Jeden Kościół i dwie Msze? - rozmowa z o. Pawłem Krupą OP, Trydent czy
Watykan - porównanie Mszy św., Ani Trydent ani Watykan? - rozmowa z o. Tomaszem
Kwietniem OP, Bractwo walecznie usposobione (o FSSPX) - Jarosław Dudycz,
Liturgia jest dramatem - Tomasz Grabowski OP, Dlaczego chodzę na Mszę trydencką?
- Witold Dziedzic (NRL)
Poniżej fragment rozmowy z o. Tomaszem Kwietniem OP, dominikaninem i
liturgistą
Papież uważa, że nie. W liście do biskupów, dołączonym do motu proprio
Summorum pontificum, wyraźnie zaznacza, że w jednym rycie rzymskim istnieją dwie
formy sprawowania liturgii, innymi słowy: istnieje forma zwyczajna sprawowania
Mszy (posoborowa, „watykańska") i nadzwyczajna (przedsoborowa, „trydencka"). Za
tą argumentacją przemawia łacińskość tej liturgii, ta sama euchologia, czyli
modlitwy liturgiczne, oraz możliwość wymiany tekstów (w rycie trydenckim można
używać- liczniejszych niż w mszale Piusa V - prefacji z mszału Pawła VI).
wzajemna wymienność wskazywałaby na to, że to jeden ryt o dwóch formach wyrazu,
ale wszystko zależy od tego, na co położymy nacisk, definiując ryt. Jeśli
weźmiemy pod uwagę sam ceremoniał, różnice będą bardzo widoczne.
Wierni i duszpasterze traktują te dwie formy jako dwa różne ryty.
Zauważają bowiem nie tyle te same modlitwy, co ciszę w trakcie odmawiania
Kanonu, łacinę, odwróconego „plecami do ludzi" księdza, specyficzne szaty
liturgiczne... Oczywiście również w rycie watykańskim mogę odprawiać liturgię w
sposób orientowany (tak celebruje się Mszę chociażby przy ołtarzu Matki Boskiej
Częstochowskiej na Jasnej Górze). Mogę też odprawić Mszę watykańską po łacinie i
w starych szatach liturgicznych. W czasie liturgii Pawła VI muszę jednak odmówić
głośno Kanon - na całe szczęście. Ale nawet jeśli odprawiając Eucharystię w
formie zwyczajnej skorzystam z tych wszystkich tradycyjnych możliwości, to
różnice między obiema Mszami wciąż będą łatwo zauważalne.
Czy
ryt trydencki jest zatem czymś podobnym np. do rytu zairskiego? Pełni podobną
rolę?Na pewno nie. Ryt zairski to bardzo interesujące zagadnienie.
Mszał zairski zatytułowany jest: „Mszał rzymski dla diecezji Zairu". Ale co w
nim jest z mszału rzymskiego? Niewiele. Różni je od siebie euchologia, teksty,
rytuał, strój - niemal wszystko to, co rzuca się w oczy od razu.
Skąd zatem nazwa „mszał rzymski"?Jak twierdzi jeden
z profesorów rzymskiego Instytutu Liturgicznego, specjalista od inkulturacji, to
efekt kurialnej mentalności, troski o to, by nie tworzyć nowych rytów wewnątrz
jednego rzymskiego Kościoła. W historii chrześcijaństwa inkulturacja powodowała
powstawanie Kościołów sui iuris (łac. „na swoim prawie"). Kościoły wschodnie
inkulturowały się, zachowując osobną liturgię, a nawet strukturę hierarchiczną.
W przypadku Zairu (i nie tylko, ten mszał przyjął się szerzej w Afryce) mamy z
jednej strony rzymską strukturę hierarchiczną, a z drugiej świadomość, że forma
wyrazu wiary, jaką jest liturgia, musi się zmieniać w zależności od kultury i
miejsca, inaczej wiary tej nie będzie wyrażać. Z jednej strony czynnik
kanoniczny, a z drugiej „ludzko-teologiczny". To połączenie spowodowało
powstanie takiej ciekawostki jak „Mszał rzymski dla diecezji Zairu". Trzeba
pamiętać, że w każdym kraju mszał ma podobnie sformułowany tytuł. W Polsce
istnieje „Mszał rzymski dla diecezji polskich", w Anglii „dla diecezji
angielskich", w Niemczech „dla niemieckich" itd. Problem w tym, że „Mszał
rzymski dla diecezji angielskich", „włoskich" czy „polskich" to tłumaczenia tego
samego łacińskiego tekstu, w przypadku Zairu o takim tłumaczeniu nie mogło być
mowy. To zupełnie inny tekst i rytuał. Rzymskie modlitwy i wezwania są krótkie,
tymczasem w Afryce krótko mówi się chyba tylko wtedy, gdy chce się kogoś
obrazić. Do Boga trzeba mówić długo i kwieciście. Jeśli zatem chcemy
przetłumaczyć prostą kolektę rzymską na język tego ludu - w sensie mentalnym i
emocjonalnym - to należy ją tak „rozwarstwić", aby wydobyć z niej wszystkie
niuanse, a potem podać w pięknej ozdobnej formie. Afrykańska oracja jest długa
na pół strony, w liturgii rzymskiej ma długość jednego zdania. Czy to zatem
nadal mszał rzymski? Moim zdaniem nie. Nie spełnia bowiem jego podstawowego
warunku, jakim jest zwięzłość - mówię w tym momencie jako liturgista, a nie jako
kanonista. Zwięzłość, precyzja wyrażania to jest jedna z charakterystycznych
cech tego, co nazywa się geniuszem rzymskiej liturgii. W mszale zairskim nie ma
zwięzłości i nie może jej być. Samo ofiarowanie darów trwa długo, jest
rozbudowane, ma własne, inne modlitwy. Ryt pokuty i znak pokoju są po liturgii
słowa a przed modlitwą eucharystyczną, całkiem inaczej niż w klasycznym rycie
rzymskim. Podobnie jest z gestem. W Zairze taniec jest bardzo ważnym elementem
liturgicznym, a ryt rzymski nie zna właściwie żadnych form tanecznych poza
procesją, która zresztą pochodzi z Francji, z tradycji gallikańskiej. Tradycyjna
rzymska liturgia to przeniesiony do kościoła rytuał świeckiej bazyliki
cesarskiej. Bazylika (gr. basilikos oikos, dom królewski) to sala audiencyjna, w
której ktoś przewodniczy zgromadzeniu z wysokości tronu i wygłasza mowy. W
sferze gestu dzieje się bardzo niewiele, wszyscy stoją i słuchają. Najstarszy
opis rytuału klasycznej Mszy rzymskiej, pochodzący z VII w. tzw. Ordo Romanus
primus, pokazuje bardzo statyczną liturgię. Dopiero z czasem pojawiły się
zapożyczenia ze wspomnianej liturgii gallikańskiej, a także z Hiszpanii. Z tych
różnych elementów w XIII w. powstał swoisty amalgamat, mszał kurii rzymskiej, na
podstawie którego przeprowadzono później reformę trydencką, ujednolicającą pewne
zwyczaje.
A mówi się przecież, że „Msza trydencka jest
odwieczna".To nieprawda. Nie ma czegoś takiego jak „odwieczna
Msza". W sensie ścisłym oznaczałoby to, że w ten sposób Mszę sprawowali
Apostołowie, a to nieprawda. Niewiele wiemy w historii liturgii na pewno, ale to
akurat wiemy. Oczywiście obrońcy tytułu „Msza wszech czasów" nie będą mówili, że
tak zawsze odprawiano Mszę, ale że przechowuje ona wszystkie najbardziej
tradycyjne i najważniejsze jej treści. To jednak też nieprawda. Jedne
przechowuje, jak np. wymiar ofiary przebłagalnej, ale innych już nie.
Jakich nie przechowuje?Wymiaru uczty albo ofiary
dziękczynnej (hebr. zebah todah), a jest to według najnowszych badań podstawowa
postać liturgii eucharystycznej. Człowiek, który doświadczył niebezpieczeństwa
śmierci, ale jej uniknął, szedł do Świątyni i składał w ofierze przeznaczone do
tego zwierzę. Następnie spożywał je podczas biesiady z przyjaciółmi czy
krewnymi. W czasie uczty, dziękując za uratowanie życia, wygłaszał
błogosławieństwo Boga. Istotną rolę w tym rytuale odgrywały również dwa inne
elementy: użycie chleba kwaszonego - a nie przaśnego, jak w większości ofiar
żydowskich, np. paschalnej - i wina, nazywanego „kielichem błogosławieństwa". To
właśnie pierwotna postać, pierwowzór chrześcijańskiej Eucharystii - nie sama
ofiara ani nie sama uczta, ale zebranie tych elementów w jedną formę.
Zwolennikiem tej teorii był m.in. kard. Joseph Ratzinger.
Eucharystia
rozumiana w kontekście todah ukazuje nam Chrystusa wyzwolonego od śmierci; nie
przez jej uniknięcie, ale przez zmartwychwstanie. Ojciec wybawił Syna od śmierci
nie dlatego że nie pozwolił Mu umrzeć, ale dlatego, że Go wskrzesił do nowego
życia w nieśmiertelności. Syn zatem gromadzi swoich przyjaciół i rodzinę, czyli
Kościół, na todah - ofierze dziękczynienia. W czasie jej trwania ma miejsce
błogosławieństwo Boga za zmartwychwstanie i dokonuje się ofiara z Baranka
Bożego, zabitego za nasze grzechy, używa się chleba i wina. Do VI . wszędzie, a
do IX . na Zachodzie podczas Eucharystii, tak jak w todah, używano chleba
kwaszonego, a nie przaśnego. Na Wschodzie zwyczaj ten przetrwał do dzisiaj. W
Mszy trydenckiej wymiar ofiary dziękczynnej jest mało widoczny. Akcentuje się w
niej aspekt hierarchiczny i ofiarny. Oczywiście nie należy ich negować, ale
trzeba pamiętać także o innych wymiarach.
Tradycjonaliści
powiedzą z kolei, że w Mszy Pawła VI wymiaru ofiary...Ani jedna,
ani druga Msza nie wyczerpuje wszystkich wymiarów. W Mszy watykańskiej nie
zapomniano jednak o pojęciu ofiary. Ona jest obecna w każdym tekście modlitwy
eucharystycznej. Problem w tym, jak rozumiemy ofiarę eucharystyczną, czym ona
dla nas jest. Pełnym dostojeństwa i tajemniczości rytuałem? Na tym poziomie ta
Msza rzeczywiście nie spełnia wymagań ofiary. Ofiara jest darem z czegoś, z
Kogoś. W Mszy jest to ofiara Chrystusa, uobecniona sakramentalnie w liturgii, i
jest ona obecna zarówno we Mszy watykańskiej, jak i trydenckiej. Może być
składana w bardzo różny sposób i niekoniecznie musi być rytuałem pełnym
tajemniczości. To nie jest wyznacznik jakości ofiary i kultu, patrząc z
perspektywy biblijnej. Stary Testament znał różne formy kultu i ofiary, znał
kult świątynny, ale znał też kult synagogalny, który polegał przede wszystkim na
modlitwie uwielbienia i czytaniu Słowa. Znał też kult domowy, polegający na
wspólnym religijnym posiłku (szabas czy Pascha), czy w końcu kult, o który cały
czas chodziło prorokom - kult serca. To też jest ofiara, tyle że duchowa,
człowieka, który oddaje się całkowicie Bogu.
Łacińska sentencja
lex orandi- lex credendi mówi: jaka modlitwa, taka wiara. Czy można powiedzieć,
że za rytami trydenckim i watykańskim idą dwie różne
teologie?Myślę, że mamy tu raczej do czynienia z dwoma duchowymi i
intelektualnymi postawami wobec wiary. Pierwsza, związana z liturgią trydencką,
wyraża się w przekonaniu, że wszystko jest jasne i wszystko zostało już
rozstrzygnięte raz na zawsze. Druga, związana z liturgią watykańską, to postawa
osoby, która ciągle zmaga się z wiarą, poszukuje odpowiedzi.
Zauważyłem
już dość dawno temu, że wśród zwolenników liturgii trydenckiej dominują
prawnicy, inżynierowie i historycy. Co łączy tych ludzi?
Zarówno
prawnik, jak i inżynier potrzebują klarownych pojęć, jasnych kryteriów: tu jest
tak, a tu tak, to można, a tego już nie. Jeśli chodzi o historyków, ważną rolę
odegrać może zamiłowanie do przeszłości. Natomiast większość humanistów,
filozofów, poetów albo nie będzie się angażować w ten spór, albo będzie miało
pewien dystans do starego rytu, ponieważ zdaje sobie sprawę, że rzeczywistość
jest dużo bardziej zniuansowana. Niektórzy artyści też mogą ulec fascynacji
rytem trydenckim, gdyż watykański, w jego realizacji, a nie - co ważne - w
założeniu, jest dość często byle jaki.
Na szczęście nie
wszędzie.Dlatego jeśli porównujemy ze sobą te dwie formy rytualne,
musimy robić to uczciwie, tzn. albo na poziomie przepisów i rubryk, albo na
poziomie realizacji rytu w praktyce Kościoła.
W Polsce wspólnot
tradycjonalistycznych jest bardzo mało, a co za tym idzie - są bardzo dobrze
zorganizowane, liturgia jest w nich sprawowana z wielką dbałością. Jeśli
chcielibyśmy porównywać, jak realizowane są obie formy rytualne, to powinniśmy
zestawić ze sobą miejsca o podobnym zaangażowaniu liturgicznym. Takie porównanie
będzie uczciwe. Najczęściej jednak porównuje się własną wzorcową wspólnotę z
taką, w której pojawia się wiele zaniedbań.
Tradycjonaliści
często ukazują Mszę Pawła VI coś niezwykle podatnego na
nadużycia.Zapominają przy tym, że nadużycia były także obecne w
starej Mszy. Nie były jednak tak widoczne. Można było nie dostrzec bylejakości
księdza, bo mówił po łacinie i przeważnie po cichu. Teraz, jeśli ksiądz robi
głupstwa, widzi to cały kościół.
Wcześniej, jeśli coś mamrotał i
niechlujnie odmawiał Kanon rzymski, robiąc przy tym bezładne krzyżyki nad
kielichem i pateną, to nikt tego nie spostrzegł, nawet ministrant, który stał za
jego plecami. Ksiądz przed soborem nie odprawiał Mszy lepiej. Odprawiał ją tak
jak dziś - jeden starannie, inny niechlujnie.
Myślę, że powinniśmy
dokonać tu pewnego uściślenia. Mówię: „po soborze", nowa liturgia nie jest
jednak dziełem ostatniego soboru, ale komisji, która powstała i działała po jego
zakończeniu. To jest największa wada tej liturgii. Ryt watykański nie został
stworzony przez żywy Kościół, ale przez ekspertów, jest zatem w dużej mierze
teoretycznym projektem, który życie dosyć brutalnie zweryfikowało.
źródło:
Miesięcznik
Katolicki LIST