Rozmowa z o. Krzysztofem Stępowskim CSsR, który w każdą
niedzielę i święta o godz. 13.30 (od stycznia 2008 o godz. 9.30) odprawia
Mszę św. w rycie trydenckim w kościele św. Benona w
Warszawie
Media liberalne negatywnie odnoszą się do zezwolenia na swobodne
odprawianie Mszy św. w rycie trydenckim, strasząc wiernych. Czy rzeczywiście
mamy się bać tradycyjnej Mszy św.?
- Jestem zdziwiony, że
tradycyjny ryt Mszy św. jest tak negatywnie nagłaśniany, a lud Boży straszony
jej powrotem. Po pierwsze, ta Msza św. nigdy z życia Kościoła nie zginęła,
istniała w różnych ośrodkach na całym świecie. Jeżeli wierni mają życzenie, mogą
w niej uczestniczyć, nawet w Polsce. Taka była m.in. wola Ojca Świętego Jana
Pawła II, zawarta w motu proprio "Ecclesia Dei", aby biskupi zezwalali na
odprawianie tego rytu Mszy św., jeżeli wierni o to poproszą.
Głosy sprzeciwu podniosły się najpierw we
Francji...
- Słyszałem, że ci, którzy znają Kościół francuski, uważają, że on odradza
się i umacnia poprzez ośrodki związane z tradycyjną Mszą św. Nie rozumiem więc -
jeżeli to, co podają media, jest prawdą - dlaczego niektórzy biskupi są
przerażeni powrotem tradycyjnej Mszy św. Jeżeli ludzie się garną do modlitwy, do
Pana Boga, do liturgii, to uczestniczenie w tej Mszy św. jest bardzo cenne
duchowo.
Koronny argument przeciwników starej Mszy św. brzmi: dziś nikt
nie rozumie łaciny. Ale chyba nie o to chodzi...
- Zarzut,
że jest to powrót niezrozumiałych obrzędów, znaków, jest chybiony. Przecież nowa
liturgia Mszy św. swoje korzenie chce czerpać również z tradycji. W wielkiej
przenośni nową liturgię możemy nazwać córką, a liturgię starą, tradycyjną -
matką. Nie sposób rozpoznać i pokochać córki, nie znając wcześniej matki. Czy
reforma Mszy św. była udana? Czas pokazuje, że w dalszym ciągu wierni są
zaniepokojeni tym ciągłym eksperymentowaniem w liturgii, jej niestabilnością i
czasem nawet innością w pobliskich kościołach, diecezjach, a nawet katolickich
krajach. Jak się w takim liturgicznym świecie odnaleźć? Dlatego absolutnie nie
mogę pojąć, jak Msza św. sprawowana przez kilka wieków w Kościele może teraz
kogoś przerażać, niepokoić czy też podważać miłość i ufność do Kościoła. To
przecież kolejna możliwość dana wiernym, którzy rozmiłowani w Tradycji, w
czcigodnych znakach, gestach i słowach kształtowanych od pierwszych wieków, z
wielkim pietyzmem i pobożnością uczestniczą w tradycyjnej Mszy rzymskiej.
Dlaczego zatem ci wierni nie mieliby mieć dostępu do tej Mszy św., która jest
wielkim skarbem i klejnotem liturgii rzymskokatolickiej?
Czy przywrócenie tradycyjnej Mszy św. może zatrzymać
sekularyzację społeczeństw zachodnich, rozpalić wystygłe korzenie
chrześcijańskie tamtejszych wspólnot?
- To nie jest przywrócenie starej Mszy św., ona jest. Owszem, w niewielu
miejscach, ale istnieje. Nie rozumiem, dlaczego niektórzy utożsamiają starą Mszę
św. z możliwością regresu w Kościele, a nawet powrotu do jakiegoś "ciemnego"
średniowiecza. Przecież Msza św. jest zawsze wiosną Kościoła. To z tą Mszą św.
Kościół szedł na krańce świata, głosząc Chrystusową Ewangelię. Dlaczego nie
można dalej ewangelizować i umacniać wiary w całym świecie, sprawując
Przenajświętszą Ofiarę Chrystusa, odprawiając tradycyjną Mszę św.? Przerażenie
tradycyjną Mszą św. każe pytać: czy boimy się wiosny Kościoła, rozmiłowania
wiernych w katolickiej tradycji liturgicznej, wierności soborom i naukom
świętych i błogosławionych Papieży?
Na pewno powrót tej Mszy św. jest
możliwy i potrzebny. Będzie ona sprawowana w tych miejscach, gdzie wierni będą
sobie tego życzyli. Na pewno nie będzie to nakazane odgórnie. Ta Msza św.
potrzebuje znacznego wysiłku i opieki, żeby wierni ją poznawali, na nowo się w
niej odnajdywali. Wierni, którzy chodzą na starą Mszę św., zadają sobie wiele
trudu, aby rozpoznać to wszystko i potrafią głęboko przeżywać Przenajświętszą
Ofiarę. Nie chcę zestawiać rytów starego i nowego - który z nich ważniejszy,
który piękniejszy, który bardziej zrozumiały. Każdy ma swoją historię, symbole i
treści. Na pewno stara Msza św. uczy miłości do Kościoła i jego nauki, a wierni
również mogą w pełni angażować się w życie lokalnego czy też powszechnego
Kościoła. Wierzę, że tym wszystkim kieruje Duch Boży i On nad wszystkim
czuwa.
Dziękuję za rozmowę. Małgorzata Rutkowska
Nasz Dziennik, 11.08.2006
|