John Henry Kardynał Newman o tradycji liturgicznej |
|
Wiele z tego, co napisał John Henry Kardynał Newman,
zachowuje swoją aktualność po dziś dzień – ponad sto lat po jego śmierci w 1890.
Dotyczy to zarówno tekstów sprzed jak i po jego konwersji do Kościoła
Katolickiego w 1845 roku. Poniższe fragmenty zostały wyjęte z jednego z kazań,
które Newman wygłosił jeszcze jako anglikanin w Święto Obrzezania Pana Jezusa.
Newman skorzystał ze sposobności, aby podkreślić znaczenie wierności tradycyjnym
zwyczajom liturgicznym oraz by wskazać na konsekwencje, jakie może ze sobą nieść
ich nagłe odrzucenie bądź zmiana – i to niezależnie od ewentualnych przyczyn,
dla których dane zmiany się wprowadza. Mówi się powszechnie, że John Henry
Newman jest duchowym „ojcem” Soboru Watykańskiego II. Wziąwszy jednak pod uwagę,
co ów wielki myśliciel powiedział w prezentowanym poniżej kazaniu, można
powątpiewać, czy on sam przyznałby się do „ojcostwa” – choćby wyłącznie
duchowego – zmian wprowadzonych do liturgii po Soborze Watykańskim II.
Kiedy Nasz Pan przyszedł do św. Jana, aby dać się ochrzcić, uzasadnił to w
ten sposób: „Godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe” (Mt 3, 15), co,
jak się wydaje, znaczy „Słuszne jest, abym Ja, oczekiwany Chrystus, dostosował
się do wszystkich rytów i ceremonii Judaizmu - bym podporządkował się
wszystkiemu, co do tej pory uważano za święte i obowiązujące.”
Oto dlaczego przyszedł się ochrzcić: aby pokazać, iż nie jest Jego intencją
w jakikolwiek sposób uchybić obowiązującej religii, ale ją wypełnić, nawet w
tych jej częściach, które – jak chrzest – pochodziły z czasów późniejszych niż
Mojżesz.[...]
Z tego powodu poddał się też obrzezaniu – co dziś wspominamy - ażeby
pokazać, że nie odrzucił religii Abrahama - któremu Bóg dał obrzezanie, i
Mojżesza – który włączył je do Prawa Żydowskiego.
Mamy i inne przykłady w życiu naszego Pana, oprócz obrzezania i chrztu,
ukazujące szacunek z jakim traktował religię, którą przyszedł wypełnić. Św.
Paweł mówi o Nim: „urodzony z kobiety, urodzony pod Prawem” (Gal 4, 4) oraz że
miał On zwyczaj zachowywać Prawo, jak każdy inny Żyd - na przykład: udawał się
na święta do Jerozolimy; ludzi, których uzdrowił, odsyłał do kapłanów, by
złożyli przepisaną przez Mojżesza ofiarę za grzechy; płacił podatek na
Świątynię; brał udział, bo taki był obyczaj, w nabożeństwach synagogalnych,
chociaż te wprowadzono długo po Mojżeszu; nawet nakazywał ludowi, aby we
wszystkich słusznych sprawach był posłuszny uczonym w Piśmie i faryzeuszom jako
tym, którzy zasiedli na miejscu Mojżesza. (cf. Mt 23, 2-3)
Tak więc, nasz Zbawiciel szanował system religijny, w którym przyszedł na
świat - i to nie tylko te jego elementy, które pochodziły bezpośrednio od Boga,
lecz również i te obrządki lub zwyczaje, które pochodziły od nienatchnionych,
chociaż pobożnych ludzi i które opierały się jedynie na autorytecie żydowskiego
kościoła. Apostołowie naśladowali w tym Jego wzór, co jest jeszcze bardziej
godne uwagi – gdyż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać, że skoro Duch
Święty już zstąpił, to wszystkie żydowskie obrządki i ryty powinny natychmiast
przestać obowiązywać. Nie taka jednak była nauka Apostołów. Owszem, głosili, że
ryty judaizmu nie mają już żadnego znaczenia dla otrzymania łaski Bożej.[...]
Ale ani sami nie porzucili rytów żydowskiej religii, ani nie nakazywali tego
innym, którzy do tych rytów przywykli. Zwyczaj był dostatecznym powodem dla ich
zachowania.[...]
Otóż posłuszeństwo żydowskiemu prawu, które nakazywał i sam praktykował
nasz Błogosławiony Pan i Jego Apostołowie, uczy nas, jak wielkie znaczenie ma
zachowywanie tych form religii, do których przywykliśmy – nawet jeśli te, same w
sobie, są czymś obojętnym i nie pochodzą bezpośrednio od Boga. A ponieważ jest
to prawda, której wielu nie rozumie, być może warto więc poczynić pewne uwagi w
związku tą kwestią.
Spotykamy niekiedy ludzi, którzy pytają nas, dlaczego zachowujemy te lub
tamte ceremonie bądź praktyki. Dlaczego, na przykład, tak drobiazgowo i
rygorystycznie trzymamy się określonych form modlitwy? Albo dlaczego upieramy
się, by klękać w chwili przyjmowania Sakramentu Wieczerzy Pańskiej? Dlaczego
skłaniamy głowę na dźwięk imienia Jezus lub też dlaczego obstajemy przy tym, aby
publiczny kult Boga był sprawowany jedynie w konsekrowanych miejscach? Dlaczego
kładziemy tak wielki nacisk na te sprawy? Te oraz wiele innych podobnych pytań
sprowadza się do jednego argumentu: „Są to sprawy obojętne - nie czytamy o nich
w Biblii”.
Bezpośrednia odpowiedź na powyższy zarzut brzmi następująco - Biblia nigdy
nie miała narzucać nam tych rzeczy, lecz pouczyć nas o prawdach wiary. A chociaż
okazjonalnie wspomina o naszych praktycznych obowiązkach i wymienia niektóre
elementy form oraz dyscypliny, niemniej jednak na ogół nie mówi nam, co robić,
lecz w pierwszym rzędzie, w co wierzyć. Jest wiele obowiązków i wiele grzechów,
których nie wymienia się w Piśmie Św. i które musimy odkryć sami przy pomocy
naszego własnego rozumu oświeconego przez Ducha Świętego.[...]
Prawdy wiary Duch Święty objawia nam przez natchnienie - ponieważ
mają one charakter nadprzyrodzony - ale nasze moralne obowiązki poprzez nasze
własne sumienie i oświecony wiarą rozum; to zaś, co dotyczy form kultu, za
pośrednictwem tradycji i poprzez długie ich stosowanie, które zobowiązuje nas do
ich zachowywania - aczkolwiek nie są one nakazane przez Pismo Święte. Oto,
powtarzam, odpowiedź na pytanie, „Dlaczego zachowujemy ryty i formy, które nie
są nakazane przez Biblię?” - chociaż, prawdę mówiąc, główne rozporządzenia i
obrządki, które nas dotyczą - jak sakramenty, kult publiczny, zachowywanie Dnia
Pańskiego, święcenia, małżeństwo i tym podobne - można tam znaleźć. Udzielę tu
jeszcze jednej odpowiedzi, którą nasuwa nam fakt, że nasz Pan podporządkował się
Prawu żydowskiemu w rycie obrzezania. Moja odpowiedź jest następująca.
Pismo Święte mówi nam, w co wierzyć, ku czemu dążyć i co zachowywać, ale
nie mówi, w jaki sposób mamy to robić. A ponieważ nie możemy tego czynić
inaczej, jak tylko w jakiś określony sposób, dlatego w praktyce musimy dodać coś
do tego, czego naucza Biblia. Pismo Święte, na przykład, łącząc udzielanie
Bożego błogosławieństwa z zachowywaniem przez nas jedności, każe nam schodzić
się razem na modlitwie. Skoro jednak nie wyznacza nam ani czasu, ani miejsca
modlitwy, to Kościół musi uzupełnić to, co Pismo Św. nakazuje jedynie w sposób
ogólny.[...]
Można by zatem powiedzieć, że Biblia dała nam „ducha” religii, ale Kościół
musi zatroszczyć się o „ciało”, w którym ów duch ma przemieszkiwać. Religia,
żeby żyć, musi realizować się w konkretnych aktach.[...] Nie ma czegoś takiego
jak religia abstrakcyjna. Kiedy ludzie usiłują modlić się w – jak to sami
określają – bardziej duchowy sposób, kończą de facto na tym, że w ogóle
przestają się modlić. Dzieje się tak bardzo często i każdy zapewne wie o tym z
własnego doświadczenia. Ludzie młodzi, na przykład (i być może tacy, którzy
powinni wiedzieć o tym lepiej niż młodzież), mówią sobie niekiedy: „Jakiż sens w
tym, by modlić się w ustalony sposób rano i wieczorem? Dlaczego mielibyśmy
posługiwać się jakimiś formami słownymi? Po co klękać – czy nie mogę modlić się
w łóżku, na spacerze lub ubierając się?” Kończą na tym, że w ogóle się nie
modlą.
A znowu, czym stanie się religijność ludu, jeżeli odrzemy religię z jej
zewnętrznych symboli i każemy ludowi poszukiwać i patrzeć na to, co
niewidzialne? Nasz kult bierze „ducha” z Pisma Świętego, „ciało” zaś z Kościoła
i możemy równie dobrze oczekiwać, że dusze ludzkie dadzą się oglądać bez udziału
ciał, w których zamieszkują, jak zakładać, że cele wiary mogą zostać
urzeczywistnione w świecie zmysłów i namiętności bez pomocy i pośrednictwa form
zewnętrznych, które skupiają na sobie i zatrzymują uwagę nieuważnych, i dodają
otuchy przygnębionym.[...]
Nikt nie może prawdziwie szanować religii i jednocześnie ubliżać jej
formom. Jeżeli nawet zgodzimy się, że formy te nie pochodzą bezpośrednio od
Boga, to jednak ich długie używanie uczyniły je dla nas świętymi, bowiem duch
religii ożywił je i przeniknął tak bardzo, że ich zniszczenie dla wielu ludzi
oznacza zachwianie lub wykorzenienie zasady religijnej jako
takiej.
W większości umysłów używanie tych form tak bardzo utożsamiło się z samym
pojęciem religii, że nie da się usunąć jednego bez jednoczesnego usunięcia
drugiego -ich wiara nie przetrwa takiej „transplantacji”. Dopóki nie poświęcimy
odrobiny uwagi pewnym szczególnym cechom ludzkiej natury – obserwując poruszenia
naszych serc lub doświadczając życia - trudno nam we właściwy sposób ocenić, jak
bardzo i jak blisko w każdej sytuacji sprawy wielkie i małe są ze sobą powiązane
oraz że okoliczności i przypadłości (jak by mogło się zdawać) towarzyszące
naszym nawykom i zwyczajom są niemalże warunkiem istnienia samych tych nawyków.
Jak powszechnym jest to, że ludzie miewają okresy powagi, jak wielka jest wtedy
ich pobożność, jak nagle okresy te kończą się, jak zupełnie ginie po nich
ślad, a zarazem jak stosunkowo błahe są przyczyny, dla których ludzie
odchodzą od religii – zmiana miejsca lub zajęcia, albo jednodniowe zakłócenie w
ich regularnym życiu religijnym! Rozważcie nagłe zmiany w poglądach i
przekonaniach - czy to religijnych czy świeckich – które zdarzają się w życiu,
spójrzcie na przysłowiową niestałość rzesz ludzkich, pomyślcie, jaki wpływ na
losy partii politycznych wywierają slogany i symbole, popatrzcie na zaskakujące
upadki, które niekiedy przytrafiają się dobrym i naprawdę godnym szacunku
ludziom, na brak konsekwencji nawet u tych najbardziej świętych i doskonałych, a
uzyskacie pewne wyobrażenie o niebezpieczeństwie, jakie płynie z
eksperymentowania na tym, co stanowi zewnętrzną stronę wiary i pobożności.
Bezcenne doktryny, niczym klejnoty, zawieszone zostały na
wątłych niciach.[…]
Wiele dałoby się powiedzieć na ten naprawdę ważny temat. Szczególnie w
naszych czasach powinniśmy strzec się tych, którzy mają nadzieję, że skłaniając
nas do rezygnacji z naszych form modlitwy, ostatecznie doprowadzą nas do
całkowitego odrzucenia naszej chrześcijańskiej nadziei. Z tego też powodu
atakuje się i sam Kościół: jest on żywą formą, widzialnym ciałem religii i
ludzie przebiegli wiedzą, że zniszczenie Kościoła pociągnie za sobą zniszczenie
religii.Oto dlaczego atakują tak wiele zwyczajów, określając je jako przesądne,
lub proponują wprowadzenie różnych zmian i poprawek - jest to działanie
obliczone szczególnie na to, by podkopać wiarę mas.
Pamiętajcie zatem, że rzeczy same w sobie obojętne, stają się dla nas
ważne, gdy się do nich przyzwyczajamy. Nabożeństwa i obrządki Kościoła
stanowią zewnętrzną postać, w której religia przez stulecia była prezentowana
światu i pod którą zawsze była nam znana. Miejsca poświęcone czci Boga,
duchowieństwo z wielką pieczołowitością wyłączone spośród reszty ludu dla
sprawowania nabożeństw, pobożne zachowywanie Dnia Pańskiego, publiczne formy
modlitwy, rubryki regulujące kult, wszystkie te rzeczy, wzięte jako całość, są w
odniesieniu do nas święte, nawet gdyby nie były – choć są – usankcjonowane
przez Boga.
Ryty ustanowione przez Kościół – i to nie bez powodu, bowiem władza
Kościoła pochodzi od Chrystusa – jako że długo były w użytku, nie mogą zostać
odrzucone bez szkody dla naszych dusz.[...] I tak w przypadku wszystkich innych
form, nawet tych najmniej obowiązujących, bezustannie mamy do czynienia z
sytuacją, kiedy to wymyślone ulepszenia okazują się idiotyzmami z punktu
widzenia praktyki, a mądrzy wpadają w sidła własnej przemyślności.
Dlatego też, gdy profani szydzą z naszych form, samych siebie przekonujmy w
ten sposób - a jest to argument dla wszystkich: mogą go zrozumieć wykształceni i
niewykształceni - „Formy te, nawet gdyby były ludzkiego pochodzenia, chociaż,
jak mówią ludzie uczeni, nie są, (ale nawet gdyby były), to są przynajmniej
takiej samej duchowej i budującej natury jak ryty religii Mojżeszowej.”
A przecież ani Chrystus, ani Apostołowie nie dopuszczali nawet, by ryty te
traktowano bez szacunku lub by je nagle odrzucono. Tym mniej my możemy
akceptować takie podejście do naszych rytów - aby nie stało się tak, że
odrzuciwszy znaki naszej religii, zapomnimy, że jest wiara, którą mamy zachować
i świat grzeszników, którego mamy unikać.
(John Henry Cardinal Newman, ‘’Ceremonies of the Church” w ‘’Parochial
& Plain Sermons”, s. 269 – 276; Ignatius Press, San Francisco 1987 ; tłum.
Paweł Długosz)
**********
Kardynał Newman o łacinie w liturgii
Kapłan celebrujący Najświętszą Ofiarę:
„Przyobleczony w kapłańskie szaty, chowa głęboko na dnie to, co w nim indywidualne, i jest jedynie przedstawicielem Tego, od którego bierze swoje posłannictwo. Jego słowa, jego ton, jego działania, jego obecność tracą charakter indywidualny – każdy kapłan, każdy biskup jest jak inni kapłani i biskupi. Wszyscy wyśpiewują te same dźwięki, przyklękają w tym samym momencie Mszy - tak samo jak przekazują jeden znak pokoju, jak udzielają jednego błogosławieństwa i jak sprawują jedną i tę samą Ofiarę.
Kapłan nie może odprawiać Mszy bez mszału przed oczyma, ani w żadnym innym języku niż ten, który odziedziczyliśmy po
wczesnych hierarchach Kościoła Zachodniego.
(John Henry Cardinal Newman, “University Preaching” par. 7, w “The
Idea of a University”; Loyola University Press, Chicago, 1927 – reprint
1987; tłum. Paweł Długosz)
|