"Literat i zbój" - bajka Iwana Kryłowa |
|
KS. IGNACY KŁOPOTOWSKI „Polak-Katolik”, nr 123
(1907)
Nie ja pierwszy surowo złą prasę sądzę i nie pierwszy pociągam ją do
odpowiedzialności za czyny ludzkie. Właśnie przypomniała mi się bajka o piekle
znakomitego rosyjskiego bajkopisarza Iwana Kryłowa.
Trzeba najpierw przypomnieć, że nawet poganie wierzyli w piekło. Mówili, że
gospodarują w nim trzy wiedźmy, trzymające w rękach straszne bicze, a w
rozczochranych swoich czuprynach zamiast włosów mają wijące się węże.
Bajkopisarz Kryłow oparł się na tych opowieściach i niezmiernie mądrą podał
naukę.
O jednej i tej samej godzinie – opowiada bajkopisarz – umarło dwóch ludzi.
Umarł zbój, który rabował i mordował, aż wreszcie po schwytaniu został skazany
na szubienicę. I umarł pisarz, głośny z bluźnierczych i niemoralnych utworów, w
których szkalował świętą wiarę, podniecał do rozpusty, szerzył nienawiść między
ludźmi. Jad swoich utworów umiał ubierać w szumne i piękne frazesy, czym
wyrządzał wiele złego, bo książki jego ludzie rozchwytywali, czytali i wierzyli,
mówiąc: „To musi być prawda, skoro drukowane i tak ładnie napisane”. Nad jednym
i drugim, to jest nad zbójem i pisarzem, odbył się sąd. Obaj dostali się do
piekła. Tam, na dwóch ogromnych łańcuchach zawieszone zostały dwa olbrzymie
kotły i pod nimi rozniecono ogień. Obu skazańców wrzucono do rozpalonej smoły.
Pod kotłem zbója jędze piekielne tak strasznie paliły, że od gorąca trzeszczały
mury piekielne, a tymczasem pod kotłem pisarza ogień był tak mały, że męka jego
była o wiele mniejsza.
Wkrótce jednak nastała dziwna zamiana: ogień pod kotłem zbója malał, a pod
kotłem pisarza rósł coraz silniejszy. Minęły wieki. Pod zbójem ogień zaledwie
się tlił, a pisarzowi dopiekał z każdą chwilą coraz dotkliwiej, tak że w końcu
począł on wyrzekać, że się mu krzywda dzieje – bo więcej cierpi, niż na to
zasłużył.
– Pisałem – wołał oburzony – co prawda, trochę za swobodnie i niezgodnie z
prawdą, czym zyskałem sobie u ludzi sławę, ale ostatecznie nie mogę być więcej
winnym od zbója, który tyle morderstw ma na swoim sumieniu. – Lecz zaledwie
skończył swe wyrzekanie, ujrzał przed sobą jędzę piekielną.
– A nędzniku! – zawołała jędza. – Ty narzekasz na Opatrzność? Ty śmiesz się
stawiać na równi z tym zbójem? Wiedz, że zbrodnie jego są niczym w porównaniu z
tym, coś ty narobił swoimi utworami. On kradł i mordował. To prawda, ale on
szkodził swymi zbrodniami tak długo, jak długo żył na świecie. A ty? Twoje kości
już się dawno w proch rozsypały, a pomimo to do dziś nie ma chwili, żeby się coś
złego nie stało, co początek swój bierze od ciebie. Jad twoich książek nie tylko
z czasem nie osłabł, ale z biegiem wieków stał się coraz szkodliwszy. Twe słowa
zaczęli podchwytywać inni i nieśli dalej, aż patrz, co się stało. Tu pokazała mu
cały świat.
– Czy widzisz – rzekła mu jędza – tam, tych młodzieńców, co są dla rodziny
hańbą, a dla siebie ciężarem? Kto zatruł umysły ich i serca, czy się domyślasz?
Nie kto inny, tylko ty. Przecież ty drwiłeś z nabożeństw, z władzy, ze
starszych, szkalowałeś wszystkich, hańbiłeś wszystkich i z błotem ich mieszałeś.
Ty wynosiłeś pod niebiosa niewiarę. Ty twierdziłeś, że tego wymaga nauka, rozum.
Ty tłumaczyłeś i uniewinniałeś gwałty, rozpustę i wszelki występek. Patrz tam!
Oto lud, przesiąkły twymi zasadami, krew przelewa w bratobójczej walce! Patrz,
oto ten naród pędzi do swojej zguby, a zawdzięcza to tylko tobie. I ty śmiesz
szemrać, żeś nie zasłużył na taką karę, jaką ponosisz? A przy tym pamiętaj, że
to, co ci pokazałam teraz, to twoje dzieło obecnie i że na tym nie koniec. Ileż
to jeszcze dzięki tobie stanie się złego na ziemi! Cierp więc, nędzniku! Kara
twoja wymierzona sprawiedliwie.
To rzekłszy, jędza zamilkła, a ogień, wzrastając, gorzał coraz więcej i
coraz więcej, bez przerwy, bez końca. Powiedzcie sami, czy ta bajka
Kryłowa przedziwnie nie nadaje się do naszych czasów!?
Źródło: Różaniec, 05-207, Wydawnictwo Sióstr
Loretanek
|