ze Świata
Błogosławiony Marceli Callo - męczennik |
|
2017-03-19
Marceli przyszedł na
świat we francuskim Rennes 6 grudnia 1921 r. Był najstarszym z dziewięciorga
dzieci niezamożnych rodziców. Kiedy tylko trochę podrósł, pomagał matce w domu.
W trzynastym roku życia zaczął pracę w drukarni. Nie był zadowolony z panującej
tam atmosfery, koledzy razili go wulgarnym językiem, dlatego chętnie chodził na
zajęcia prowadzone przez członków Stowarzyszenia Młodych Robotników Katolickich
(JOC). Należał także do harcerstwa. W 1935 roku sam wstąpił do JOC, by
apostołować wśród robotników.
W tym czasie Marceli zakochał się w Małgorzacie Derniaux.
Zwierzał się koledze: "Aż do dwudziestego roku życia nie chodziłem z dziewczyną,
bo wiedziałem, że muszę czekać na prawdziwą miłość. Trzeba doskonalić serce
zanim się je ofiaruje komuś, kogo wybrał mi sam Chrystus". Marceli i Małgorzata
przyrzekli sobie nawzajem, że będą dla siebie wsparciem duchowym, odmawiając te
same modlitwy i często przystępując do Komunii świętej.
Brzemiennym w skutki był dla Marcelego rok 1943. W marcu,
podczas bombardowania, zginęła jego siostra, a on sam został wysłany na roboty
do Niemiec. Trafił do Zella Melis, do fabryki produkującej rakiety. Początek był
bardzo trudny. Ogarnęło go przygnębienie. Pracował w fabryce po 11 godzin
dziennie. Zaczął podupadać na zdrowiu. Kiedy jednak znalazł w okolicy kaplicę, w
której sprawowano w niedziele Mszę świętą, odzyskał siłę ducha. Wkrótce
zorganizował wśród kolegów grupę sportową i teatralną, także Msze święte w
języku francuskim.
Jego wiara i duch apostolski nie pozostały niezauważone. W kwietniu
1944 roku został aresztowany. Oskarżenie brzmiało: "Jest pan za bardzo
katolicki". Próby sprawiły, że jego miłość do Chrystusa stała się dojrzalsza. Z
więzienia napisał do swego brata, który dopiero co przyjął święcenia kapłańskie:
"Na szczęście On jest przyjacielem, który nigdy mnie nie opuszcza i wie, jak
mnie pocieszyć. Z Nim mogę przejść najgorsze chwile. Jakże wdzięczny jestem
Chrystusowi za to, że przyprowadził mnie w miejsce, w którym obecnie
przebywam".
Marceli został wywieziony do obozu w Gotha, a później do obozu
koncentracyjnego we Flossenburgu, a na koniec w Mathausen-Gusen. Jeszcze w Gotha
koledzy z JOC podali mu w ukryciu Komunię świętą. Marcel zanotował wtedy w
dzienniczku: "16 lipca... Komunia... wielka radość". W Mathausen-Gusen warunki
obozowe były znacznie gorsze. Stale chorował, ale znosił wszystko spokojnie, w
duchu ufności w Bożą wolę. Wszystkich zachęcał do modlitwy. Skrajnie
wycieńczony, odszedł do Domu Ojca w dniu 19 marca 1945 roku, w uroczystość św.
Józefa. Dokładnie dwa lata wcześniej żegnał na dworcu w Rennes swoją narzeczoną.
Małgorzata powiedziała mu wtedy, że zostanie męczennikiem, on jednak pokręcił
głową. "Nigdy na to nie zasłużę" - odrzekł.
Do grona błogosławionych wprowadził go Jan Paweł II w dniu 4
października 1987 roku. W czasie homilii Ojciec święty powiedział: "On
przypomina nam wszystkim, ludziom świeckim, duchownym, księżom, biskupom, o
powszechnym wezwaniu do świętości, świętości i młodzieńczej duchowości, której
tak bardzo potrzebuje nasz zachodni świat, aby móc głosić Ewangelię".
Polecamy: Internetową
Liturgię Godzin
|