Poważne następstwa sztucznej regulacji urodzeń |
|
2018-02-24
Uczciwi ludzie mogą nabrać jeszcze mocniejszego przekonania o
tym, jak bardzo uzasadniona jest nauka, którą Kościół w tej dziedzinie głosi,
jeśli zwrócą uwagę na następstwa, do jakich prowadzi przyjęcie środków i metod
sztucznego ograniczania urodzeń. Niech uprzytomnią sobie przede wszystkim, jak
bardzo tego rodzaju postępowanie otwiera szeroką i łatwą drogę zarówno
niewierności małżeńskiej, jak i ogólnemu upadkowi obyczajów. Nie trzeba
też długiego doświadczenia, by zdać sobie sprawę ze słabości ludzkiej i
zrozumieć, że ludzi - zwłaszcza młodych, tak bardzo podatnych na wpływy
namiętności - potrzeba raczej pobudzać do zachowania prawa moralnego, a przeto
wprost niegodziwością jest ułatwiać im samo naruszanie tego prawa. Należy
również obawiać się i tego, że mężczyźni, przyzwyczaiwszy się do stosowania
praktyk antykoncepcyjnych, zatracą szacunek dla kobiet i lekceważąc ich
psychofizyczną równowagę, sprowadzą je do roli narzędzia, służącego zaspokajaniu
swojej egoistycznej żądzy, a w konsekwencji przestaną je uważać za godne
szacunku i miłości towarzyszki życia.
Trzeba wreszcie pilnie rozważyć i to, jak bardzo niebezpieczne
możliwości przyznałoby się w ten sposób kierownikom państw, nie troszczącym się
o prawa moralne. Któż mógłby wtedy obwinić władzę państwową o stosowanie w skali
całego społeczeństwa takich rozwiązań, które przyznano by małżonkom jako godziwe
w rozwiązywaniu problemów występujących w poszczególnych rodzinach? Któż
zabroniłby rządcom państw propagować metody antykoncepcyjne, jeśli uznaliby je
za skuteczniejsze, co więcej, nawet nakazywać ich stosowanie członkom
społeczeństwa, ilekroć uważaliby to za konieczne? W ten sposób doszłoby do tego,
że ludzie pragnący uniknąć trudności związanych z przestrzeganiem prawa Bożego w
życiu indywidualnym, rodzinnym czy społecznym pozwoliliby władzy państwowej
ingerować w najbardziej osobiste i intymne sprawy małżonków.
Jeżeli więc obowiązku przekazywania życia nie chce się
pozostawić samowoli ludzkiej, trzeba koniecznie uznać pewne nieprzekraczalne
granice władzy człowieka nad własnym ciałem i jego naturalnymi funkcjami,
granice, których nikt nie ma prawa przekraczać: ani osoba prywatna, ani władza
publiczna. Granice te zostały ustanowione właśnie ze względu na szacunek należny
ludzkiemu ciału oraz jego naturalnym funkcjom, stosownie do zasad wyżej
przypomnianych i zgodnie z należytym rozumieniem tzw. "zasady całościowości",
którą wyłożył Nasz Poprzednik Pius XII. (...)
Z góry da się przewidzieć, że nie wszyscy chyba łatwo przyjmą podaną naukę,
skoro już podniosło się tyle głosów, które korzystając z pomocy nowoczesnych
środków propagandy, sprzeciwiają się nauce Kościoła. Kościół wszakże nie dziwi
się temu, że podobnie jak Boski jego Założyciel, postawiony "jest na znak,
któremu sprzeciwiać się będą". Nie zaniedba z tego powodu bynajmniej nałożonego
mu obowiązku głoszenia z pokorą i stanowczością całego prawa moralnego, tak
naturalnego, jak ewangelicznego.
Niedopuszczalne sposoby ograniczania ilości potomstwa
W oparciu o te podstawowe zasady ludzkiej i chrześcijańskiej
nauki o małżeństwie czujemy się w obowiązku raz jeszcze oświadczyć, że należy
bezwarunkowo odrzucić - jako moralnie niedopuszczalny sposób ograniczania ilości
potomstwa - bezpośrednie naruszanie rozpoczętego już procesu życia, a zwłaszcza
bezpośrednie przerywanie ciąży, choćby dokonywane ze względów leczniczych.
Podobnie - jak to już Nauczycielski Urząd Kościoła wielokrotnie
oświadczył - odrzucić należy bezpośrednie ubezpłodnienie* czy to stałe, czy
czasowe, zarówno mężczyzny, jak i kobiety. Odrzucić również należy wszelkie
działanie, które - bądź to w przewidywaniu zbliżenia małżeńskiego, bądź podczas
jego spełniania, czy w rozwoju jego naturalnych skutków - miałoby za cel
uniemożliwienie poczęcia lub prowadziłoby do tego.
Nie można też dla usprawiedliwienia stosunków małżeńskich z
rozmysłem pozbawionych płodności odwoływać się do następujących, rzekomo
przekonywujących racji: że mianowicie z dwojga złego należy wybierać to, które
wydaje się mniejsze; albo że takie stosunki płciowe tworzą pewną całość ze
stosunkami płodnymi, które je poprzedziły lub po nich nastąpią, tak, że
przejmują od nich tę samą wartość moralną. W rzeczywistości bowiem chociaż wolno
niekiedy tolerować mniejsze zło moralne dla uniknięcia jakiegoś zła większego
lub dla osiągnięcia większego dobra, to jednak nigdy nie wolno, nawet dla
najpoważniejszych przyczyn, czynić zła, aby wynikło z niego dobro. Innymi słowy,
nie wolno wziąć za przedmiot aktu woli tego, co ze swej istoty narusza ład
moralny - a co tym samym należy uznać za niegodne człowieka - nawet w wypadku,
jeżeli zostaje to dokonane w zamiarze zachowania lub pomnożenia dóbr
poszczególnych ludzi, rodzin czy społeczeństwa. Błądziłby zatem całkowicie ten,
kto by mniemał, że płodne stosunki płciowe całego życia małżeńskiego mogą
usprawiedliwić stosunek małżeński z rozmysłu ubezpłodniony i dlatego z istoty
swej moralnie zły.
Moralna dopuszczalność korzystania z okresów
niepłodności
Temu nauczaniu Kościoła na temat moralnego postępowania w życiu
małżeńskim przeciwstawiają dziś niektórzy - jak to już wyżej zaznaczyliśmy -
twierdzenie, iż rozum ludzki ma prawo i zadanie opanowywać siły, jakich mu
dostarcza nierozumna natura i skierowywać je ku celom odpowiadającym dobru
człowieka. Stąd niektórzy stawiają pytanie, czy w danym wypadku, z uwagi na tyle
różnych okoliczności, nie jest rzeczą zgodną z rozumem sztuczna kontrola
urodzeń, jeżeli osiąga się przez nią większy spokój i zgodę rodzinną oraz
stwarza lepsze warunki do wychowania dzieci już urodzonych. W odpowiedzi na to
pytanie trzeba stwierdzić z całą jasnością: Kościół nie da się nikomu
prześcignąć w chwaleniu i zalecaniu korzystania z rozumu w działaniu, co
człowieka jako rozumne stworzenie tak ściśle zespala z jego Stwórcą. Stwierdza
wszakże jednocześnie, że winno się to dokonywać z poszanowaniem ustalonego przez
Boga porządku.
Jeśli więc istnieją słuszne powody dla wprowadzenia przerw
między kolejnymi urodzeniami dzieci, wynikające bądź z warunków fizycznych czy
psychicznych małżonków, bądź z okoliczności zewnętrznych, Kościół naucza, że
wolno wówczas małżonkom uwzględniać naturalną cykliczność właściwą funkcjom
rozrodczym i podejmować stosunki małżeńskie tylko w okresach niepłodności,
regulując w ten sposób ilość poczęć, bez łamania zasad moralnych, które dopiero
co wyłożyliśmy.
Kościół jest zgodny z samym sobą i ze swoją nauką zarówno
wtedy, gdy uznaje za dozwolone uwzględnianie przez małżonków okresów
niepłodności, jak i wtedy, gdy potępia, jako zawsze zabronione, stosowanie
środków bezpośrednio zapobiegających poczęciu, choćby nawet ten ostatni sposób
postępowania usprawiedliwiano racjami, które mogłyby się wydawać uczciwe i
poważne. W rzeczywistości między tymi dwoma sposobami postępowania zachodzi
istotna różnica.
W pierwszym wypadku małżonkowie w sposób prawidłowy korzystają
z pewnej właściwości danej im przez naturę. W drugim zaś, stawiają oni
przeszkodę naturalnemu przebiegowi procesów związanych z przekazywaniem życia.
Jest prawdą, że w obydwu wypadkach małżonkowie przy obopólnej i wyraźnej zgodzie
chcą dla słusznych powodów uniknąć przekazywania życia i chcą mieć pewność, że
dziecko nie zostanie poczęte.
Jednakże trzeba równocześnie przyznać, że tylko w pierwszym
wypadku małżonkowie umieją zrezygnować ze współżycia w okresach płodności
(ilekroć ze słusznych powodów przekazywanie życia nie jest pożądane), podejmują
zaś współżycie małżeńskie w okresach niepłodności po to, aby świadczyć sobie
wzajemną miłość i dochować przyrzeczonej wzajemnej wierności. Postępując w ten
sposób dają oni świadectwo prawdziwej i w pełni uczciwej miłości.
*Papież ma na myśli interwencję, która polega bądź na
czasowym, bądź na trwałym pozbawieniu płodności człowieka za pomocą zabiegów lub
środków chemicznych.
Fragmenty pochodzą z encykliki
papieża Pawła VI o zasadach moralnych w dziedzinie przekazywania życia
ludzkiego, z 25 lipca 1968r.
|