06. maja A.D. 2024 Sanctus, Sanctus, Sanctus Dominus Deus Sabaoth. Pleni sunt caeli et terra gloria Tua.
Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów. Cała ziemia pełna jest Jego chwały. (Iz 6,3)     


   Chcę otrzymywać ciekawe
   wiadomości na e-mail:

    



Msza trydencka dla każdego

2007-07-09

Rzeczpospolita, 09.07.2007
 
Dziennikarze zarzucają liturgistów pytaniami o specyfikę Mszy trydenckiej. W rzymskich antykwariatach wzrosły ceny mszałów z 1962 roku (ostatnie wydanie przed reformami soborowymi), włoskie wydawnictwa zapowiadają zaś ich ponowne wydanie. A wszystko dlatego, że od mniej więcej dwóch lat, czyli od momentu, gdy papieżem został kard. Joseph Ratzinger, coraz częściej mówi się o „uwolnieniu liturgii trydenckiej”, czyli dopuszczeniu, by mógł ją sprawować każdy ksiądz w każdej parafii. Decyzję tę ogłosić miał Benedykt XVI w Wielki Czwartek tego roku. Wtedy jeszcze nadzieje tradycjonalistów zostały zawiedzione. Dopiero w ostatnią sobotę Watykan ogłosił treść papieskiego dokumentu motu proprio „Summorum pontificum” dopuszczającego niemal całkowicie swobodne odprawianie starej mszy świętej.

Najpoważniejszym powodem, dla którego decyzja o swobodnym odprawianiu Mszy trydenckiej się odwlekała, był potężny sprzeciw sporej części zachodnich episkopatów. Kardynał Karl Lehmann wprost ostrzegał, że równouprawnienie Mszy trydenckiej może doprowadzić do schizmy. Podobne opinie słychać także wśród biskupów francuskich. Biskup Claude Dagens uważa, że birytualizm (czyli używanie dwóch rytów) zagraża nie tylko jedności, ale także wiarygodności Kościoła. Arcybiskup Tuluzy Robert Le Gall zaś podkreśla, że wprowadzenie „starej liturgii” może doprowadzić do konfliktów wśród tych, którzy z poświęceniem angażują się w życie liturgiczne Kościoła.
 
Ciasteczka w roli hostii
 
Jednak w zdecydowanej większości diecezji, które sprzeciwiały się powrotowi Mszy trydenckiej, tej jedności i tak brakuje. Na fali reform soborowych bowiem w wielu z parafii porzucono nawet nowy mszał, a w jego miejsce wprowadzono radosną twórczość duchownych i świeckich liderów. W ubiegłym tygodniu trzeba było aż wyraźnego nakazu z Watykanu, by w jednej z madryckich parafii zakazać sprawowania Mszy Świętej słodkimi ciasteczkami, a we francuskich świątyniach zamiast Ewangelii zdarza się słyszeć odczytywanego „Małego księcia”.

Prawdziwe przyczyny radykalnego sprzeciwu pewnej części hierarchów tkwią więc głębiej. Trafnie wydaje się je podsumowywać obecny papież Benedykt XVI. W „Przedmowie” do swojej książki „Nowa pieśń dla Pana” ówczesny kard. Ratzinger wprost stwierdza: „W liturgii chodzi o nasze pojmowanie Boga i świata, o nasz stosunek do Chrystusa, do Kościoła i do nas samych. W obcowaniu z liturgią rozstrzygają się losy wiary i Kościoła”. O wiele krócej tę prawdę uchwytuje stara łacińska maksyma „Lex orandi, lex credendi” (prawo modlitwy jest prawem wiary).
 
1500 lat tradycji
 
Na czym zatem polega istotna różnica między liturgią trydencką a nowym rytem Pawła VI? Odpowiedzi szukać trzeba w historii chrześcijańskich rytów modlitewnych. Wyłoniły się one z nabożeństw i modlitw żydowskich. Nikt ich nigdy nie „konstruował”, ale tworzyły się one spontanicznie poprzez wspólnotowe odczytywanie dziedzictwa judaistycznego w świetle Ewangelii. Stopniowo do modlitw liturgicznych dołączano relację o ustanowieniu Eucharystii, śpiew „Sanctus” czy czytania, ale wszystko to nadal opierało się na schemacie liturgii synagogalnej.

Od początku liturgie chrześcijańskie przyjmowały zresztą różne formy, w zależności od kultury, w jakiej były sprawowane. Nieco inna liturgia sprawowana była zatem w Syrii, inna w Egipcie, a jeszcze inna w Rzymie i Konstantynopolu. W IV wieku można już mówić o w miarę ustalonym stylu liturgicznym w Rzymie. Za czasów papieża Gelazego (492 – 496) ukształtował się Kanon Rzymski, który – jako podstawową formę modlitwy eucharystycznej – propagowano w kościołach łacińskich. Nie oznaczało to zresztą ujednolicenia, bo poza modlitwą eucharystyczną diecezje, zakony, a nawet parafie miały dowolność doboru modlitw dodatkowych, linii melodycznych czy czytań.

Dowolność ta dobiegła końca dopiero wraz z soborem trydenckim, który nakazał zarzucenie wszystkich tradycji liczących mniej niż 200 lat. Mimo tej zmiany, i mimo reformy Piusa V, kanon rzymski (czyli centralny punkt Mszy Świętej) pozostał niezmienny. Jedną z najpoważniejszych zmian, jakie wprowadzono w tym czasie, było dołączenie przez Jana XXIII do Kanonu imienia św. Józefa. Jednym słowem, treść Kanonu Rzymskiego przetrwała prawie półtora tysiąclecia w stanie niezmienionym, co najwyżej uzupełnianym niewielkimi dodatkami czy modlitwami do świętych.
 
Reforma nie soborowa, lecz posoborowa
 
Paradoksalnie nic lub niemal nic w liturgii rzymskiej nie zmienił także Sobór Watykański II. Ojcowie soborowi, kierując się intuicjami Ruchu Liturgicznego, zasugerowali tylko mocniejsze wprowadzenie języków narodowych do liturgii słowa, troskę o nauczanie wiernych teologii mszy i o kultywowanie chorału gregoriańskiego. Zmiany zapoczątkowane zostały dopiero przez posoborową komisję liturgiczną, której Paweł VI powierzył reformę mszału. To ona sprawiła, że to, co miało być niewielką korektą, stało się największą rewolucją w historii Kościoła rzymskokatolickiego.

To komisja bowiem, wspierana przez Papieża, ale przy znaczącym oporze choćby kard. Alfredo Ottavianiego, doprowadziła do odwrócenia ołtarza, wprowadzenia języków narodowych do liturgii czy zastąpienia jednej, tradycyjnej modlitwy eucharystycznej zwanej kanonem rzymskim różnorodnymi modlitwami eucharystycznymi, z których księża najczęściej wybierają najkrótszą. Paradoksalnie zresztą zmiany te wcale nie cieszyły się szczególną popularnością biskupów. Gdy 24 października 1967 roku zaprezentowano biskupom nową mszę, 71 było bezwzględnie za jej wprowadzeniem, 43 przeciw, a 63 za, ale z zastrzeżeniami. Mimo to zmiany zostały wprowadzone, być może z powodu – sygnalizowanego w pamiętnikach przez kard. Antonellego – ogólnego zmęczenia nieustannymi reformami i pragnienia uzyskania czegoś stałego.

Ta stałość miała się opierać na twórczości ekspertów szukających jedynej autentycznej formy liturgii w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. To nabożeństwa z pierwszych wieków miały się stać normą, do której dążono. Problem polega na tym, że nie ma wystarczających świadectw takich liturgii, ich treść zatem w znaczącym stopniu rekonstruowano. I nie obyło się przy tym bez pomyłek. Taką pomyłką zdaniem kard. Ratzingera było odwrócenie ołtarza „przodem do ludu”. Pomysł ten wziął się z tego, że w Bazylice św. Piotra ksiądz odprawił Mszę, stojąc za ludem. Związane to było jednak z położeniem świątyni, której centrum znajdowało się po zachodniej stronie. By ksiądz mógł się modlić w kierunku Wschodu, musiał stanąć za ludem.
 
Lek na kryzys
 
Ta drobna z pozoru zmiana zdaniem kardynała Ratzingera rozmyła nie tylko symboliczny wymiar przewodniczenia modlitwie przez kapłana, ale nawet zaciemniła rozumienie tego, czym powinien być Kościół. Gdy kapłan modlił się w tym samym kierunku co lud, pozostawał przewodnikiem, ale równocześnie częścią ludu. Jego osoba była nieważna, uwaga wiernych skoncentrowana była bowiem na Chrystusie, ku któremu wszyscy się zwracali. Modlitwa „przodem do ludu” stawia natomiast księdza w centrum, jest radykalnym klerykalizmem, którego próżno szukać we Mszy trydenckiej.

Podobnie skupienie w kręgu wokół kapłana w jakimś sensie zdaniem kard. Ratzingera zamyka wspólnotę ludu bożego na samej sobie. Ksiądz modlący się z ludem w kierunku Boga symbolizuje lud otwarty na Boga i na innych, będący w drodze, tego wymiaru brakuje we Mszy sprawowanej versus populi. Zagubione w ten sposób znaki można by zresztą mnożyć. Odrzucenie jednej modlitwy eucharystycznej jest na przykład zdaniem wielu liturgistów realnym osłabieniem widzialnego wymiaru jedności Kościoła.

Wszystko to, i trudno się tu nie zgodzić z kard. Ratzingerem jeszcze z okresu przed jego pontyfikatem, nie może i nie będzie oznaczać kontrrewolucji, czyli obowiązkowego narzucenia mszy trydenckiej wiernym. W ten sposób bowiem dokonałaby się kolejna rewolucja – równie niezrozumiała jak ta z lat 60., kiedy księżom zakazano sprawować Mszy św. Piusa V. Nowy ryt obrósł już w zwyczaje, stał się źródłem pobożności i wychował pokolenia katolików.

Zamiast kontrrewolucji proponuje Papież zatem kontr-ewolucję, która pomóc może przezwyciężyć kryzys liturgiczny. Jednym z elementów takiej ewolucji ku tradycji może się stać dokument wydany właśnie przez Benedykta XVI. Nie pchnie on tłumów na Msze trydenckie, ale umożliwi każdemu poznanie bogactwa katolickiej tradycji i zrozumienie jej nieprzemijalnej wartości.
 
Tomasz P. Terlikowski
 

Źródło: Rzeczpospolita



  strona główna  |  mapa serwisu  |  ^góra strony   
Copyright © 2006-2007 SANCTUS.pl - Wszelkie prawa zastrzeżone

Ofiara Mszy Świętej
w Tajemnicach i Cudach
Ofiara Mszy Świętej w Tajemnicach i Cudach
ks. A. Reiners

abp Fulton Sheen
Życie Jezusa Chrystusa
Życie
Jezusa Chrystusa

Księgarnia Katolicka - Dewocjonalia Wałbrzych - Soczewki kontaktowe - Farby Rafil