z Watykanu
List do kapłanów Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X |
|
2013-01-27
Pod koniec ubiegłego roku wiceprzewodniczący Papieskiej
Komisji Ecclesia Dei, abp Augustin Di Noia OP skierował list do przełożonego
Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, bpa Bernarda Fellaya oraz do pozostałych
duchownych z Bractwa.
Ekscelencjo, drodzy bracia kapłani Bractwa Kapłańskiego Świętego
Piusa X!
Nasza ostatnia deklaracja (28 października 2012) potwierdziła publicznie i w
sposób autorytatywny, że relacje Stolicy Apostolskiej z Bractwem Kapłańskim
Świętego Piusa X pozostają otwarte i pełne nadziei. Do tej pory, poza
wypowiedziami oficjalnymi, Stolica Apostolska z różnych powodów powstrzymywała
się od korekty niektórych błędnych twierdzeń dotyczących swego postępowania i
kompetencji w tych relacjach. Jednakże szybko nadchodzi chwila, kiedy w
interesie prawdy Stolica Apostolska będzie zmuszona wypowiedzieć się w kwestii
tych nieścisłości. Szczególnie bolesne były stwierdzenia atakujące misję i osobę
Ojca Świętego, i w pewnym momencie będzie to wymagało jakiejś odpowiedzi.
Niedawne twierdzenia osób posiadających znaczące stanowiska w obrębie Bractwa
mogą jedynie budzić zaniepokojenie odnośnie do realistycznych perspektyw
pojednania. Myślimy w szczególności o wywiadach udzielonych przez przełożonego
dystryktu niemieckiego, byłego Przełożonego Generalnego Bractwa (18 września
2012) i pierwszego asystenta generalnego Bractwa (16 października 2012), a także
o niedawnym kazaniu Przełożonego Generalnego (1 listopada 2012 r.). Ton i treść
tych wystąpień spowodowały jakąś niepewność co do powagi, a nawet co do
rzeczywistej możliwości kontynuowania naszych relacji. Podczas gdy Stolica
Apostolska cierpliwie oczekuje na oficjalną odpowiedź Bractwa, niektórzy z jego
przełożonych w komunikatach nieoficjalnych stosują język, który w oczach całego
świata wydaje się odrzucać warunki niezbędne do pojednania i dla kanonicznego
uregulowania statusu Bractwa w obrębie Kościoła katolickiego.
Ponadto dokonując przeglądu historii naszych stosunków od lat
siedemdziesiątych, można dojść do obiektywnego wniosku, że wzajemne podejście do
sporu dotyczącego Soboru Watykańskiego II pozostało w istocie niezmienione.
Stolica Apostolska na mocy swego urzędu nauczycielskiego konsekwentnie
utrzymuje, że dokumenty Soboru należy interpretować w świetle Tradycji i
Magisterium Kościoła, a nie odwrotnie, natomiast Bractwo z naciskiem podkreśla,
że część nauczania Soboru jest błędna i dlatego nie może być interpretowana w
zgodzie z Tradycją i Magisterium. Przez lata trwa ten impas w tym samym punkcie.
Trzy lata właśnie zakończonego dialogu doktrynalnego, choć umożliwiły owocną
wymianę poglądów na określone tematy, to jednak nie zmieniły radykalnie tej
sytuacji.
W tych okolicznościach, choć nadal trwa mocna nadzieja, jest jasne, że trzeba
wprowadzić do naszych rozmów jakiś nowy element, jeśli nie chcemy jawić się
Kościołowi, ogółowi społeczeństwa, a także samym sobie, jako zaangażowani w
rozmowy kurtuazyjne, lecz bez rezultatu czy owoców. Potrzebne są pewne nowe
rozważania, bardziej natury duchowej i teologicznej, przekraczające ważne i
pozornie nierozwiązywalne spory dotyczące obowiązywalności i interpretacji
Soboru Watykańskiego II, stanowiące przedmiot naszego obecnego podziału.
Rozważania te będą skoncentrowane na naszym obowiązku zachowania i troski o
jedność i pokój w Kościele, których pragnie Bóg.
Wydaje mi się stosowne, by wprowadzić te nowe rozważania w formie osobistego
listu na Adwent, skierowanego do Ekscelencji jak i do członków Bractwa
Kapłańskiego. Stawką jest ni mniej ni więcej, jak jedność Kościoła.
W tym kontekście przychodzą na myśl słowa św. Pawła: „Zachęcam was ja,
więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, jakim zostaliście
wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w
miłości. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój. Jedno
jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje
wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i
Ojciec wszystkich, który [jest i działa] ponad wszystkimi, przez wszystkich i we
wszystkich” (Ef 4, 1-6).
Tymi słowami apostoł Paweł zachęca nas do utrzymania jedności Kościoła,
jedności, która dana jest przez Ducha Świętego i która jednoczy z jedynym Bogiem
„który [jest i działa] ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich”(Ef 4,
6 ). Prawdziwa jedność jest darem Ducha Świętego, a nie naszym wytworem.
Tym niemniej przez nasze działania czy decyzje jesteśmy w stanie
współpracować w jedności Ducha Świętego, lub działać przeciwko natchnieniom
Ducha. Dlatego Paweł zachęca nas do „postępowania w sposób godny powołania,
jakim zostaliśmy wezwani” (Ef 4,1), zachowując cenny dar jedności.
Tomasz z Akwinu zauważa, że według św. Pawła, aby wytrwać w jedności
Kościoła, „trzeba pielęgnować cztery cnoty a unikać czterech przeciwnych im wad”
(Komentarz do Listu do Efezjan, 191). Czego należy unikać na drodze do jedności?
Pychy, gniewu, niecierpliwości i nieuporządkowanej gorliwości. Według Akwinaty
„pierwszą wadą, którą on odrzuca [św. Paweł] jest pycha. Kiedy jeden człowiek
arogancki decyduje kierować innymi, podczas gdy owe inne osoby dumne nie chcą
się podporządkować, pojawia się w społeczeństwie niezgoda i zanika pokój ...
Drugą wadą jest gniew. Człowiek gniewliwy jest bowiem skłonny do zadawania
urazów, czy to werbalnych czy też fizycznych, powodujących zaburzenia. ...
Trzecią jest niecierpliwość. Czasami, ktoś, kto sam jest pokorny i łagodny,
powstrzymujący się od powodowania problemów, nie znosi jednak cierpliwie
rzeczywistego lub zamierzonego zła jakie mu wyrządzono. ... Nadmierny zapał jest
czwartą wadą. Ludzie przesadnie gorliwi o wszystko będą osądzać wszystko co
widzą, nie czekając na właściwy czas i miejsce, co powoduje zamieszanie w
społeczeństwie” (tamże).
Jak możemy przezwyciężań te wady? Święty Paweł mówi: „z całą pokorą i
cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości” (Ef 4,2).
Według Akwinaty pokora, ukazując nam dobro w innych i pozwalając nam
rozpoznać dokładnie nasze mocne i słabe strony pomaga nam uniknąć rywalizacji w
naszych kontaktach z innymi. Łagodność „usuwa trudności i zachowuje spokój”
(Komentarz do Listu do Efezjan, 191). Pomaga nam uniknąć nadmiernych przejawów
gniewu, dając nam pokój ducha, by czynić to, do czego jesteśmy powołani w
spokoju umysłu i w duchu pokoju. Cierpliwość pozwala nam znosić cierpienie,
kiedy jest to niezbędne ze względu na dobro, do którego dążymy, zwłaszcza w
przypadku, gdy jest ono trudno osiągalne, lub kiedy okoliczności zewnętrzne
przemawiają przeciwko osiągnięcia celu. Miłość pozwala uniknąć nadmiernej
gorliwość, umożliwiając nam wspieranie się nawzajem „znosząc braki innych z
miłością” (tamże). Tomasz radzi: „Kiedy ktoś upada, nie trzeba go natychmiast
korygować, o ile jest na to miejsce i czas. Trzeba oczekiwać ze współczuciem,
gdyż miłość wszystko znosi (1 Kor 13,7). Nie chodzi o tolerowanie tych spraw z
zaniedbania lub współudziału, zażyłości lub przyjaźni cielesnej, ale z miłości.
... my, którzy jesteśmy mocni, powinniśmy znosić słabości tych, którzy są słabi
(Rz 15, 1)” (tamże).
Roztropna rada św. Tomasza mogą być przydatne dla nas, jeśli zgodzimy się, by
być formowanymi przez jego mądrość. Czyż w ciągu ostatnich czterdziestu lat
nasze relacje nie były czasami naznaczone brakiem pokory, łagodności,
cierpliwości i miłości?
Przypomnijmy sobie, to co napisał papież Benedykt XVI do swoich braci w
biskupstwie, aby wyjaśnić, dlaczego ogłosił motu proprio „Summorum Pontificum”:
„Patrząc wstecz na rozłamy, które na przestrzeni wieków raniły Ciało Chrystusa,
ciągle ma się wrażenie, że w krytycznych momentach rodzenia się podziałów
odpowiedzialni za Kościół nie zrobili wystarczająco wiele, aby zachować lub
osiągnąć pojednanie i jedność; odnosi się wrażenie, że zaniedbania w Kościele po
części winne są temu, że te podziały mogły się utrwalić. Takie spojrzenie na
przeszłość nakłada dziś na nas obowiązek, aby uczynić wszystko co możliwe, żeby
wszystkim tym, którzy rzeczywiście pragną jedności, była dana możliwość
pozostania w niej lub odnalezienia jej na nowo” (List z dnia 7 lipca 2007
r.).
Jak cnoty pokory, łagodności, cierpliwości i miłości mogą kształtować nasze
myśli i działania? Po pierwsze, pokornie usiłując uznać dobro istniejące w
innych, z którymi możemy się nie zgadzać, nawet w kwestiach pozornie
podstawowych, jesteśmy w stanie podejść do kwestii spornych w duchu otwartości i
dobrej wiary. Po drugie, poprzez praktykowanie prawdziwej łagodności możemy
zachować spokój ducha, unikając wprowadzenia tonu dzielącego lub nieroztropnych
oświadczeń, które będą raczej obrażać, niż krzewić pokój i wzajemne zrozumienie.
Po trzecie, jeśli zachowamy prawdziwą cierpliwość, to uznamy, że w naszym
poszukiwaniu cennego dobra, do którego dążmy musimy być gotowi, w razie
konieczności, do przyjęcia cierpienia oczekiwania. Wreszcie, jeśli nadal
odczuwamy potrzebę poprawienia naszych braci, trzeba to czynić z miłością, w
odpowiednim czasie i miejscu. W życiu Kościoła wszystkie te cnoty mają na celu
zachowanie „jedności Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój” (Ef 4, 3). Jeśli nasze
relacje cechuje pycha, gniew, niecierpliwość i nieuporządkowana gorliwość, to
nasze niespokojne poszukiwanie dobra Kościoła nie doprowadzi do niczego innego,
jak tylko do rozgoryczenia. Jeśli natomiast, z drugiej strony, dzięki łasce
Bożej będziemy wzrastać w prawdziwej pokorze, łagodności, cierpliwości i
miłości, zachowana będzie nasza jedność w Duchu i będziemy głębiej wzrastać w
naszej miłości do Boga i bliźniego, wypełniając całe prawo jakie dał nam
Bóg.
Kładziemy tak wielki nacisk na jedność Kościoła, ponieważ odzwierciedla ona i
jest tworzona przez komunię Trójcy Świętej. Jak czytamy w jednym z kazań św.
Augustyna: „Zarówno Ojciec jak i Syn chcieli, abyśmy byli w jedności zarówno z
nimi jak i między sobą; przez ten dar, który posiadają oni jako jedno, chcieli
nas zgromadzić razem i uczynić nas jednym, to znaczy, przez Ducha Świętego,
który jest Bogiem i darem Boga” (Kazanie 71,18).
Jedność Kościoła nie jest czymś, co osiągniemy dla siebie, własną mocą, ale
jest darem Bożej łaski. Właśnie uznając ten dar Augustyn jest w stanie
powiedzieć: „Wróg jedności nie ma żadnego udziału w miłości Boga. Ci zatem,
którzy są poza Kościołem nie mają Ducha Świętego” (List 185, 50). Są to mrożące
słowa: ten, kto jest wrogiem jedności staje się wrogiem Boga, odrzuca on dar,
którym obdarzył nas Bóg. „Jak okażemy braterską miłość?” - pyta Augustyn. „Gdy
nie będziemy rozrywać jedności, gdy strzec będziemy miłości” (Homilie na
Pierwszy List Jana 2,3). Posłuchajcie, co ma do powiedzenia Augustyn do tych,
którzy dzielą Kościół: „Ty nie masz miłości; albowiem wskutek osobistych ambicji
rozrywasz jedność. Pojmujcie więc teraz ducha z Boga. ... Odrywasz się od
jedności, dzielisz Kościół, rozrywasz ciało Chrystusa. On przyszedł w ciele,
ażeby zbierać . Ty zaś nawołujesz do rozproszenia” (tamże 6,13). Jak możemy
uniknąć stania się wrogami Boga? „Niech zapyta swego serca: jeśli kocha brata
jest w nim Duch Boży. Niech sam się bada przed oczyma Boga, czy kocha pokój i
jedność, czy jest w nim miłość do szerzącego się po całym świecie Kościoła”
(tamże 6,10).
Jak w takim razie należy się odnieść do tych, z którymi trudno nam o
przyjaźń? Posłuchajmy Augustyna: „Tak kochaj wrogów, abyś im życzył, by byli
braćmi; tak kochaj wrogów, abyś ich chciał widzieć powołanych do łączności z
tobą” (tamże 1,9). Dla Augustyna, ta autentyczna forma miłości może być jedynie
Bożym darem: „Proście Boga i miłujcie się wzajemnie! Winniście kochać wszystkich
ludzi, również nieprzyjaciół; nie jakoby byli już braćmi, lecz aby się stali
nimi . W ten sposób winniście się zawsze zapalać w braterskiej miłości, czy to
względem tego, który już jest waszym bratem, czy to względem wroga, aby się stał
bratem przez miłość (tamże 10,7).
Ostatecznie przykład, jak kochać naszych wrogów, aby mogli się stać
przyjaciółmi daje nam sam Chrystus: „«Miłujmy się wzajemnie ponieważ Bóg sam
pierwszy nas umiłował» (4, 19). Jak moglibyśmy Go miłować, gdyby On nas pierwej
nie umiłował? Przez miłość staliśmy się Jego przyjaciółmi. On jednak umiłował
nas jako nieprzyjaciół, abyśmy właśnie w ten sposób stali się Jego przyjaciółmi.
On nam pierwej okazał miłość i udzielił łaski, abyśmy Go kochali” (tamże
9,9).
Dla Augustyna jedność Kościoła wypływa z komunii Trójcy Świętej i musi być
zachowana, jeśli chcemy pozostać w jedności z samym Bogiem. Dzięki łasce Bożej
musimy zachować tę jedność z wielką determinacją, nawet jeśli wiąże się to
cierpieniem i cierpliwą wytrwałością: „Znośmy świat, znośmy cierpienia, znośmy
zgorszenie pokus! Nie zbaczajmy z drogi! Trzymajmy się mocno jedności Kościoła,
trzymajmy się Chrystusa, trzymajmy się miłości! Nie dajmy się odłączyć od
członków Jego oblubienicy, nie dajmy się odłączyć od wiary, byśmy się cieszyli
Jego obecnością. W Nim znajdziemy pokój, teraz przez wiarę, potem przez
oglądanie, czego jako wielki zadatek posiadamy dar Ducha Świętego” (tamże
9,11).
O co więc prosimy Bractwo Kapłańskie w obecnej sytuacji? Abyście nie tracili
gorliwości waszego założyciela, arcybiskupa Lefebvre'a. Wręcz przeciwnie!
Prosimy o ożywienie płomienia jego gorliwego zapału formowania mężczyzn do
kapłaństwa Jezusa Chrystusa. Z pewnością nadszedł czas, aby porzucić ostrą i
szkodliwą retorykę, która pojawiła się w ciągu ostatnich lat.
Trzeba odzyskać pierwotny charyzmat powierzony arcybiskupowi Lefebvre,
charyzmat formacji kapłanów w pełni Tradycji katolickiej, aby podjąć wypływający
z tej formacji apostolat wśród wiernych. Ten właśnie charyzmat rozeznał Kościół,
kiedy Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X, zostało po raz pierwszy zatwierdzone
w 1970 roku. Przypomnijmy korzystną ocenę waszego seminarium w Ecône w 1987
roku, dokonaną przez kardynała Gagnon'a.
Autentyczny charyzmat Bractwa to formowanie kapłanów dla służby ludu Bożego,
a nie uzurpowanie sobie misji sądzenia i poprawiania teologii i dyscypliny
innych w obrębie Kościoła. Powinniście skoncentrować się na przekazywaniu waszym
kandydatom formacji filozoficznej, teologicznej, duszpasterskiej, duchowej i
humanistycznej, aby mogli głosić słowo Chrystusa i działać jako narzędzia Bożej
łaski w świecie, zwłaszcza poprzez uroczystą celebrację Ofiary Mszy Świętej.
Z pewnością należy zwrócić uwagę na te fragmenty Magisterium, które wydają
się trudne do pogodzenia z nauczaniem autorytatywnym Kościoła, choć te kwestie
teologiczne nie powinny stanowić centrum waszego przepowiadania czy też waszej
formacji.
Jeśli natomiast chodzi o kompetencje, by skorygować nadużycia, możemy podać
przykład św. Piusa X i jego interwencji w kwestii muzyki sakralnej. W roku 1903
Pius ogłosił słynne motu proprio „Tra le sollecitudini”, promujące w całym
Kościele reformę muzyki sakralnej. Dokument ten był jednak w pewnym sensie
ukoronowaniem dwóch wcześniejszych inicjatyw Giuseppe Sarto: votum dotyczącego
muzyki sakralnej, napisanego na prośbę Kongregacji Świętych Obrzędów w 1893
roku, oraz listu pasterskiego w sprawie reformy muzyki sakralnej w Kościele
weneckim, opublikowanego w 1895 roku.
Te trzy dokumenty zasadniczo zawierały to samo przesłanie, a jednak pierwszy
był propozycją dla Kurii Rzymskiej, następny był instrukcją dla wiernych
znajdujących się pod jego jurysdykcją, jako patriarchy Wenecji, a trzeci był
poleceniem dla Kościoła powszechnego. Jako papież św. Pius X miał władzę do
podjęcia kwestii nadużyć w muzyce kościelnej na całym świecie, podczas gdy jako
biskup mógł interweniować tylko w swojej diecezji. Św. Pius X był w stanie
rozwiązywać problemy w Kościele na poziomie uniwersalnym, w swoich
rozporządzeniach dyscyplinarnych i doktrynalnych, właśnie z powodu swej
powszechnej władzy.
Nawet jeśli jesteśmy przekonani, że nasza perspektywa w określonej
dyskutowanej sprawie jest słuszna, nie możemy uzurpować sobie misji Najwyższego
Pasterza, pozwalając sobie na publiczne korygowanie innych w Kościele. Możemy
proponować i starać się wywierać wpływ, ale nie wolno nam okazywać braku
szacunku, czy działać przeciw prawowitym władzom lokalnym. Musimy przestrzegać
odpowiednich forów na których porusza się różne rodzajów problemów: z naszych
ambon mamy głosić wiarę, a nie najnowszą interpretację tego, co uważamy za
problematyczne w dokumencie nauczania autorytatywnego Kościoła.
Błędem jest czynienie z każdego trudnego punktu interpretacji teologicznej
Vaticanum II przedmiotu publicznej kontrowersji, starając się zmusić tych,
którzy nie są kompetentni w dziedzinie teologii, do przyjęcia naszego punktu
widzenia na temat subtelnych kwestii teologicznych. Instrukcja „Donum Veritatis”
o powołaniu teologa w Kościele (Kongregacja Nauki Wiary 1990 r.) stwierdza, że
teolog „może mieć wątpliwości stawiające pod znakiem zapytania stosowność, formę
czy nawet treść danego wystąpienia Urzędu Nauczycielskiego”, choć „gotowość do
lojalnej akceptacji tego nauczania, głoszonego przez Urząd Nauczycielski w
materii, która sama w sobie może podlegać udoskonaleniom, powinno stanowić
regułę” (nr 24). Jednakże teolog nie powinien „przedstawiać swoich
przeciwstawnych opinii lub hipotez w sposób sugerujący, że są to konkluzje
bezsporne. Tej roztropności domaga się szacunek dla prawdy, jak również szacunek
dla Ludu Bożego (por. Rz 14, 1-15; 1 Kor 8, 10.23-33). Z tego samego powodu
zrezygnuje z niestosownej ich publikacji” (nr 27).
Jeżeli, po głębokiej refleksji ze strony teologa, „trudności nadal istnieją,
obowiązkiem teologa będzie przedstawić władzy nauczycielskiej problemy, które
stwarza nauczanie samo w sobie, jego argumentacja i sposób przedstawienia.
Uczyni to w duchu ewangelicznym i z pogłębionym pragnieniem rozwiązania
trudności. Wysunięte przez niego zarzuty będą mogły wówczas przyczynić się do
prawdziwego rozwoju, pobudzając Urząd Nauczycielski do przedstawienia nauczania
Kościoła w sposób bardziej pogłębiony i lepiej uzasadniony.
W tych przypadkach teolog powinien unikać uciekania się do środków
społecznego przekazu, lecz zwrócić się do kompetentnej władzy kościelnej,
wywierając bowiem nacisk na opinią publiczną, nie można przyczynić się do
wyjaśnienia problemów doktrynalnych ani służyć prawdzie” (nr 30).
Ta część zadania teologa, działającego w duchu lojalności, ożywianego
miłością do Kościoła, może być niekiedy trudną próbą. „Tego rodzaju sytuacja
może być doświadczeniem trudnym, ale także stać się wezwaniem do cierpienia w
milczeniu na modlitwie, z ufnością, że jeśli rzeczywiście chodzi o prawdę, to
ona w końcu zwycięży” (nr 31).
Niemniej krytyczne badanie dokumentów Urzędu Nauczycielskiego nigdy nie może
się stać rodzajem swoistego „nauczania paralelnego” teologów (por. nr 34), gdyż
musi być ono poddane osądowi Najwyższego Pasterza, który ma „obowiązek
zapewnienia jedności Kościoła, troszcząc się, by wszystkim dopomóc w
odpowiedzeniu ze stosownymi środkami na to powołanie i Bożą łaskę” (List
apostolski, „Ecclesiae unitatem”, nr 1).
Tak więc widzimy, że dla tych, którzy mają w obrębie Kościoła mandat lub
misję kanoniczną do nauczania, istnieje przestrzeń dla prawdziwie teologicznej i
nie polemicznej dysputy z Magisterium. Intelektualnie rzecz biorąc, w żaden
sposób nie możemy koncentrować się jedynie na rozbudzaniu i podtrzymywaniu
kontrowersji. Trudne problemy teologiczne mogą być odpowiednio potraktowane
jednie przez analogię wiary, to znaczy syntezę tego wszystkiego, co objawił nam
Pan. Musimy widzieć każdą doktrynę i artykuł wiary jako wspierające się nawzajem
i nauczyć się rozumieć wewnętrzne powiązania między każdym elementem naszej
wiary.
By podjąć studium teologii, musimy mieć odpowiednie przygotowanie kulturowe,
biblijne i filozoficzne. Myślę na przykład o fragmencie z Kodeksu Prawa
Kanonicznego z roku 1917, wydrukowanym w wprowadzeniu do angielskiej edycji
„Summa Theologiae” Benzigera z 1947 r.: „Duchowni, którzy już odbyli studia
humanistyczne powinni przynajmniej dwa lata studiować filozofię, a przez cztery
lata teologię, idąc za nauczaniem św. Tomasza, zgodnie z wytycznymi Stolicy
Apostolskiej” (KPK 1917, kan. 589). Zwróćmy uwagę na mądrość zawartą w tych
wskazaniach: studium teologii powinno być podejmowane tylko przez tych, którzy
zostali odpowiednio ukształtowani zarówno w naukach humanistycznych jak i
filozofii. Ostatnio, Kongregacja ds. Wychowania Katolickiego zażądała, aby
studium filozofii trwało trzy lata w okresie formacji do kapłaństwa. Bez tej
otwartości nasze poszukiwanie teologiczne nie miałoby bogatej gleby kultury, w
której wiara się zakorzeniła i która jest niezbędna dla pełnego zrozumienia
pojęć i terminów filozoficznych, które leżą u podstaw sformułowań doktrynalnych
Kościoła.
Jeśli skoncentrujemy się tylko na kwestiach najtrudniejszych i najbardziej
kontrowersyjnych, które muszą być rzecz jasna przedmiotem wielkiej uwagi, możemy
z czasem utracić poczucie analogii wiary i zacząć postrzegać teologię bardziej
jako rodzaj dialektyki intelektualnej odnośnie do spraw konfliktowych, a nie
jako mądrościowy dialog z żywym Bogiem, który objawił się nam w Jezusie
Chrystusie i który przez Ducha Świętego inspiruje nasze badania, nasze
nauczanie, nasze działania duszpasterskie.
Papież Benedykt XVI wspaniałomyślnie wypełniając Posługę Piotrową dąży do
przezwyciężania napięć istniejących między Kościołem a waszym Bractwem. Czy
pełne pojednanie kościelne doprowadzi do natychmiastowego położenia kresu
uczuciom podejrzliwości i nieufności, które zrodziły się z jednej i z drugiej
strony? Niewątpliwie nie tak łatwo.
To jednakże, do czego dążymy nie jest dziełem ludzkim: dążymy do pojednania i
uzdrowienia przez łaskę Bożą pod pełnym miłości przewodnictwem Ducha Świętego.
Przypomnijmy skutki łaski wyartykułowane przez św. Tomasza: uleczenie duszy,
pragnienie dobra, wprowadzenie w życie proponowanego dobra, wytrwanie w dobrym,
i ostatecznie dojście do chwały (por. „Summa Theologiae” 1a.2ae, 111, 3).
Nasze dusze najpierw muszą zostać uzdrowione, być oczyszczone z goryczy i
resentymentów pochodzących z trzydziestu lat podejrzeń i udręki po obu stronach.
Musimy się modlić, aby Pan nas uzdrowił z wszelkich niedoskonałości, które
pojawiły się właśnie ze względu na trudności, zwłaszcza dążenie do autonomii,
która w istocie nie mieści się w tradycyjnych formach rządów Kościołem. Pan daje
nam łaskę pragnienia niektórych dóbr, w tym przypadku dobra pełnej jedności
kościelnej i komunii. Jest to pragnienie, które wielu z nas podziela mówiąc po
ludzku, ale to, czego potrzebujemy od Pana to przekazanie tego pragnienia do
naszych dusz, tak abyśmy pragnęli ut unum sint wraz z pragnieniem samego
Chrystusa.
Tylko wówczas łaska Boża pozwala nam wprowadzać w życie proponowane dobro. To
On skłania nas do poszukiwania pojednania i doprowadza do jego osiągnięcia.
Jest to chwila ogromnej łaski: przyjmijmy ją całym sercem i umysłem.
Przygotowując się w tym okresie Adwentu Roku Wiary na przyjście Zbawiciela
świata, módlmy się i śmiało ufajmy: czyż nie powinniśmy również widzieć
oczekiwanego od dawna upragnionego pojednania Bractwa Kapłańskiego Świętego
Piusa X ze Stolicą Piotrową?
Jedyna wyobrażalna przyszłość Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X leży na
drodze pełnej jedności ze Stolicą Apostolską, w przyjęciu bezwarunkowego
wyznania wiary w jej pełni, a tym samym we właściwie uporządkowanym życiu
kościelnym, sakramentalnym i duszpasterskim.
Otrzymawszy od Następcy Piotra zadanie, aby być narzędziem pojednania Bractwa
Kapłańskiego, ośmielam się powtórzyć słowa Apostoła Pawła, który nas zachęca
byśmy „postępowali w sposób godny powołania, jakim zostaliście wezwani, z całą
pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości.
Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój”.
Szczerze oddany w Chrystusie,
+ J. Augustine Di Noia, O.P.
|