całym świecie "dla
wzrostu ich duchowego dobra" (Litt. Apost. Anno Iubilari; AAS 1929, 313).
Te akty naszych Poprzedników, związane z tylu drogimi osobistymi
wspomnieniami, pragnęliśmy Drodzy Bracia, przypomnieć niniejszą encykliką w
setną niebawem rocznicę dnia, w którym, 4 sierpnia 1859, święty ten mąż, oddał
Bogu ducha, starty trudami kapłańskiej posługi, przez lat 40 pełnionej w
największej żarliwości i w promieniach powszechnie czczonej świętości.
Dzięki przeto składamy dobremu Bogu nie tylko za to, że Niebian ten,
promieniem swej świętości już dwukrotnie oświetlił wielkie godziny Naszego
kapłaństwa, lecz również za to, że w pierwocinach Naszego pontyfikatu dał Nam
sposobność, z okazji tej setnej rocznicy, uroczyście czcić pamięć tak
chwalebnego duszpasterza. Łatwo pojmiecie, Czcigodni Bracia, że niniejszą
encykliką troskliwe uczucia i myśli Nasze zwracamy ku kapłanom, Naszym synom
najdroższym, wzywając gorąco ich wszystkich, a zwłaszcza tych, którzy są zajęci
w duszpasterstwie, by żarliwym sercem rozważali cudowny wzór świętego męża,
który ongiś uczestnikiem był tegoż samego kapłańskiego urzędu, a dziś
ustanowiony jest ich niebiańskim patronem.
Nauki tej setnej rocznicy
Liczne są doktrynalne dokumenty Papieży, którymi przypominano kapłanom
wielkość kapłańskich posłannictw, i którymi wskazywano i obwarowywano drogę do
należytego ich spełniania. Jeśli przypomnieć tylko najnowsze, i te, które powagą
przewyższają inne, pragniemy w szczególny sposób polecić wam Exhortację
Apostolską św. Piusa X "Haerent animo" (Acta Pii X, IV, 237 - 264), która
pobudziła Nas w pierwszych latach kapłaństwa do żarliwej troski o pobożność,
dalej magistralną wprost encyklikę Piusa XI "Ad catholici sacerdotii" (AAS 1936,
5 - 53), wreszcie Adhortację Apostolską "Menti Nostrae" ostatniego Poprzednika
Naszego (AAS 1950, 357 - 702), jak również owe trzy przemówienia z okazji
kanonizacji św. Piusa X, w których on wspaniale określił kapłaństwo (AAS 1954,
313 - 317, 667 - 677). Dokumenty te są Wam, Czcigodni Bracia, niewątpliwie
znane. Lecz pozwólcie Nam przytoczyć wyjątki z przemówienia, ogłoszonego po
zgonie ostatniego Poprzednika Naszego, ponieważ są uroczystym a ostatnim
upomnieniem tego wielkiego Papieża do świętości kapłańskiej: "Charakterem
sakramentu kapłaństwa chciał Bóg przypieczętować wieczysty ów sojusz miłości,
którym miłuje swoich kapłanów ponad innych. A przeto winni oni za tę
wyróżniającą miłość Boga odwdzięczyć się świętością życia... Duchownego więc
uważać trzeba za męża dobranego z ludu, ubogaconego w szczególny zupełnie sposób
górnymi darami, za uczestnika Bożej mocy i krótko mówiąc, za drugiego
Chrystusa... Jemu nie wolno już żyć dla siebie, tak samo nie wolno mu należeć do
krewnych, ani do przyjaciół, ani do ziemskiej tylko Ojczyzny... Musi on gorzeć
miłością do wszystkich bez wyjątku. Owszem, nawet również myśli, wola, uczucia,
nie należą już do niego, lecz do Jezusa Chrystusa, który jest życiem jego" (por.
Osserv. Rom. 17 X 1958).
Do tych szczytów kapłańskiego życia św. Jan Vianney nas
wszystkich nawołuje i gwałtownie napędza. By więc dzisiejsi kapłani w tym przede
wszystkim kierunku się wysilali, całym sercem Nasze również dołączamy
upomnienia. Ich troski i kłopoty dobrze znamy, wiemy też, na jakie dziś
trudności napotyka ich działalność apostolska. Jeśli bolejemy, że dusze
niektórych nurtami tego świata bywają miotane na wszystkie strony i znużone
drętwieją, to jednak z drugiej strony z doświadczenia znamy również u ogromnej
większości innych ich wiarę, wśród raf mocną, oraz żar duszy, z jakim wielu
szlachetnie zdąża ku szczytom. Do jednych i do drugich Chrystus w dniu ordynacji
zwrócił się z pełnymi czułości słowy: "Już nie nazwę was sługami, lecz
przyjaciółmi" (Pontificale Rom.; por. J 15,15). Oby niniejsza encyklika
przyczyniła się całemu duchowieństwu, iżby ta przyjaźń utwierdziła i wzrosła,
gdyż na niej przecież zasadza się głównie radość i owocność wszelkiej
działalności kapłańskiej.
Cel encykliki
Nie jest, Czcigodni Bracia, Naszym zamiarem, poruszać wszystkie poszczególne
kwestie, dotyczące dzisiejszego życia kapłańskiego. Owszem, za przykładem św.
Piusa X: "nie powiemy zgoła nic, czegobyście nie byli słyszeli, ani nic nowego,
lecz tylko to, o czym powinni wszyscy dobrze pamiętać" (Exhort. "Haerent animo",
str. 238). - W rzeczy samej rysy duszy tego Świętego, należycie uwydatnione,
mają niewątpliwie to do siebie, że z łatwością doprowadzają nas do rozważania
tych rzeczy, które muszą obowiązywać w każdej epoce, które jednak w chwili
obecnej tak są ważkie, iż wydaje się, że do zalecenia ich w szczególny sposób
jesteśmy Naszym urzędem apostolskim zobowiązani.
Kościół Katolicki, który do zastępu Świętych, wyniósł tego kapłana, "podziwu
godnego gorliwością pasterską oraz niegasnącym żarem modlitewnym i pokutnym"
(Oracja Mszy w święto J. M. Vianney), sto lat po jego zgonie, pełen matczynej
radości przedstawia go całemu duchowieństwu ku naśladowaniu, jako promienny wzór
tak ascezy kapłańskiej, jak pobożności - szczególnie eucharystycznej, jak
wreszcie gorliwości pasterskiej.
Część pierwsza
Asceza kapłańska
Rady ewangeliczne i świętość kapłańska. Św. Jan Vianney wzorem ubóstwa
ewangelicznego. - Zastosowanie do kapłanów dzisiejszych - Jego anielska czystość
- Jego duch posłuszeństwa
Nie można mówić o św.
Janie Marii Vianney, by nie uprzytomnić sobie obrazu kapłana,
który, odznaczając się w sposób szczególny dobrowolnym umartwieniem ciała oraz
wiedziony jedynie miłością Boga i troską o zapewnienie duszom zbawienia,
odmawiał sobie prawie całkowicie pokarmów i snu, zadawał sobie bardzo surowe
ćwiczenia pokutne, a przede wszystkim w prężnym męstwie ducha zapierał się
siebie samego. Nie wszyscy chrześcijanie oczywiście są zobowiązani podejmować
ten sposób życia. Jednakże Opatrzność Boża sprawia, że w żadnym czasu okresie
nie brak Kościołowi takich pasterzy dusz, którzy, posłuszni tchnieniu Ducha
Świętego, nie wahają się pójść na tę drogę, ponieważ zwłaszcza takim sposobem
życia wielu ludzi bywa. łatwiej nawracanych z bezdroży błędów i występków na
poprawne i owocne tory życia. Wszakże podziwu godny wysiłek poświęcania się,
którym odznaczał się św. Jan
Vianney, ten mąż. "surowy dla siebie, łagodny dla drugich" (por.
Archiv. Secr. Vat. S. SS. Rit. Processus, t. 227, str. 196), nader odpowiednio i
jasno przypomina, pod jakim szczególnie względem kapłani powinni oddawać się
cnocie pokuty, dla doskonałości życia, im właściwej.
Rady ewangeliczne a świętość kapłańska
Poprzednik nasz, śp. Pius XII, dla lepszego naświetlenia tej doktryny oraz by
pozbawić ją pewnych niewłaściwych wątpliwości, zaprzeczył wprawdzie "jakoby stan
duchowny, jako taki, i o ile pochodzi z prawa Bożego - z natury swojej lub
przynajmniej z postulatu tejże natury - wymagał, by jego członkowie zachowywali
rady ewangeliczne" (Przemów. "Annus sacer.", AAS 1950, 29), i słusznie ujął
konkluzję w tej sprawie w takich słowach: "Duchowny więc nie na mocy prawa
Bożego związany jest radami ewangelicznymi ubóstwa, czystości i posłuszeństwa"
(Tamże). Jednakże poprawną myśl tegoż Papieża, tak bardzo zatroskanego o
świętość kleru spaczyłby niewątpliwie i stałej w tym względzie nauce Kościoła
przeczyłby, ktoby śmiał stąd wnioskować, że duchowni są mniej niż zakonnicy
zobowiązani dążyć do ewangelicznej doskonałości życia. Rzecz bowiem ma się wręcz
odwrotnie. Do należytego bowiem wykonania obowiązków kapłańskich "konieczna jest
większa wewnętrzna świętość, niż jej wymaga nawet stan zakonny" (S. Thom, Sum
Th. 2 - 2ae, q. 184, a 8, in C.). I jeśli duchownym, by zdołali tę świętość
obyczajów rzeczywiście osiągnąć, rady ewangeliczne nie są nakazane mocą samego
stanu duchownego, jednakże one służą im, jak wszystkim wiernym, jako
najpewniejsza droga do osiągnięcia upragnionej mety chrześcijańskiej
doskonałości. Zresztą - ku wielkiej Naszej pocieszę, jakże liczni dziś kapłani,
żywiący szlachetne tendencje, wykazują, że to samo odczuwają, gdy chociaż należą
do kleru diecezjalnego, domagają się od pobożnych zrzeszeń, aprobowanych przez
władzę kościelną, usług i pomocy, by zdołali na drogę doskonałości wejść łatwiej
i skuteczniej.
W przekonaniu zaś, że "wielka godność kapłaństwa polega całkowicie na
naśladowaniu Chrystusa" (por. AAS 1953, 288), kapłani winni jak najuważniej
wsłuchiwać się w te upomnienia Boskiego Mistrza: "Jeśli, ktoś chce pójść za mną,
niechaj zaprze się siebie samego, weźmie krzyż swój i naśladuje mnie" (Mat.
16,24). Zachowano dla historii, że "święty Proboszcz z Ars to zdanie Pańskie
często rozważał skupionym duchem, i że to właśnie postanowił wprowadzić w swoje
życie" (por. Arch. Secret. Vat., t. 227, str. 42). Co, za łaską Bożą, ochoczo
pojął, to z największą siłą natychmiast wprowadził w czyn, i przykładem swoim
poprzez różną służbę cnocie ascezy kapłańskiej jeszcze dziś wykazuje nam
bezpieczną drogę, na której błyszczą jasnym światłem jego ubóstwo, czystość,
posłuszeństwo.
Nade wszystko rozważajcie przykład ubóstwa. Cnotą tą pokorny Proboszcz z Ars,
współzawodnicząc, naśladował Patriarchę z Asyżu, którego regułę, przyjęty do
trzeciego zakonu franciszkańskiego, wiernie zachowywał (por. tamże, t. 227, str.
137). Bogaty w świadczeniu innym, całkiem zaś ubogi dla siebie, przeszedł przez
życie oderwany od przemijających i przebrzmiewających dóbr tego świata, a jego
serce, od tych przeszkód wolne i swobodne, mogło otwierać się szeroko nędzom
wszelkiego rodzaju, które, pociechy szukając, zewsząd ku niemu spływały. "Sekret
mój - mawiał - niezwykle łatwo pojąć. Zawiera się bowiem w tych niewielu
słowach: wszystko darować, sobie zaś niczego nie zatrzymywać" (por. tamże, t.
227, str. 92). Ta wstrzemięźliwość od dóbr doczesnych sprawiła, że ubogich,
zwłaszcza swojej parafii, otaczał czułą i troskliwą opieką. Z największą
delikatnością odnosił się do nich i obejmował ich "szczerą miłością, najwyższą
dobrocią, owszem czcią" (por. tamże, t. 3897. str. 510). Upominał, że nigdy nie
wolno lekceważyć potrzebujących, gdyż pogardzenie nimi uderza w samego Boga. Gdy
zaś żebrzący pukali do jego drzwi, przyjmował ich z miłością i szalenie cieszył
się, że może tak do nich mówić: "Sam żyje również w niedostatku, jestem jednym z
pośród was" (por. tamże, t. 227. str. 334). A pod koniec życia radował się,
powtarzając te słowa: "Już wesoły będę odchodził, niczego już nie posiadam, a w
ten sposób, gdy dobremu Bogu spodoba się mnie odwołać, odejdę gotów i
przygotowany" (por. Arch. Secr. Vat t. 227, str. 305).
Zastosowanie do dzisiejszych kapłanów
Z tego pojmiecie już, Bracia Czcigodni, jak gorąco wzywamy wszystkich, ilu
ich mamy najdroższych synów, uczestników kapłaństwa, by te przykłady ubóstwa i
miłości rozważali w sercu swoim. "Codzienne doświadczenie świadczy - pisał Pius
XI, myśląc o św. Janie M.
Vianney, że kapłani, wiodący życie w ubóstwie, którzy zgodnie z
nauką ewangelii naprawdę w żaden sposób nie szukają swoich korzyści, wnoszą
cudowne zawsze dobra w lud chrześcijański" (Enc. "Divini Redemptoris" AAS 1937,
99). Tenże sam Papież, gdy rozważał sytuację dzisiejszej społeczności ludzkiej,
skierował również do kapłanów, - nie mniej niż do innych ludzi - to poważne
upomnienie: "Skoro widać, jak ludzie wszystko za pieniądze sprzedają, wszystkim
dla zysku handlują, niechaj ci poprzez powaby zdrożności przechodzą wolni od
zbytniej troski o siebie, a gardząc święcie niegodnym pożądaniem korzyści,
niechaj nie zysków pieniężnych szukają lecz zysków dusz, niechaj pragną i
szukają chwały nie swojej lecz Boga" (Enc. "Ad catholici sacerdotii", AAS 1936,
28).
Nader konieczną jest rzeczą, by słowa te, mocno utkwiły w duszy każdego
kapłana. Jeżeli ktoś posiada jakieś dobra, prawowicie nabyte, niech się strzeże,
by nie był do nich chciwie przywiązany. Niechaj raczej pamięta, że w myśl
przepisów Kodeksu Prawa Kan. o beneficjach kościelnych, jest gravi officio
zobowiązany, "wydać zbywające (dochody) na rzecz ubogich lub pobożne cele" (CIC
can. 1473). Dałby Bóg, by nikt nie zasłużył sobie na surowy sąd, którym niegdyś
Proboszcz z Ars napiętnował swoje owieczki: "Jakże wielu zachowuje odłożone
pieniądze, gdy tylu biednych ginie z głodu" (por. Sermons du B. Jean B. M.
Vianney, 1909 t. I, str. 364). Wiadomo nam oczywiście, że dziś wielu kapłanów
wiedzie życie naprawdę w niedostatku. Gdy ci wspomną, że jeden z pośród nich
został wyniesiony do czci niebiańskiej - który wyrzekłszy się dobrowolnie
wszystkiego, niczego bardziej nie pragnął, niż to, by widzieć się najuboższym w
swojej parafii (por. Acta Secr. Vat. t. 227, str. 91), - mają niewątpliwie skąd
czerpać zbawienną podnietę do ćwiczenia się w zaparciu się siebie, do gorliwego
pielęgnowania ewangelicznego ubóstwa. A jeśli ojcowska troskliwość Nasza może im
przyczynić pociechy, niechaj wiedzą, że My niezmiernie się cieszymy, iż oni, nie
kierują się żadnym względem na własną korzyść, szlachetnie usługują Chrystusowi
i Kościołowi.
Gdy wszakże tak usilnie zalecamy i wynosimy dostojną cnotę ubóstwa, niechaj
nikt nie mniema, że aprobujemy niegodną ze wszech miar nędzę, w której niekiedy
słudzy Boży zmuszeni są żyć bądź w miastach, bądź w odległych wioskach. W tej
sprawie św. Beda, wykładając słowa Pańskie o wstrzemięźliwości w stosunku do
dóbr ziemskich, w Komentarzu swoim odwodzi od niewłaściwej interpretacji tego
miejsca w następujący sposób: "Nie należy mniemać, że nakazano, by święci
niczego z pieniędzy nie zachowali dla zaradzenia potrzebom bądź własnym, bądź
ubogich: gdyż czytamy że i sam Pan... dla nauki Kościoła swego... miał
pieniądze..., lecz by nie dla nich służono Bogu, i by z obawy niedostatku nie
zaniechano sprawiedliwości" (In Lucae Ev. Expositio, IV, in c. 12, Migne, PL.
92, col. 494 - 5). Zresztą godzien jest pracownik zapłaty swojej (por. Łk 10,7).
Pobudzeni tą samą troską co Poprzednik Nasz, gorąco prosimy wiernych, by chętnie
posłuchali wezwań Pasterzy, którzy chwalebnie zabiegają o to, by ich pomocnikom
w świętej posłudze nie brakło tego co konieczne jest dla codziennego utrzymania
(por. Adhort. Apost. Menti Nostrae, AAS 1950, 697 - 699).
Anielska czystość św. Jana Vianney
Jan M.
Vianney, jak wstrzemięźliwością w rzeczach zewnętrznych, tak też
jako wzór promieniował w dobrowolnym umartwieniu ciała. "Jednym tylko sposobem -
tak mawiał on - może ktoś jak należy, poświęcić się Bogu przez zaparcie się
siebie samego i przez praktykowanie pokuty: a mianowicie poświęcając Mu się
cały" (por. Archiv. Secr. Vat. t. 227, str. 91). Św. Proboszcz z Ars ściśle
to wykonywał w zakresie czystości, przez całe swoje życie.
Wspaniałe te przykłady czystości zdają się w szczególny sposób wskazane
kapłanom naszych czasów, ponieważ - jak to niestety zachodzi w licznych krajach
- kapłani z racji swego urzędu muszą przebywać w pośród społeczności ludzkiej,
opanowanej zbytnią swobodą obyczajów, zarażonej deprawacją. W tym stanie rzeczy
niewątpliwie nader często stwierdzają oni słuszność wypowiedzi św. Tomasza z
Akwinu: "Trudniej jest dobrze żyć w duszpasterstwie, z powodu
zewnętrznych niebezpieczeństw" (Sum. Th. 1. c.). Do tego dochodzi, że często
czują się oni duchowo osamotnieni, oraz że sami wierni, dla których zbawienia
oni się poświęcają, mało okazują im zrozumienia, mało ich wspierają i
podtrzymują w ich przedsięwzięciach. Tych wszystkich a zwłaszcza tych, którzy
bardziej odczuwają osamotnienie, i którzy żyją wśród większych niebezpieczeństw
dla tej cnoty, pragniemy, Czcigodni Bracia, niniejszą encykliką nieustannie
upominać, by całe ich życie było niejako odblaskiem wspaniałości świętej
czystości, cnoty, którą św. Pius X słusznie nazwał "naszego kapłaństwa
najznakomitszą ozdobą" (Exhort. "Haerent animo", Acta Pii X, IV, str. 260). Wy
zaś, Czcigodni Bracia, starajcie się wedle sił i żadnych nie szczędząc trudów,
by powierzony wam kler mógł mieć takie warunki życia i świętej pracy, jakie
najbardziej sprzyjają ich radosnej gorliwości. W szczególności należy dołożyć
wszelkich starań i zabiegów, by usunąć niebezpieczeństwa zbyt osamotnionego
życia, by odpowiednimi upomnieniami zabroniono nieroztropnego lub nierozważnego
postępowania, by wreszcie ujarzmiono niebezpieczeństwa tak bezczynności jak
nieopanowanej aktywności zewnętrznej. W związku z tym wprost narzuca się
przypomnieć pełne mądrości przepisy wydane przez ostatniego Poprzednika Naszego
w encyklice "Sacra Virginitas" (AAS 1954, 161 - 191).
Powiedziano o Proboszczu z Ars, że oblicze jego promieniowało anielską
czystością (por. Arch. Sers. Vat. t. 3897, str 536). I rzeczywiście, kto jeszcze
teraz wpatruje się w niego myślą i sercem, nie tylko uderzony bywa jędrnym
męstwem jego ducha, z jakim ten atleta Chrystusa podbijał swoje ciało w niewolę
(por. 1 Kor 9,27), lecz również ową nader skuteczną siłą przekonywania, z jaką
rzesze pobożnych pielgrzymów, doń spływających, górną jakąś dobrocią skłaniał,
by wstępowały w jego ślady. Dzięki bowiem długiemu zasiadaniu w konfesjonale
poznał ponure ruiny spowodowane pożądliwością ciała. Z tego powodu lamentował:
"Gdyby nie było dusz bardzo niewinnych, które wynagradzają Bogu, znieważanemu
naszymi występkami, ileż i jakie srogie kary musielibyśmy ponieść!" A ponieważ
mówił z doświadczenia, zachęcał słuchaczy w taki sposób: "Czyny pokutne opływają
w takie radości i w takie pociechy, że gdy się ich raz dozna, nigdy nie można
się bez nich obyć... Na tej drodze jedynie pierwsze kroki są trudne" (por. Arch.
Secr. Vat. t. 3897, str 304).
Ten ascetyczny sposób życia, którym należy utrzymać czystość kapłańską,
sprawia, że duch kapłana, nie tylko nie zamyka się w jałowym samolubstwie, lecz
staje się bardziej usłużny i szerzej otwarty wobec potrzeb braci. W tym
względzie św. Jan M. Vianney pięknie zauważa: "Dusza ozdobiona cnotą czystości,
innych nie miłować nie potrafi, ponieważ odnalazła źródło i pochodzenie miłości,
to jest Boga". Ileż i jakże wielkie dobra wnoszą do społeczności ludzkiej tego
rodzaju ludzie, którzy od zapobiegliwości o sprawy doczesne wolni, służbie Bożej
całkowicie oddani, życie, myśli i siły swoje zużywają na rzecz braci! Jakąż
łaską są dla Kościoła kapłani szczerze zabiegający o zachowanie nieskalanej
czystości! Wraz z śp. Piusem XI uważamy tę cnotę za najprzedniejszą ozdobę
katolickiego kapłaństwa i "o ile chodzi o dusze kapłańskie wydaje nam się, że
ona odpowiada intencjom i pragnieniom Najśw. Serca Jezusowego w sposób
szczególnie godny i właściwy". (Enc. "Ad catholici sacerdotii"; AAS 1936, 28).
Czyż nie do tychże intencji Bożej miłości wybiegała myśl św. Jana M. Vianney,
kiedy pisał te natchnione słowa: "Kapłaństwo jest miłością Najświętszego Serca
Jezusowego" (por. Arch. Secr. Vat t.227, 29).
Duch posłuszeństwa
Odnośnie cnoty posłuszeństwa, którą ten święty mąż również promieniował,
niezliczone istnieją świadectwa. Można naprawdę powiedzieć, że wierność wobec
sterników Kościoła, którą przyrzekł w chwili przyjmowania kapłaństwa, i której
stale dotrzymywał niewzruszenie, doprowadziła go do pewnej nieprzerwanej ofiary
z woli przez przeciąg lat czterdziestu. W rzeczy samej przez całe życie gorąco
pragnął życia w cieniu na samotni i w milczeniu, a obowiązki pasterskie uważał
niejako za zbyt wielki ciężar złożony na jego barki, od którego też usiłował
kilkakrotnie się uwolnić. Lecz jego posłuszeństwo, okazywane Biskupowi, było
wprost podziwu godne. W tym względzie przytoczmy, Czcigodni Bracia, w niniejszej
encyklice, niektóre świadectwa: "Już od piętnastego roku życia gorzał
pragnieniem życia samotnego, a ponieważ ono pozostało niespełnione, przeto
pozbawiony został wszystkiego i wszelkich radości, jakich mógłby był zaznać w
swojej sytuacji" (por. tamże, t. 227, str. 74); lecz "Bóg nie pozwolił
urzeczywistnić tego postanowienia. Ten sposób niewątpliwie Opatrzność Boża
obmyśliła, by św. Jan M.
Vianney wolę swoją poddawał posłuszeństwu, a nad swoje pragnienia
przekładał obowiązki swego urzędu. A w ten sposób nigdy nie uniknął wysiłku
zapierania się siebie samego" (por. tamże t. 227, str. 39). "Jan M. Vianney,
pragnąc całkowicie oddać się posłuszeństwu wobec swoich zwierzchników, pełnił
obowiązki proboszcza w Ars, i na tym stanowisku wytrwał aż do śmierci" (por.
tamże. t. 3895, str. 153).
To pełne posłuszeństwo wobec zarządzeń zwierzchników było - należy to
podkreślić - całkowicie oparte na motywach nadprzyrodzonych. Uznając mianowicie
władzę kościelną i należycie jej ulegając, składał on akt wiary w stosunku do
słów Chrystusa Pana, wyrzeczonych do apostołów: "Kto was słucha, mnie słucha"
(Łk 10,16). By się zaś do zwierzchników swoich wiernie dostroić, ćwiczył się w
habitualnym ujarzmianiu swej woli, bądź podejmując ciężar słuchania spowiedzi
św., bądź z taką pomocą spiesząc innym konfratrom w apostolstwie, która
przynosiła owoce coraz obfitsze i coraz zbawienniejsze.
Zastosowanie do dzisiejszych kapłanów
Otóż ten sposób w pełni integralnego posłuszeństwa przedstawiamy kapłanom
jako wzór, pełni ufności, że oni, potęgę i piękno tej cnoty dostatecznie
pojmując, będą się w niej utwierdzać coraz żarliwszym wysiłkiem. Gdyby zaś byli
tacy - co się niekiedy dziś przytrafia - którzy by odważyli się poddać w
wątpliwość najwyższą wagę tej cnoty, niechaj ich zgani nauka Poprzednika
Naszego, śp. Piusa XII, którą należy wbić sobie w pamięć: "świętość życia
każdego poszczególnego i skuteczność apostolstwa opierają się i podtrzymują, jak
na solidnym fundamencie, na stałym i wiernym posłuszeństwie wobec świętej
hierarchii" (Exhort. "In auspicando"; AAS 1948, 375). Zresztą, jak dobrze
wiecie, Czcigodni Bracia, ostatni Poprzednicy Nasi często, i poważnie upominali
kapłanów o wielkości niebezpieczeństwa, w stosunku czy to do doktrynalnego
magisterium Kościoła czy do wskazanych różnych dróg i sposobów apostolstwa, czy
wreszcie w stosunku do karności kościelnej.
Nie chcemy się dłużej zatrzymywać nad tą sprawą, a raczej uważamy za wskazane
upomnieć wszystkich, ilu ich mamy synów uczestniczących w katolickim
kapłaństwie, by w duszach swoich pielęgnowali tę miłość, dzięki której odczuliby
głęboko, że są związani z Matką Kościołem więzami coraz ściślejszymi. Jest
przekazem historycznym, że św. Jan M.
Vianney tak żył w Kościele, że jedynie dla niego pracował i się
spalał, niby słoma podpalona rozpalonym węglem.
Niechaj również nas, jako kapłaństwem Jezusa Chrystusa ubogaconych,
całkowicie ogarnie i strawi płomień, pochodzący od Ducha Świętego. Siebie i
wszystko nasze zawdzięczamy Kościołowi. Dlatego działajmy codziennie jedynie w
jego imieniu i jego autorytetem, i to tak, byśmy obowiązki, które on nam
powierzył, należycie wykonywali, a starajmy się mu służyć związani węzłami
bratniej jedności, oraz tak doskonałym sposobem działania, jakim koniecznie
trzeba mu usługiwać (por. Arch. Secr. Vat. t. 227, str. 136).
Część druga
Modlitwa i kult eucharystyczny
Modlitwa w przykładach i naukach św. Proboszcza z Ars. - Kapłan na
pierwszym miejscu jest mężem modlitwy. - Eucharystyczna pobożność św.
Proboszcza. - Znaczenie Eucharystii w życiu kapłana. - Kapłaństwo a Ofiara Mszy
św.-Msza św. pierwszym źródłem osobistego uświęcenia kapłana.
Św. Jan M.
Vianney, który - jak powiedzieliśmy - tak bardzo pielęgnował cnotę
pokuty, uważał również za pewnik, że "kapłan nade wszystko musi być oddany
stałej modlitwie" (por. tamże, t. 227, str. 35). Dlatego wiadomo, że gdy świeżo
został ustanowiony proboszczem wioski, w której życie chrześcijańskie całkowicie
zamarło, nocami długie i słodkie spędzał godziny na adoracji Jezusa w Jego
sakramencie miłości. I w świętym tabernakulum upatrywał źródło, z którego stale
czerpał górne moce, jakimi odżywiał i odnawiał osobistą pobożność i którymi
zapewniał skuteczność swej apostolskiej pracy, tak dalece, że do wioski Ars za
czasów tego świętego męża, można odnieść najsłuszniej sławne słowa, którymi
Poprzednik Nasz, śp. Pius XII opisał chrześcijańska parafię: "Ośrodkiem jest
kościół, ośrodkiem kościoła tabernakulum, a u jego boku konfesjonał, skąd
przywraca się chrześcijańskiemu ludowi nadprzyrodzone życie lub zdrowie" (por.
Discorsi e Radiom., t. 14, str. 452).
Dzisiejszym kapłanom, którzy niekiedy zwykli wynosić skuteczność działalności
zewnętrznej ponad słuszną miarę i tak łatwo z własną swoją szkodą hołdują
ruchliwości w posłudze, jakże na czasie, jakże zbawiennym jest przykład
nieprzerwanej modlitwy ze strony tego męża, który całkowicie pogrążył się w
zaspakajaniu potrzeb dusz! "Co nam kapłanom przeszkadza w zdobyciu świętości -
mówił Proboszcz z Ars, to brak refleksji. Mamy wstręt odwracać duszę od rzeczy
zewnętrznych. Nie wiemy co prawdziwie należy czynić. Nam potrzeba skupionej
refleksji, nieustającej modlitwy, ścisłego zjednoczenia z Bogiem". Jak wynika z
świadectw o jego życiu, trwał on w stanie stałej modlitwy, z którego żadną miarą
nie zdołały go wyprowadzić ani trud spowiadania ani inne obowiązki
pasterskie.
"Chociaż rozrywany największymi zajęciami, rozmowy z Bogiem nie przerywał"
(por. Archiv. Secr. Vat., t. 227, str. 131).
Lecz każmy mówić jemu samemu. Był on niewyczerpany, gdy mówił o szczęściu i
korzyściach, jakich doświadczamy, modląc się: "Jesteśmy żebrakami, którzy muszą
wszystko od Boga uprosić" (por. tamże, t. 227, str. 1100.) "Jakże wielu możemy
nawrócić do Boga naszymi modlitwami" (por. tamże, t. 227, str. 54). I zwykł był
powtarzać: "Modlitwa bardzo żarliwa, wznoszona ku Bogu: oto całkowita
szczęśliwość człowieka tu na ziemi" (por. tamże, t. 227, str. 45). Tej
szczęśliwości sam obficie zażywał, gdy umysł, górnym światłem oświecony,
nastawiał ku rozmyślaniu rzeczy niebiańskich, i gdy prostą i czystą swą duszę
wznosił od tajemnicy Słowa Bożego Wcielonego aż do szczytów Trójcy
Przenajświętszej, którą darzył najczulszą miłością. A rzesze pielgrzymów,
otaczające go w świątyni, rozumiały, że pokorny ten kapłan ujawnia im nieco z
tajników swego życia wewnętrznego, gdy z rozpalonych jego piersi rozbrzmiewały
często te słowa: "Być miłowanym przez Boga, być zjednoczonym z Bogiem, chodzić w
obecności Boga, żyć w Bogu: o, jakże szczęśliwe życie, o, jak szczęśliwa śmierć"
(por. tamże, t 227, str. 29).
Kapłan jest w pierwszym rządzie mężem modlitwy
Gorąco pragniemy, Czcigodni Bracia, by kapłani, powierzeni waszej pieczy,
pobudzeni tymi dokumentami życia św. Jana M.
Vianney, uważali za całkowity pewnik, że muszą ze wszech miar nad
tym pracować, by odznaczali się oddaniem modlitwie oraz że to naprawdę można
osiągnąć, chociażby niekiedy byli pochłonięci nadmiarem pracy apostolskiej.
Lecz, aby to osiągnąć, trzeba, aby ich życie w pełni zgodne było z zasadami
wiary. Tą wiarą całkowicie przeniknięty Jan M. Vianney tak przedziwnych dokonał
rzeczy: "O, jak cudowna tego kapłana wiara!" - tak zawołał jeden, z jego
współbraci w kapłaństwie - "tak jest ona wielką, iżby mogłaby ubogacić wszystkie
dusze całej diecezji!" (por. tamże, t. 227, str. 976).
To zaś ścisłe zjednoczenie z Bogiem najbardziej sprawiają i chronią różne
praktyki kapłańskiej pobożności, z których kilka, większego jest znaczenia.
Kościół przepisał je światłymi normami zwłaszcza codzienne odprawianie
rozmyślania, pobożne nawiedzanie Najświętszego Sakramentu, odmawianie różańca
maryjnego, staranny rachunek sumienia (can. 125). Do odmawiania codziennie
brewiarza kapłani są zobowiązani na mocy poważnego obowiązku (gravi officio)
przyjętego wobec Kościoła (can. 135).
Może z powodu zaniedbania jednej z tych norm kapłani często stają się
ofiarami wiru rzeczy zewnętrznych, powoli jałowieją wewnętrznie, a wreszcie
oczarowani, niestety, ułudami doczesności, popadają w ciężkie niebezpieczeństwo,
gdy już są pozbawieni jakiejkolwiek broni duchowej. Natomiast Jan M. Vianney,
odwrotnie, "gdy bez wytchnienia oddawał się sprawie zbawienia cudzego, swojego
mimo to nie zaniedbywał. Osobistą swoją świętość jak najbardziej pielęgnował, by
tym skuteczniej zdołał do niej doprowadzać innych" (por. Arch. Secr. Vat., t.
227, str. 36).
By więc użyć słów św. Piusa X: "Uważamy to za całkowity pewnik, że kapłan,
aby godnie piastował swoją godność i sprawował swój urząd, musi być w wybitnym
stopniu oddany modlitwie.... Kapłan o wiele żarliwiej niż inni winien być
posłuszny nakazowi Chrystusa: Trzeba się zawsze modlić. Opierając się na tym,
św. Paweł tak bardzo polecał: "Trwajcie na modlitwie; czuwajcie w niej na
dziękczynieniu, bez przerwy się módlcie" (Exhort. "Haerent animo", Acta Pii X,
IV, str 248 - 249). A nadto chętnie czynimy swoimi słowa, którymi ostatni
Poprzednik Nasz na samym wstępie swego pontyfikatu, dał kapłanom niby hasło:
"Módlcie się, módlcie się więcej, coraz więcej i żarliwiej" (Przem. 24. VI.
1939; AAS 1939, 249).
Eucharystyczna pobożność św. Proboszcza
Modlitwa św.
Jana M. Vianney, o którym można powiedzieć, że ostatnie trzydzieści
lat spędził prawie w świątyni, gdzie zatrzymywały go niezmierne rzesze
penitentów, wyróżniała się szczególną cechą, mianowicie tym, że zwracała się
głównie ku Eucharystii. Prawie nie do wiary, z jakim żarem pobożności odnosił
się on do Chrystusa obecnego w Najśw. Sakramencie. "Tam jest - mawiał - Ten,
który nas tak bardzo umiłował; dlaczego nie mielibyśmy Go miłować my"? (por.
Arch. Secr. Vat. t. 227, 1103). I rzeczywiście otaczał Sakrament Ołtarza czułą
miłością, a serce jego rwał ku tabernakulum jakiś górny poryw, któremu oprzeć
się nie potrafił. Wiernych zaś swoich tak uczył sposobu modlitwy: "Wcale nie
trzeba wielu słów, aby się dobrze modlić. Wiarą wierzymy, że tam, w św.
Tabernakulum, obecny jest dobry Bóg; jemu otwierajmy serce; że nas dopuszcza do
siebie, z tego się radujmy; oto najlepszy sposób modlitwy", (por. tamże, t. 227,
str. 45). Niczego więcej nie czynił, by budzić cześć i miłość wiernych ku
Chrystusowi utajonemu w Sakramencie Eucharystii, i by skłonić ich do posilania
się Boskim pokarmem. Przykładem zaś swoim wyprzedzał wszystkich. "By ktoś się do
tego przekonał, zeznali świadkowie - wystarczyło patrzeć na niego, jak
celebrował Mszę św., lub choćby tylko, jak klękał, gdy przechodził przed
tabernakulum" (por. tamże., t. 227, str. 459).
Ważność Eucharystii w życiu kapłana
"Cudowny przykład św. Jana M.
Vianney - stwierdza Poprzednik Nasz, śp. Pius XII - zachowuje
również dla naszych czasów całą swoją moc" (por. Message 25. VI. 1956, AAS 1956,
579). Kapłańska bowiem, długotrwała modlitwa przed ołtarzem Najśw. Sakramentu
taką bije godnością i taką posiada skuteczność, jakiej kapłan w żaden inny
sposób zyskać ani żadnym innym sposobem zastąpić nie może. Kapłan więc, bądź gdy
Chrystusa Pana adoruje i dzięki Mu składa, bądź gdy daje zadośćuczynienie za
winy swoje i cudze, bądź gdy się gorąco modli, by zawierzone mu sprawy Bogu
polecić, rozpala się jeszcze żywa miłością do Boskiego Odkupiciela, któremu
wyznał wiarę oraz do ludzi, których otacza troską duszpasterską. Nadto kult
Eucharystii, jeśli jest gorący, pilny, gorliwy ten wywiera skutek: doskonałość
duszy kapłana ożywia się, wzrasta, a w spełnianiu apostolskiej służby
przypływają mu nadprzyrodzone siły, w jakie mężni pracownicy Chrystusa muszą być
zawsze wyposażeni.
Nie chcemy pominąć milczeniem potęgi również dobrodziejstw, jakie stąd płyną
na samych wiernych, którzy są świadkami pobożności kapłanów, i pobudzają się ich
przykładem. Słusznie bowiem Poprzednik Nasz, śp. Pius XII, przemawiając do
duchowieństwa Rzymu, zauważył: "Jeśli pragniecie, by wierni, wam zawierzeni,
pobożnie i chętnie się modlili, trzeba, aby w świątyni świecił im wasz przykład,
aby was widzieli modlących się. Kapłan, który na kolanach przed Najśw.
Sakramentem, w godnej postawie ciała, żarliwym sercem modli się do Boga, stanowi
przewspaniały przykład dla chrześcijańskiego ludu, stając się mu pobudką i
zachętą do współzawodniczenia w praktykach pobożności", (por. Przemówienie 13
III 1943; AAS 1943, 114 - 115).
Takiej to broni używał nowy Proboszcz w Ars w apostolskiej służbie, a nie
ulega żadnej wątpliwości, że jest ona najskuteczniejszą we wszystkich warunkach
czasu i miejsca.
Kapłan a Ofiara Mszy św.
Niechaj wszakże nigdy nie ujdzie pamięci, że główna forma eucharystycznej
modlitwy dokonuje się i zawiera w świętej ofierze ołtarza. Trzeba na to
szczególnie nalegać, Czcigodni Bracia, ponieważ chodzi tu o jeden z istotnych
aspektów kapłańskiego życia, o niezmiernej wadze.
Nie zamierzamy obecnie szerzej wykładać doktryny Kościoła przekazanej przez
przodków, o kapłaństwie i Ofierze eucharystycznej - Poprzednicy Nasi, śp. Pius
XI i Pius XII magistralnymi dokumentami nauką tę wyłożyli, tak iż pozostaje nam
upomnieć was, by, za troskliwym staraniem również waszym, poznali je należycie
kapłani i wierni, waszej pieczy powierzeni. W ten sposób bowiem zanikną niektóre
niejasności, a wybujałości, jakie się niekiedy pojawiały w tym przedmiocie,
poddanym dyskusji, zostaną sprowadzone na właściwą płaszczyznę.
Jednakże uważaliśmy za nader wskazane niniejsza encyklikę również w tej
sprawie pokazać, z jakiej to przede wszystkim racji św. Proboszcz z Ars,
heroicznie wierny obowiązkom kapłańskim, zasługuje w pełni na to, by
przedstawiono go duszpasterzom za przykład najpiękniejszej cnoty, i by go
ogłoszono niebiańskim ich Patronem. Jeżeli, w rzeczy samej, prawdą jest, że
kapłan został wyniesiony do tego stanu po to, by służyć ołtarzom, i jeśli
rozpoczął wykonywanie swego kapłaństwa Ofiarą Eucharystyczną, to tak samo prawdą
jest, że Ofiara Eucharystyczna pozostaje szafarzowi Bożemu przez przeciąg całego
jego życia bazą i źródłem tak świętości, o którą się stara, jak i apostolskiej
działalności, której się oddaje. Otóż to właśnie wykazuje się wspaniale u
św. Jana
Vianney.
Na czymże bowiem zasadza się szczyt apostolstwa kapłańskiego, rozważanego w
jego istotnej działalności, jeśli nie na tym, by kapłan, gdziekolwiek żyje
Kościół, gromadził około ołtarza lud, zjednoczony wiarą, odrodzony chrztem św.,
oczyszczony z win? Wówczas bowiem kapłan, na mocy otrzymanej świętej władzy,
sprawuje boską Ofiarę, w której Jezus Chrystus odnawia Ofiarę jedyną, jaką
złożył na Kalwarii dla odkupienia rodzaju ludzkiego i dla uwielbienia Ojca
Niebieskiego.
Chrześcijanie zaś, zespoleni w jedno, ofiarują wówczas poprzez posługę
kapłana, najwyższemu i odwiecznemu Bogu Ofiarą Bożą i ofiarują samych siebie
jako "hostię żywą, świętą, miłą Bogu" (Rzym 12,1). Tamże lud Boży, ukształcony
nauką i przykazaniami wiary i odżywiony Ciałem Chrystusowym, znajduje to, co
daje i potęguje mu życie nadprzyrodzone, i co, jeśli trzeba, przywraca jego
jedność. Tamże nadto na całym świecie od pokolenia do pokolenia wzrasta
duchowymi siłami Mistyczne Ciało Chrystusa, którym jest Kościół.
Otóż, ponieważ św. Jan Vianney z dnia na dzień stale coraz więcej wyłącznie
pogrążał się w głoszeniu prawd religijnych i oczyszczaniu dusz ze zmaz
grzechowych i ponieważ w każdym akcie swego świętego urzędu zwracał się ku
ołtarzowi Bożemu, przeto słusznie należy jego życie nazwać wybitnie kapłańskim i
pasterskim. Nie ulega wątpliwości, że do świątyni w Ars grzesznicy hurmem i z
radością napływali, przyciągani opinią świętości Proboszcza, podczas gdy nie
mała liczba kapłanów ma duże trudności, by skupić dokoła siebie lud powierzony
ich kierownictwu, i by mu, niby misjonarze, choćby tylko podstawowe przyswoić
zasady doktryny chrześcijańskiej. - Niechaj te apostolskie prace, konieczne i
niekiedy trudne, nie przeszkodzą mężom Bożym pamiętać o najwyższej sprawie, do
której winni dążyć, a którą osiągnął św. Jan Vianney. gdy w pokornym swoim
wiejskim kościele cały się poświęcał przednim powinnościom apostolskiego
życia.
Msza św. pierwszym źródłem osobistego uświęcenia kapłana
To zaś należy podkreślić szczególnie: Kapłan dla wszystkiego, cokolwiek
planuje, lub chce, albo czyni, by stać się świętym, czerpać musi model i górną
moc z Ofiary Eucharystycznej, którą składa, zgodnie z wezwaniem Pontyfikału
Rzymskiego: "Rozpoznawajcie co czynicie: naśladujcie to, czym zarządzacie". Na
ten temat pragniemy przytoczyć tu słowa Poprzednika Naszego Piusa XII z z
Adhortacji Apostolskiej "Menti Nostrae": "Jak całe życie naszego Zbawiciela
skierowane było ku ofiarowaniu siebie samego, tak i życie kapłana, który winien
odtworzyć w sobie obraz Chrystusa, musi z Nim, w Nim i przez Niego stać się
ofiarą miłą... Dlatego trzeba, by kapłan nie tylko celebrował Eucharystyczną
Ofiarę, lecz by w pewien wewnętrzny sposób ją przeżywał. W ten sposób bowiem
zdoła on czerpać ową górną moc, przez którą zostanie najgłębiej przeistoczony, i
będzie uczestniczył w zadośćczyniącym życiu samego Boskiego Odkupiciela" (AAS
1950, 666 - 667). I dalej: "konieczną więc jest rzeczą, by dusza kapłańska
wysilała się odtworzyć w sobie to, co się dokonuje na ołtarzu ofiarnym Jak
mianowicie Jezus Chrystus ofiaruje siebie samego, tak jego szafarz winien się
ofiarować wraz z Nim. Jak Jezus zadośćuczyni za grzechy ludzi, tak kapłan
poprzez świetlaną drogę chrześcijańskiej ascezy musi koniecznie dojść do
oczyszczenia własnego i bliźnich (por. tamże, str. 667 - 668).
Ten wspaniały rozdział swojej doktryny Kościół ma na myśli, gdy skłania
swoich kapłanów, do pielęgnowania ascezy i do celebrowania Eucharystycznej
Ofiary z najwyższą czcią religijną. Czyż nie dlatego kapłani z czasem zatracają
pierwszą miłość, którą otrzymali w świętej ordynacji, ponieważ nie pojęli w
pełni tego wzajemnego węzła, jakim trzeba związać w jedno, darowanie siebie i
ofiarę ołtarza? Tego nauczył się z doświadczenia św. Jan Vianney, i tak to
wyraził: "Przyczyna, dla której rozluźniają się obyczaje kapłanów polega na tym,
że nie odprawiają Mszy św. w skupieniu i pobożnie". I święty ten, który wyrobił
sobie cnotę, iż "siebie ofiarował na zadośćuczynienie za grzeszników" (por.
Arch. Secr. Vat. t. 227, str. 339), płaczem wybuchał "gdy myślał o
nieszczęśliwych kapłanach, nie odpowiadających świętości, należnej ich
powołaniu" (por. tamże, t. 227, str. 47).
Ojcowskim upomnieniem prosimy najdroższych Naszych kapłanów, by co pewien
ustalony czas kontrolowali siebie, w jaki sposób sprawują tajemnice Boże, w
jakim nastawieniu duszy i w jakim stanie przystępują do ołtarza, i jaki stąd
owoc starają się uzyskać dla siebie. - Stuletnia rocznica, obchodzona ku czci
tego wspaniałego i podziwu godnego kapłana, który "z pociechy i ze szczęścia
celebrowania Mszy św. (por. tamże, str. 667 - 669) czerpał siłę odwagi do
ofiarowania siebie samego, niechaj ich do tego skłoni. Żywimy ufną nadzieję, że
jego wstawiennictwo wyjedna im obfite łaski światła i mocy.
Część trzecia
Gorliwość pasterska
Święty Proboszcz z Ars wzorem żarliwości apostolskiej. - Wysokie poczucie
odpowiedzialności pasterskiej. - Kaznodzieja i katechista niestrudzony. - Wierny
apostoł konfesjonału.
Św. Proboszcz z Ars wzorem gorliwości duszpasterskiej
To, cośmy wielkiego stawiali przed oczy z dziedziny kapłańskiej ascezy i
życia modlitwy, Czcigodni Bracia, ujawnia również sekret, z jakiego to źródła
św. Jan M. Vianney czerpał swoją gorliwość pasterską, i skąd to pochodziła ta
przedziwna, nadprzyrodzona skuteczność jego posługi. W tym względzie mądrze
upominał Poprzednik Nasz, śp. Pius XII: "Niechaj kapłan pamięta, że zawierzona
mu nader wielka posługa będzie tym owocniejsza, w im ściślejszym zjednoczeniu z
Chrystusem będzie pracował, a w swej pracy kierował się Jego duchem". (Adhort.
Apost. "Menti Nostrae", AAS 1950, 676). W istocie, życie Proboszcza z Ars na
nowo i wspaniale potwierdza ową najwyższą zasadę apostolskiej pracy, która
opiera się na słowach Jezusa Chrystusa: "Beze mnie niczego uczynić nie możecie"
(Jan 15, 5).
Nie chodzi tu oczywiście o wyliczanie wszystkich przedziwnych dzieł pokornego
proboszcza tej surowej wioski, który przez trzydzieści lat w trybunale pokuty
oblegany był przez tak niezliczone rzesze, że niektórzy dla pogardy nazywali go
"wichrzycielem pospólstwa dziewiętnastego wieku" (por. Arch. Secr. Vat. t. 227,
str. 629). Nie uważamy też za potrzebne omawiać wszystkich szczególnych metod
jego pracy, które nie zawsze dadzą się zastosować za naszych dni. Wystarczy w
tym punkcie jedynie przypomnieć, że ten sam Święty był w swoim czasie wzorem
gorliwości duszpasterskiej w skromnej wiosce. Takie bowiem otrzymał polecenie,
zanim objął stanowisko proboszcza: "W parafii tej znajdziesz mało miłości Boga;
spraw, aby ona przez ciebie się rozbudziła" (por. tamże, t. 227, str. 15). W
istocie wykazał się niezmordowanym robotnikiem Bożym, zręcznym i roztropnym w
zjednywaniu sobie młodzieży i w przepajaniu rodzin obyczajem chrześcijańskim,
czule troskliwym o ludzkie potrzeby swoich owieczek, bliskim im swoim sposobem
życia, gotowym do zabiegów i prac wszelkiego rodzaju, tak że powstawały szkoły
chrześcijańskie i odbywały się misje ludowe. Widzimy więc, że św. Jan Vianney
wśród powierzonej sobie małej trzódki stanowił obraz pasterza, który zna swoje
owce. zasłania je przed niebezpieczeństwami, i kieruje nimi mężnie a łagodnie.
Niewątpliwie głosił nieświadomie swoją chwałę, gdy przemawiając do ludu, uniósł
się takimi słowy: "Dobrego pasterza! O, pasterza, który całkowicie odpowiada
nakazom i pragnieniom Jezusa Chrystusa! Oto największy skarb, jakiego dobry Bóg
może użyczyć parafii" (por. Sermons 1. c, t. 2, s. 86.) Ponieważ zaś przykład
tego świętego w trzech głównie punktach zachowuje wagę i znaczenie dla
wszystkich czasów, pragniemy, Czcigodni Bracia, poddać je waszej skupionej
uwadze.
Wysokie poczucie własnej odpowiedzialności pasterskiej
Przede wszystkim uderza Nas to, że przejęty był największą czcią dla urzędu
pasterskiego. Taka była jego pokora, tak bardzo przez wiarę świadom był ceny za
zbawienie ludzi, że stale z lękiem sprawował urząd proboszczowski. "Przyjacielu
- tak odtworzył przed pewnym kolegą przeżycia swej duszy - nie wiesz, jak
trwożliwą jest rzeczą dla kapłana duszpasterza stawać przed trybunałem Bożym"
(por. Arch. Secr. Vat. t. 227. s. 1210). Zresztą wiadomo - jak już wspomnieliśmy
- jak długo męczył się pragnieniem, by uciec na samotnię, aby tam - jak mawiał -
opłakiwać swe życie i za nie należycie zadośćuczynić. Wiadomo też, że jedynie
posłuszeństwo i troska o cudze zbawienie skłoniły go, by wracał na opuszczoną
placówkę apostolską.
Jeśli tak bardzo odczuwał wielkość tego ciężaru, że niekiedy zdawał się jakby
złamany, to dlatego, że duch jego przejęty był wielkością jego urzędu i
obowiązków pasterskich, wielkości, której sprostać może jedynie nieugięte męstwo
duszy. W początkach bowiem swej pracy proboszczowskiej takie ku niebu słał
błagalne prośby: "Boże mój, spraw, by nawróciły się powierzone mi owieczki.
Gotów jestem przez całe moje życie przyjmować wszelkie cierpienia, które
zechcesz na mnie zsyłać" (por. Arch. Secr. Vat. t. 227, str. 53). Bóg gorące te
prośby łaskawie wysłuchał. Lecz później Święty musiał wyznać: "Gdybym był, idąc
do Ars, przewidywał cierpienia, które mnie czekały, byłbym ze strachu przed nimi
na pewno umarł" (por. tamże, t. 227, str. 991). Za przykładem apostolskich mężów
wszystkich czasów wiedział on, że przez krzyż najskuteczniej może się przyczynić
do zbawienia tych, którzy zostali powierzeni jego pieczy. Dla nich znosił bez
skargi oszczerstwa, osądy pełne uprzedzeń i wszelkiego rodzaju przeciwności; dla
nich znosił nawet najbardziej gorzkie utrapienia moralne i fizyczne, jakie
przynosiło ze sobą codzienne szafarstwo sakramentu pokuty, sprawowane bez
przerwy przez trzydzieści prawie lat; dla nich jak atleta Chrystusowy, walczył z
wrogiem piekielnym; dla nich wreszcie dobrowolnym umartwianiem podbijał ciało w
niewolę. Na ten temat znana jest odpowiedź, którą dał pewnemu kapłanowi,
żalącemu się mu na bezpłodność swoich apostolskich wysiłków: "Modliłeś się
błagalnie, płakałeś, wzdychałeś, jęczałeś. A czy dodawałeś także post, czuwania,
spanie na gołej ziemi, leżenie krzyżem, ćwiczenia ciała? Dopóki do tego nie
dojdziesz, nie myśl, że uczyniłeś wszystko" (por. tamże, t. 227, str. 991).
Ponownie przeto zwracamy się do kapłanów, którym zawierzone jest
duszpasterstwo i gorąco ich prosimy, by wzięli do serca potęgę tych poważnych
słów. Każdy, według nadprzyrodzonej mądrości, która winna zawsze kierować
naszymi czynami, niechaj zastanawia się nad swoim sposobem życia, czy jest ono
takim, jakiego wymaga pasterska gorliwość około zawierzonego mu ludu. Nie
wątpiąc nigdy w miłosierdzie Boże, które spieszy z pomocą naszej słabości,
niechaj kapłani rozważają w swej duszy przyjęte obowiązki i zadania, wpatrując
się w św. Jana M. Vianney niby w lustro. "Wielkim oczywiście nieszczęściem dla
nas proboszczów jest - żalił się ten święty mąż - gdy duch drętwieje lenistwem i
obojętnością", a miał przez to na myśli katastrofalny stan duszy tych pasterzy,
którzy już się nie przejmują, że tak wiele zawierzonych im owieczek marnuje się
w niewoli grzechów. Jeśli kapłani ci szczerze chcą naśladować Proboszcza z Ars,
który żył przekonaniem, że "aby ludziom dobrze czynić, trzeba ich miłować" (por.
Arch. Secr. Vat. t. 227, str. 1002), niechaj się badają, jaką to miłością
kochają tych, których pieczę Bóg im zlecił i za których umarł Chrystus!
Jest prawdą, że wolność ludzka i niektóre sytuacje, niezależne od woli
ludzkiej, mogą niekiedy zniweczyć wysiłki najświętszych mężów. Jednakże kapłan
musi pamiętać, że na mocy niezbadanych zrządzeń Opatrzności Bożej wiekuisty los
wielu dusz zawisł od jego gorliwości pasterskiej i od przykładu jego
kapłańskiego życia. Czyż więc ta myśl nie zdoła zbawiennie wstrząsnąć letnimi, a
gorliwych robotników Chrystusa pobudzić do żarliwszych wysiłków?
Kaznodzieja i katechista niestrudzony
Św Jan M. Vianney, "każdej chwili - jak świadczy historia - gotów do usług
potrzebom dusz" (por. tamże, t. 227, str. 580), tym również się wyróżniał jako
dobry pasterz, że owieczkom swoim obficie podawał pokarm chrześcijańskiej
prawdy. Przez całe życie był kaznodzieją i uczył katechizmu.
A powszechnie wiadomo, ile twardej i wytrwałej pracy wkładał w to, by
należycie wykonać to zadanie, które Sobór Trydencki nazwał pierwszym i
największym obowiązkiem. W studiach bowiem, które odbywał w późniejszym wieku,
miał duże trudności i kazania kosztowały go początkowo wiele nieprzespanych
nocy. Ile stąd kapłani czerpać mogą przykładu godnego naśladowania. Są bowiem
kapłani, którzy prawie całkowicie zarzucają studia. Lecz daremnie
usprawiedliwiają się oni małym zakresem wykształcenia św. Proboszcza. Niechaj
tacy raczej za wzór sobie biorą nieugiętą wytrwałość, z jaką Proboszcz z Ars
pracował nad sobą, by - w miarę otrzymywanych darów - godnie spełnić to wielkie
posłannictwo. A dary te bynajmniej nie były tak skromne, jak to się zwykło
mniemać. "Odznaczał się bowiem jasnością umysłu i poprawością sądu" (por. Arch.
Secr. Vat. t. 3897, str. 444).
W każdym razie kapłani mają obowiązek przyswajać sobie ogólną wiedzę i naukę
teologiczną, w miarę swoich zdolności i odpowiednio do wymogów swego
posłannictwa.
Dałby Bóg, aby duszpasterze w tę sprawę tyle wkładali wysiłku co Proboszcz z
Ars, by wyrównać brak wiedzy i pokonać trudności w jej zdobyciu, by ćwiczeniami
wzmocnić pamięć, a przede wszystkim, by czerpać naukę z Krzyża Pańskiego, który
jest największą księgą z pośród wszystkich. To miał na myśli Biskup św. Jana
Vianney, kiedy jego przeciwnikom odpowiedział: "Nie wiem, czy on jest uczony,
ale czerpie światło z wysokości" (por. tamże, t. 3897, str. 272).
Słusznie przeto Poprzednik Nasz śp. Pius XII, nie wahał się kaznodziejom
Rzymu za wzór przedstawić owego pokornego wiejskiego proboszcza: "Święty
Proboszcz z Ars bynajmniej nie posiadał z natury zdolności mówcy, takiej, jak P.
Segneri lub B. Bossuet. Lecz promienność prawdy, która w jego umysł wniknęła
żywo, jasno i głęboko, brzmiała ł z dźwięku jego głosu, promieniowała z jego
oczu i poddawała myślom i uczuciom słuchaczy pojęcia i obrazy właściwie
dostosowane, oraz pełne uroku podobieństwa, tak, że mogłyby zachwycić nawet św.
Franciszka Salezego". Oto, co trzeba aby mówcy zdobywali dusze wiernych
chrześcijan. "Kto pełen jest Chrystusa, ten bez trudu znajdzie środki i drogi,
jakimi pozyska dla Chrystusa innych" (por. Przemówienie Piusa XII 16 III 1946,
AAS 38, 186). Te słowa cudownie ujmują Proboszcza z Ars jako nauczyciela
katechizmu i kaznodzieję. A kiedy pod koniec jego życia bardzo słabnący jego
głos nie zdołał dosięgnąć słuchaczy, wówczas żarem swoich oczu, łzami,
westchnieniami, z których biła miłość Boga i którymi wyrażał się głęboki smutek
na samą myśl o grzechu, doprowadzał do zbawiennych nawróceń tych, którzy
otaczali jego katedrę. Jakże bowiem wszyscy mogli nie przejąć się ogromnie,
skoro tak jawnie mieli przed oczyma życie całkowicie oddane Chrystusowi?
Aż do świątobliwego zgonu swego św. Jan M. Vianney był w ten sposób wierny
posłannictwu nauczania swoich parafian i pielgrzymów, którzy przepełniali jego
świątynię, wykorzeniając "w czas i niewczas" (2 Tm 4,2) zło pod każdą postacią,
a już zwłaszcza w górę unosząc dusze ku Bogu. "Wolał bowiem raczej ukazywać
piękno cnoty, niż brzydotę występku" (por. Arch. Secr. Vat. t. 227, str. 185).
Pojmował więc pokorny ten kapłan, wielką godność i ogrom ważności nauczania
Słowa Bożego. Mawiał: "Pan Nasz, który jest prawdą samą, cenił swe słowo nie
mniej niż swe Ciało".
Zrozumiała jest więc radość Naszych Poprzedników, z jaką kierownikom
chrześcijańskiego ludu przedstawiali ten wzór z zachętą ku naśladowaniu. Jest
bowiem rzeczą oczywistą, że sprawa to najwyższej wagi, by duchowieństwo
obowiązek nauczania spełniało z troskliwą sumiennością. "Tu się okazuje - głosił
św. Pius X - że na to jedno trzeba nastawać i nalegać, że na którymkolwiek
kapłanie nie ciąży żaden obowiązek większy nad ten i że za żaden nie obciąża się
większa odpowiedzialnością niż za to". (Enc. "Acerbo nimis"; Acta Pii X, 2, str.
75). Zatem to upomnienie, przez Poprzedników Naszych z nieustanną wytrwałością
powtarzane i zawarte również w przepisach kodeksu prawa kanonicznego (can. 1330
- 1332), na nowo do was kierujemy, Czcigodni Bracia, z okazji stuletniej
uroczystości świętego katechisty i kaznodziei z Ars. W tym celu pochwalamy i
pobudzamy wysiłki w różnych okręgach roztropnie i mądrze podejmowane pod waszym
okiem i kierownictwem, by stale podnosić poziom religijnego nauczania młodzieży
i dorosłych, w różnych jego formach i stosownie do warunków miejscowych. -
Jakkolwiek pożyteczne są te starania, jednak Pan Bóg w tę stuletnią rocznicę
przypomina nam na nowo przedziwną siłę apostolskiego ducha, wobec której
wszystko ustępuje, apostolskiego ducha owego kapłana, który słowami i czynami
swego życia dał świadectwo Ukrzyżowanemu Chrystusowi: "nie w przekonywujących
słowach mądrości ludzkiej, ale w okazaniu ducha i mocy" (1 Kor 2,4).
Mężne apostolstwo konfesjonału
Pozostaje nam wreszcie przypomnieć z życia św. Jana M. Vianney tę formę
pasterskiej posługi, która była dla niego jakby długim męczeństwem, a dzięki
której szafarstwo Sakramentu Pokuty zajaśniało szczególnie promiennie i wydało
owoce niezwykle obfite i zbawienne. "Codziennie prawie przez piętnaście godzin
cierpliwie słuchał spowiadających się. Praca ta rozpoczynała się rychłym rankiem
a kończyła się późną nocą" (por. Arch. Secr. Vat. t. 227, str. 18). Gdy zaś,
złamanemu trudem, pięć dni przed śmiercią zabrakło sił, ostatni penitenci
przyszli do łoża, na którym konał. Oblicza się, że pod koniec jego życia
corocznie około osiemdziesiąt tysięcy ludzi przybywało, aby go widzieć (por.
tamże).
Trudno wyobrazić sobie przykrości, znoje i uciemiężenie fizyczne tego męża,
który zasiadał w konfesjonale z nieugiętą wytrwałością tym bardziej, że
wyczerpany był postami, umartwieniami, chorobami, czuwaniami, brakiem snu. Nade
wszystko zaś przytłaczał go ból duszy. Posłuchajcie jego skarg: "Tyle się
znieważa Boga, - mawiał - że niekiedy dochodzimy do wzywania o koniec świata!..
Trzeba przyjść do Ars, by pojąć ogrom grzechów i bodaj nieskończona ich
liczbę... Co należy uczynić, niestety nie wiemy, sądzimy, że nie pozostaje nic
innego, jeno płakać i wznosić modły ku Bogu". Zapomniał dodać ten Święty, że
część zadośćuczynienia za grzechy brał na siebie. Tym bowiem, którzy się go w
tej sprawie radzili, odpowiadał: "Tylko małą pokutę zadaję tym, którzy się
dobrze spowiadają; reszty sam za nich dokonuję" (Arch. Secr. Vat. t. 227, str.
1018).
Św. Jan M. Vianney "biednych grzeszników" - jak się wyrażał - zawsze miał
przed oczyma i w sercu, pełen ufności, że ujrzy ich nawróconych do Boga i
opłakujących swe grzechy. Ich nawrócenie było celem, dokoła którego krążyły
wszystkie jego troski i myśli, dla tego celu poświęcał cały czas i bodaj
wszystkie swe siły (por. tamże, t. 227, str. 18). Z doświadczenia i z
konfesjonału, w którym rozwiązywał więzy grzechowe, zrozumiał, jaka złość mieści
się w winach i jakie spustoszenie wyrządza grzech w duszach ludzkich. Zwykł był
to przedstawiać w odrażających kolorach: "Gdybyśmy, mając wiarę, całkowicie
zobaczyli duszę skalaną ciężkim grzechem, umarlibyśmy z przerażenia" (por.
tamże, t. 227, str. 290).
Lecz jego ból i siła wyrażeń nie uwydatniają się tyle w lęku przed karami
wiekuistymi, grożącymi duszom zatwardziałym w grzechach, jak raczej w żalu nad
zapoznaną lub znieważaną miłością Bożą. Zuchwałość występków i niewdzięczne
zlekceważenie Bożej dobroci wyciskały z jego oczu strumienie łez: "Przyjacielu
mój - mawiał - płaczę, ponieważ ty nie płaczesz." (por: tamże, t. 227, str.
999). A natomiast z jakąż troskliwą delikatnością wysilał się, by grzeszników
żałujących podźwignąć dobrą nadzieją! Żadnego nie szczędził trudu, by się im
wykazać szafarzem miłosierdzia Bożego, które - by użyć jego słów: "niby
przelewająca się rzeka porywało ze sobą wszystkie dusze" (tamże, t. 227, str.
978), i goreje większą miłością niż jest miłość matki "gdyż Bóg szybciej
przebacza, niż matka dziecko ratuje z ognia" (por. tamże, t. 3900, str.
1554).
Niechże więc kierownicy dusz, za przykładem Proboszcza z Ars, starają się
oddać chętnie i z powinnym przygotowaniem doktrynalnym, tak niezmiernie ważnemu
obowiązkowi, gdyż w gruncie rzeczy tu miłosierdzie Boże triumfuje nad złością
ludzką, i tu ludzie, obmyci z win, bywają pojednywani z Bogiem. Niechże też
pamiętają, że Poprzednik Nasz, śp. Pius XII, "Gravissimis verbis" potępił pogląd
tych, którzy małą wagę przypisują częstej spowiedzi św., gdy idzie o grzechy
powszednie. Tenże bowiem Papież orzekł: "Dla szybszego codziennego postępu na
drodze cnoty, jak najbardziej chcemy, aby zalecano pobożną praktykę częstej
spowiedzi św., wprowadzoną przez Kościół nie bez natchnienia Ducha Świętego"
(Enc. "Mystici Corporis"; AAS 1943, 235). Ufamy także, że kapłani wiernie
przestrzegać będą, między innymi - przepisów prawa kanonicznego (CIC can. 125 §
1), nakazujących pobożne przystępowanie do spowiedzi św. w regularnych
terminach, co tak bardzo konieczne jest dla osiągnięcia świętości. Nalegamy też,
by bardzo czczono i stosowano to, na co tenże Poprzednik Nasz w tym względzie
niejednokrotnie "dolenti anirno" nalegał (por. enc. "Mystici Corporis" 1. c.;
enc. "Mediator Dei" AAS 1947 585; Adhort. "Menti Nostrae"; AAS 1950, 674).
Zakończenie
Zbliżając się do końca encykliki Naszej pragniemy wam, Czcigodni Bracia,
wyrazić jak czule ufamy, że te uroczystości jubileuszowe, za łaską Bożą, silniej
podniecą pragnienie wszystkich kapłanów do pełnienia świętego posłannictwa z
większym żarem a nade wszystko "do pierwszego obowiązku, to jest do obowiązku
wysiłków około własnej świętości" (Adhort. Apost. "Menti Nostrae", 1. c.
677).
Gdy ze szczytów Papiestwa, na które wyniosły nas tajemnicze rządy Opatrzności
Bożej, wybiegamy myślą bądź ku nadziejom i oczekiwaniom dusz bądź ku tym okręgom
świata, do których nie dotarło jeszcze światło ewangelii, bądź ku niezliczonym
potrzebom ludu chrześcijańskiego, zawsze mamy przed oczyma obraz kapłana. Gdyby
nie było kapłana, lub gdyby zabrakło jego codziennej pracy, na cóż przydałyby
się wszelkie inicjatywy apostolskie, również te, które zdają się dziś
najbardziej potrzebne. Cóż zdołaliby uczynić nawet najszlachetniejsi apostołowie
z pośród laikatu? Wszystkich przeto kapłanów, których tak bardzo miłujemy i w
których Kościół taką pokłada nadzieję, ojcowskim sercem zaklinamy w imię Jezusa
Chrystusa, by z największą wiernością pełnili wszystko, czego żąda od nich
wielkość godności kapłańskiej. Niechaj wezwaniu Naszemu ciężar gatunkowy dodadzą
światłe słowa św. Piusa X: "Dla rozszerzenia na ziemi Królestwa Jezusa Chrystusa
nic nie jest bardziej konieczne, niż świętość kapłanów, by wiernym przewodzili
przykładem, słowem, nauką" (por. Epist. "La ristorazione", Acta Pii X, I, str.
287). Jest to zgodne ze słowami, które św. Jan M. Vianney wypowiedział wobec
swego Biskupa: "Jeżeli chcesz całą diecezje nawrócić do Boga, trzeba, aby
wszyscy proboszczowie stali się świętymi.
Wam zaś, Czcigodni Bracia, na których głównie spoczywa ważna troska o
świętość waszego duchowieństwa, polecamy gorąco tych tak bardzo ukochanych
synów, iżbyście wychodzili naprzeciw wielkim trudnościom, jakie niekiedy
przygniatają ich życie lub obowiązki. Czegóż to nie zdoła osiągnąć Biskup, który
kler, jego pieczy powierzony miłuje, któremu duchowieństwo jest oddane, który je
rzeczywiście zna, opieką troskliwą otacza, i który nim kieruje mężnym a
ojcowskim sercem? Jeśli spoczywa na was troska o całą diecezję, to szczególną
zupełnie pieczą powinniście otoczyć tych, którzy wyposażeni w święte kapłaństwo,
są wam pomocnikami najbliższymi i związanymi z wami węzłem tak świętym.
Z okazji tego wiekowego jubileuszu pragniemy ojcowsko upomnieć również
wszystkich wiernych, by się za kapłanów gorąco modlili i w ten sposób ze swej
strony przyczyniali się do wspierania ich świętości. Dziś ludzie o wyższej
pobożności pokładają w kapłanie wiele nadziei i dużo od niego oczekują. Ponieważ
bowiem wszędzie panuje żądza pieniądza, pożądanie zmysłowe i przesadne
zatapianie się w technice, pragną oni widzieć w kapłanie męża, który w imieniu
Boga przemawia, który ożywiony jest mocną wiarą, i który, jakby o sobie samym
zapomniawszy, goreje żarem miłości. Niechaj przeto wszyscy pamiętają, że wielce
mogą się przyczynić do osiągnięcia przez kapłanów tak wspaniałej mety, jeżeli
będą godność kapłańską otaczali należną czcią, jeśli będą okazywali właściwe
zrozumienie dla pasterskich obowiązków i trudności kapłanów i jeśli wspierać ich
będą czynniejszą współpracą.
Nie możemy pominąć tej sposobności, by ojcowskim sercem nie zwrócić się
osobno do młodzieży. Obejmujemy ją szczególnie czułą miłością a Kościół pokłada
w niej nadzieje przyszłości. Żniwo bowiem wprawdzie obfite, lecz pracowników
mało (por. Mt 9,37). W iluż krajach apostołowie Ewangelicznej prawdy, sterani
pracą, tęsknie czekają na młodzież, jako na swoich następców! Nie brak narodów,
które mizernie upadają bardziej z głodu pokarmu niebiańskiego niż z braku
pokarmu ziemskiego. Któż zgotuje im niebiańską ucztę życia i prawdy? Ufamy
mocno, że młodzież naszych dni, nie mniej niż za dawnych czasów szlachetnie
odpowie na zaproszenie Boskiego Mistrza, dla sprawy tak koniecznej.
Wszelako nawet w takich najcięższych trudnościach, kapłani z prawdziwego
zdarzenia, gorejący miłością religii, przeżywają nadmiar szczęścia z świadomości
swego posłannictwa. Wiedzą przecież, że powołani są przez Boskiego Zbawiciela
jako pomoc dla sprawy najświętszej, mianowicie dla odkupienia dusz ludzkich i
dla wzrostu Mistycznego Ciała Chrystusowego.
Rodziny chrześcijańskie niech więc rozważą, jak wspaniałe spełniają zadanie,
dając Kościołowi kapłanów. Niechaj przeto radosnym nad wyraz i wdzięcznym sercem
ofiarują swe dzieci Bogu na służbę.
Nie zamierzamy tego wezwania obszerniej rozwijać, ponieważ sprawa ta i wam,
Czcigodni Bracia, mocno leży na sercu. Jesteśmy pewni że troskę Naszą i całą
siłę przekonania, z jaką chcemy ją wyrazić, rozumiecie i podzielacie. Tymczasem
więc pośrednictwu św. Jana Vianney polecamy ważną tą sprawę, z którą najściślej
związane jest zbawienie niezliczonej rzeszy ludzkiej.
Zwracamy też oczy nasze ku Bogurodzicy Niepokalanej. Krótko przed
zakończeniem przez św. Proboszcza z Ars pełnego niebiańskich zasług życia, w
innej okolicy Francji ukazała się Ona niewinnej i pokornej dziewczynce, by przez
nią macierzyńskim upomnieniem wezwać ludzkość do modlitwy i chrześcijańskiej
pokuty; a dostojny Jej głos, do dziś poruszający dusze mimo upływu wieku,
dźwięczy długo i szeroko jakby w nieskończoność. W rzeczy samej czyny i słowa
kapłana, wyniesionego do czci Świętych, którego setną rocznicę obchodzimy, jakby
jakimś uprzedzającym niebiańskim światłem oświetliły nadprzyrodzone prawdy,
które objawione zostały w grocie w Lourdes niewinnej dzieweczce. On sam żywił
wielkie nabożeństwo do Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Dziewicy, w r. 1836
poświęcił kościół parafialny Maryi Niepokalanie Poczętej, a w r. 1854 uczuciami
najgłębszej czci i radości witał dogmat katolicki, który tę prawdę nieomylnym
orzeczeniem zdefiniował (por. Arch. Secr. Vat. t. 227, str. 90).
Z wdzięcznością przeto dla Boga łączymy te dwie wiekowe rocznice Lourdes i
Ars, opatrznościowo następujące jedna po drugiej, ku chwale bardzo Nam drogiego
Narodu, cieszącego się posiadaniem tych świętych miejsc.
Pomni tylu doznanych dobrodziejstw i w nadziei dalszych łask dla Nas i dla
całego Kościoła, powtarzamy za św. Proboszczem z Ars ulubioną jego modlitwę:
"Błogosławione, święte i niepokalane Poczęcie Najświętszej Dziewicy Maryi, Bożej
Rodzicielki, wszystkie narody niech uwielbiają, wszystkie ziemie niech wzywają i
głoszą Niepokalane Twe Serce!" (por. tamże t. 227, str. 1021).
Z żywą nadzieją, że obchód stuletniej rocznicy św. M. Vianney na całym
świecie spotęguje religijną gorliwość tak kapłanów, jak i tych których
natchnienie Boże woła ku przyjęciu kapłaństwa, oraz że pobudzi wszystkich
wiernych chrześcijan do czynniejszego współdziałania w troskach życia i pracy
kapłanów, całym sercem udzielamy wszystkim a zwłaszcza wam, Czcigodni Bracia, na
zadatek łask niebiańskich i w dowód Naszej życzliwości, apostolskiego
błogosławieństwa.
W Rzymie, u św. Piotra, dnia 1 sierpnia 1959 r., Pontyfikatu Naszego
pierwszego.
JAN PP. XXIII
Źródło: Wiadomości Archidiecezji Warszawskiej, Rok 5 - 6(1960), ss. 271 - 295.
|