z Watykanu
Katecheza papieska o pokorze |
|
2016-06-01
Drodzy bracia i siostry, dzień dobry!
W minioną środę słuchaliśmy przypowieści o sędzim i wdowie, o
tym, że trzeba modlić się wytrwale. Dzisiaj Jezus, za pomocą innej przypowieści,
chce nas nauczyć, jaka postawa jest właściwa, aby modlić się i przyzywać
miłosierdzia Ojca. Jak należy się modlić. Właściwej postawy, z jaką należy się
modlić. Jest to przypowieść o faryzeuszu i celniku.
Obydwaj jej
bohaterowie udali się do świątyni, aby się modlić, ale działali w bardzo
odmienny sposób, zyskując przeciwne rezultaty. Faryzeusz modlił się „stojąc” i
używał wielu słów. To prawda, jego modlitwa jest modlitwą dziękczynną skierowaną
do Boga, ale w rzeczywistości jest ona demonstracją własnych zasług, z poczuciem
wyższości wobec „innych ludzi”, określonych jako „zdziercy, oszuści,
cudzołożnicy”, jak, na przykład, „ten celnik”. Ale tu tkwi właśnie problem: ów
faryzeusz modli się do Boga, ale naprawdę patrzy na samego siebie. Modli się do
siebie samego! Zamiast mieć przed oczyma Pana, ma zwierciadło. Chociaż znajduje
się w świątyni, nie czuje potrzeby, aby paść na kolana przed majestatem Boga.
Stoi, czuje się bezpieczny, jakby on sam był panem świątyni! Wymienia listę
dokonanych dobrych uczynków: jest bez zarzutu, przestrzega prawa ponad to, co
należy, pości „dwa razy w tygodniu”, płaci „dziesięcinę” ze wszystkiego, co ma.
W sumie faryzeusz nie tyle się modli, ile lubuje się swoim przestrzeganiem
przykazań. A jednak jego postawa i jego słowa są dalekie od sposobu działania i
mówienia Boga, który kocha wszystkich ludzi i nie pogardza grzesznikami. Ów
faryzeusz gardzi grzesznikami, nawet wspominając innego, który jest także w
świątyni. Tak więc ów faryzeusz, który uważa siebie za sprawiedliwego, pomija
najważniejsze przykazanie: miłość Boga i bliźniego.
Nie wystarcza zatem zadawać sobie pytanie, jak wiele się
modlimy, ale musimy także zapytać samych siebie, jak się modlimy, a raczej,
jakie jest nasze serce: ważne jest, aby je zbadać, aby ocenić myśli, uczucia i
wykorzenić arogancję i obłudę. Pytam się czy można modlić się arogancko? – Nie!
Czy można modlić się obłudnie? – Nie! Powinniśmy się modlić przed Bogiem jedynie
takimi, jakimi jesteśmy, ale faryzeusz modlił się arogancko i obłudnie. Wszyscy
jesteśmy ogarnięci szalonym rytmem dnia powszedniego, często owładnięci
sensacją, ogłupiali, zdezorientowani. Trzeba nauczyć się odnajdywania drogi do
naszego serca, docenić wartość życia wewnętrznego i milczenia, bo tam Bóg nas
spotyka i do nas mówi. Jedynie wychodząc z tego możemy z kolei spotkać innych i
rozmawiać z nimi. Faryzeusz wyruszył ku świątyni, jest pewny siebie, ale nie
uświadamia sobie, że zatracił drogę swego serca.
Natomiast celnik staje w świątyni z sercem pokornym i
skruszonym „stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się
w piersi”. Jego modlitwa jest bardzo krótka, nie tak długa jak faryzeusza:
„Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!”. Czy możemy ją wypowiedzieć
trzykrotnie? Rzeczywiście ci, którzy ściągali podatki – nazywani „celnikami” -
byli uważani za nieczystych, za poddanych obcych władców, byli nielubiani przez
ludzi i zazwyczaj wiązani z „grzesznikami”. Przypowieść naucza, że jesteśmy
sprawiedliwymi lub grzesznikami nie z powodu naszej przynależności społecznej,
ale ze względu na sposób, w jaki odnosimy się do Boga i braci. Akty pokuty i
kilka prostych słów celnika świadczą o tym, że zdaje on sobie sprawę, jak nędzna
jest jego sytuacja. Istotną rolę odgrywa jego modlitwa. Działa jako człowiek
pokorny, pewny jedynie tego, że jest grzesznikiem potrzebującym zmiłowania. O
ile faryzeusz o nic nie poprosił, bo miał już wszystko, to celnik może jedynie
żebrać o Boże miłosierdzie. To piękne – żebrać o Boże miłosierdzie! Stając „z
pustymi rękami”, z otwartym sercem i uznając siebie za grzesznika, celnik
ukazuje nam wszystkim niezbędny warunek do otrzymania przebaczenia Pańskiego. W
końcu, właśnie on, tak pogardzany, staje się ikoną prawdziwego wierzącego.
Jezus kończy przypowieść zdaniem: Powiadam wam: „Ten (to znaczy
celnik) odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się
wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony”. Z tych dwóch,
kto jest zepsuty? Faryzeusz. Faryzeusz jest ikoną człowieka zepsutego, który
udaje, że się modli, ale udaje się jemu jedynie napuszyć, jakby stał przed
zwierciadłem. Jest człowiekiem zepsutym, udającym, że się modli. Zatem w życiu,
ten kto uważa się za sprawiedliwego i osądza innych, pogardzając nimi, jest
zepsutym i obłudnikiem. Pycha zagraża wszelkiemu dobremu działaniu, ogałaca
modlitwę, oddala od Boga i od innych. Jeśli Bóg ma upodobanie w pokorze, to nie
po to, aby nas poniżyć: pokora jest raczej niezbędnym warunkiem, aby być przez
Niego wyniesionym i doświadczyć w ten sposób miłosierdzia, które przychodzi, aby
wypełnić nasze pustki. Jeśli modlitwa człowieka pysznego nie dociera do serca
Boga, to pokora biedaka otwiera je na oścież. Bóg ma pewną słabość: jest to
słabość wobec ludzi pokornych. Przed pokornym sercem Bóg całkowicie otwiera
swoje serce. Jest to ta pokora, którą Dziewica Maryja wyraża w kantyku
Magnificat: „wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej. [...] swoje miłosierdzie na
pokolenia i pokolenia [zachowuje] dla tych, co się Go boją”. Niech nam pomoże
Ona, nasza Matka modlić się z sercem pokornym. A my trzy razy powtórzmy jeszcze
trzy razy tę piękną modlitwę: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!”
Dziękuję!
|