z Polski
2011-11-18
Studiują dokumenty Kościoła, uczą się łaciny, po wiejskich
parafiach poszukują ornatów i feretronów. Wszystko po to, żeby lepiej poznać
„Mszę wszechczasów”. Raz w miesiącu malutki kościółek pw. św. Józefa Oblubieńca
jest jak wehikuł czasu. Pełne skupienia milczenie, dym kadzidła i mruczący
cichutko po łacinie ministranci.
Nie w poszukiwaniu dziwności
W pierwszą niedzielę miesiąca spotyka się tu stała grupa około
40 osób. Inni przychodzą z ciekawości, poszukując sensacji albo „dziwności”. Ci
pojawiają się i znikają. Ale dla większości zwolenników nadzwyczajnej formy rytu
to cały styl życia, widzenie świata. Dla Rafała Semołonika pierwsza Msza św.
odprawiana w nadzwyczajnej formie rytu była jak objawienie. Chłonął ją całym
sobą, przez skórę. – Nie zrozumiałem oczywiście ani słowa. I paradoksalnie
dopiero do mnie dotarło, czym jest dokonująca się podczas Eucharystii ofiara
Chrystusa. Niepojęta tajemnica. Nie widziałem przecież nic poza plecami księdza.
I kiedy w końcu kapłan podniósł do góry Ciało Pańskie zrozumiałem, że właśnie
się dokonała przemiana – wspomina, nie ukrywając entuzjazmu.
Z pierwszego zachwytu zrodziła się chęć zrozumienia i pasja. –
Powoli zacząłem szukać, pytać, poznawać. Są też w całej diecezji ludzie chętni,
pomyśleliśmy zatem, że nie bezzasadne jest stworzenie warsztatów, które
umożliwią dobre zrozumienie Mszy przedsoborowej, przygotują do śpiewu
liturgicznego, wyszkolą służbę liturgiczną. Zależy nam też na zainteresowaniu
nadzwyczajną formą rytu księży. Ksiądz dr hab. Janusz Bujak przyklasnął naszemu
pomysłowi i obiecał pomoc. Znalazło się też życzliwe, dobre miejsce u ks. Romana
Gałki, proboszcza w Śmiechowie – opowiada o pomyśle zorganizowania pierwszych w
diecezji warsztatów i rekolekcji.
– „Przodem do Boga”, a nie „tyłem do wiernych” – wyjaśnia o.
Krzysztof Szachta, franciszkanin z Darłowa, który sprawuje Mszę trydencką dla
tradycjonalistów w diecezji. – Wierzę głęboko, że Bóg jest obecny i w swoim
ludzie. Jednak czasami mnie, jako kapłanowi i człowiekowi, łatwiej się skupić na
tym, co sprawuję, kiedy patrzę tylko na Niego. Chorał gregoriański, który sam
nastraja i porywa, znaki, za którymi stoją całe wieki Kościoła, mocno
wyeksponowana cisza. W liturgii posoborowej potrzeba większego skupienia,
wyrobienia, zaangażowania. To trudniejsze – mówi paradoksalnie młody kapłan. –
Trudno się nie zgodzić z tym, że można pięknie odprawić liturgię posoborową i
byle jak tę przedsoborową. Ale nadzwyczajna forma rytu wydaje mi się być
łatwiejsza do wejścia w sferę sacrum – dodaje z namysłem.
W śmiechowskich rekolekcjach uczestniczyło około 20 osób.
Głównie młodych, którzy przyjechali całymi rodzinami. Podczas warsztatów uczyli
się śpiewu liturgicznego, słuchali konferencji, a służba liturgiczna ćwiczyła
pod okiem o. Krzysztofa. Do uczestniczenia w każdej liturgii trzeba się dobrze
przygotować, ale przedsoborowa forma rytu wymaga wiedzy, zrozumienia każdej z
części Mszy, każdego najmniejszego gestu. – Dzięki liturgii przedsoborowej
zacząłem lepiej rozumieć tę posoborową. I głębiej, intensywniej, z większym
namaszczeniem ją przeżywać. Zmieniła się też moja postawa. Msza trydencka
pozwoliła mi na odkrycie pewnych rzeczy. I nadal je odkrywam – mówi Rafał,
współorganizator warsztatów.
Zwolennicy tradycji nie „okopują się” na swoich pozycjach, nie
budują barykad. Choć nie ukrywają, że posoborowa dowolność im przeszkadza. – W
Mszale Jana XXIII nie ma miejsca na „wstawki własne” księdza, tworzenie
lokalnych zwyczajów, np. kiedy klęknąć, kiedy wstać, a to nierzadko ma miejsce w
naszych kościołach, powodowane inwencją twórczą duszpasterzy czy samych wiernych
– mówi Rafał. Pomaga też brak kontaktu wzrokowego z kapłanem. – Nie on skupia na
sobie moją uwagę. A to, niestety, bywa grzechem niektórych naszych księży, że
przed ołtarzem to oni muszą skupić na sobie całą uwagę, to oni są tu
najważniejsi i błyszczą na różne sposoby, na przykład rzucając jakiś żarcik czy
anegdotkę – dodaje.
(...)
Pod opieką św. Józefa
W Koszalinie Msze św. w nadzwyczajnej formie rytu odprawiane są
od 3,5 roku. Środowisko tradycjonalistów zaczęło organizować się dużo wcześniej.
Papieski indult z 2007 r. zezwalający na odprawianie liturgii przedpoborowej
każdemu kapłanowi bez zgody ordynariusza otworzył im drzwi do swobodnego udziału
we „Mszy wszechczasów”. Mówią o sobie, że nie są radykalistami. – Dla
najbardziej radykalnego odłamu sedewakantystów ostatnim papieżem był Pius XII.
To, co po nim, jest nieważne. W środku jest Bractwo Piusa X, które niby uznaje
zwierzchność papieża, ale głosi swoje poglądy. A my „indultyści” w sprawy
doktrynalne się nie mieszamy, jesteśmy odłamem niewalczącym, „bezzębnym” i
rozbrojonym – mówi o koszalińskim środowisku Darek Lebiedowicz. Cieszy się z
otwartości bp. Edwarda Dajczaka i jego przychylności dla zwolenników tradycji,
która pozwoliła im m.in. na korzystanie z diecezjalnego serwera internetowego,
gdzie mają swoją podstronę http://www.tradycja.koszalin.opoka.org.pl/.
Jak mówią, są pod szczególną opieką św. Józefa. – Zgodę na
odprawianie Mszy św. otrzymaliśmy 9 kwietnia 2008 r. W starym kalendarzu to
święto podwójnej pierwszej klasy św. Józefa Opiekuna Kościoła Świętego. Zostało
zniesione 49 lat temu, więc niewiele osób wie, kiedy przypada, ale dla nas to
był piękny znak. Pierwszy rok sprawowanie Mszy spoczywało na barkach ks. Józefa
Potyrały, który dzielnie, mimo zaawansowanego wieku, dojeżdżał do nas do
Koszalina. No i do sprawowania liturgii otrzymaliśmy kościół pw. św. Józefa –
opowiada Darek Lebiedowicz. Do poznania piękna liturgii przedsoborowej chcieliby
zachęcić jak najwięcej osób, przekonując, że nie stoją po drugiej stronie
barykady. – Jestem zwolennikiem i miłośnikiem nadzwyczajnej formy rytu, ale to
nie znaczy, że przekreślam piękno liturgii posoborowej, którą przecież na co
dzień sprawuję. Jeden Chrystus, jedna Eucharystia, choć różne sposoby
przeżywania. Przecież oprócz rytu rzymskiego z jego dwiema formami, są w
Kościele obecne inne ryty, nie mniej godne, nie mniej skuteczne. Nie można
jednak sprowadzać wszystkiego do jednej czy drugiej opcji. To byłoby
nieporozumienie i całkowite niezrozumienie i liturgii, i Kościoła – przekonuje
o. Krzysztof Szachta.
Karolina Pawłowska; GN 44/2011 Koszalin
Pełny tekst na portalu Wiara.pl
|